Orbán? Dziękuję, ale NIE!

Putin ogłasza częściową mobilizację i grozi bombą atomową. Orbán - dzień później - oznajmia, że trzeba znieść sankcje wobec Rosji, bo ceny są za wysokie, a jakby tego było mało, dodaje, że zacznie przeprowadzać „narodowe konsultacje” w sprawie sankcji unijnych na Rosję. Jednym słowem robi wszystko, by pomóc Putinowi i zaszkodzić Ukraińcom. I nie ma co ukrywać, że ani to konserwatyzm, ani chrześcijaństwo, ani prawicowość.

Nie będę ukrywać, że był czas, kiedy Viktor Orbán wydawał mi się politykiem istotnym i ważnymi, ba nawet nadzieją dla europejskiego konserwatyzmu. Niestety najpierw polityka wewnętrzna (ze szczególnym uwzględnieniem gigantycznej korupcji), a potem stanowisko wobec Ukrainy skutecznie wyleczyło mnie z takiego myślenia. Orbán nie jest w istocie politykiem konserwatywnym, odrzuca bowiem fundamentalne wartości i zasady. Z konserwatywnego punktu widzenia suwerenność narodu, prawo wyboru, przestrzeganie zasad prawa międzynarodowego czy wreszcie odrzucenie ataku na inne państwo pozostają kwestiami istotniejszymi niż ceny energii czy święty spokój własnego narodu. Orbán zaś nie ukrywa, że moralność i zasady go nie obchodzą, jeśli tylko mogą one zaszkodzić Węgrom. Jeśli to ma być moralna rewolucja, jaką Węgry mają do zaoferowania Europie, to ja dziękuję, postoję.

Ale jest coś jeszcze, co może jest istotniejsze z punktu widzenia realistycznie prowadzonej, polskiej polityki zagranicznej. Otóż, tak się składa, że Orbán jasno deklaruje, iż jego postrzeganie interesów Węgier jest radykalnie sprzeczne z geopolitycznymi interesami Polski. Węgry zdecydowały się ukierunkować swoją politykę za granicą (przynajmniej w sferze deklaracji, bo finansowo nadal najbliżej współpracują z Niemcami) we współpracy z Rosją, Turcją (czy szerzej strefą turańską) i wreszcie z Chinami. Z perspektywy węgierskiej polityki Rosja może być nawet sprzymierzeńcem w dziele odbudowy wielkich Węgier, a energetyczne bezpieczeństwo (nawet jeśli jest ono pozorne) ma gwarantować Budapesztowi właśnie Moskwa. 

Z perspektywy Polski taka polityka jest kompletnie nieakceptowalna. W naszym, najgłębszym strategicznym interesie jest całkowite uniezależnienie Europy od surowców energetycznych z Rosji, maksymalne wzmocnienie Ukrainy i osłabienie - nie tylko militarne czy polityczne, ale także gospodarcze - Rosji, maksymalnie szybkie rozbicie rozgałęzionych wpływów, jakie Kreml zbudował zarówno po prawej, jak i po lewej stronie europejskiej sceny politycznej. 

Silna, suwerenna Ukraina w tym programie nie jest tylko kwestią moralną, ale także ściśle geopolityczną. Upadła, zależna od Rosji Ukraina oznacza ogromne zagrożenie dla Polski, silna i niepodległa to dla niej szansa. Odmienne jest także postrzeganie wojny w Ukrainie. Dla Polski to kwestia egzystencjalna. I właśnie dlatego trzeba sobie zupełnie jasno powiedzieć, że współpracy z Orbánem być nie może. To mrzonka, że będzie on nas w czymkolwiek wspierał. 
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

 

Tomasz Terlikowski
Wczytuję ocenę...
Wczytuję komentarze...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo