Polska klasa polityczna jest zjednoczona w kwestii wsparcia Ukrainy. Jest zjednoczona w kwestii twardej postawy względem Rosji. Jest zjednoczona w kwestii obecności USA w Europie. Jest nawet zjednoczona w krytyce postawy Niemiec i Francji wobec Rosji. Są jednak ludzie, którzy chcieliby tę jedność zniszczyć. Czy im się to uda?
Realiści do lamusa
Trudno sobie wyobrazić, jak można w Polsce sprzyjać agresywnej postawie Rosji, a tym bardziej być przeciw jedności Polaków w sprzeciwie wobec tej postawy. Przecież po pokonaniu Ukrainy Polska byłaby następnym celem „operacji specjalnej” Putina. Przecież Rosja chce Polski słabej. A my chcemy być silni. Cele Warszawy i Moskwy są sprzeczne. Polityczna prorosyjskość zakrawa więc w Polsce na zdradę stanu.
Wydaje się więc, że nie powinna pojawiać się w polskiej polityce. Niestety się pojawia. Głoszą ją chociażby Janusz Korwin-Mikke i Grzegorz Braun. Ale ich dość ma nawet Konfederacja. Większym problemem są ci, którzy postawy radujące Moskwę ukrywają pod płaszczykiem realizmu. Ci krytykują sankcje na Rosję, straszą atomowym odwetem Putina w wypadku zaangażowania po stronie Kijowa lub wyrażają niezadowolenie z przyjmowania ukraińskich uchodźców.
Rzeczywistość pokazuje tymczasem, że opinie „realistów” są… mało realistyczne. Uchodźcy z Ukrainy nie zniszczyli systemu społecznego w Polsce ani nie wywołują napięć. Wsparcie militarne sąsiada nie powoduje wysłania na nas rosyjskich rakiet, nie mówiąc już o atomówkach. A kraje, które chciały ostrożnie podejść do sankcji na Rosję (tak jak Niemcy), i tak są ofiarą moskiewskiej polityki energetycznej. Jaki jest więc sens dalszego brnięcia w „realizm”? Być może chodzi o coś więcej niż ostrożność.
„Realiści” często powtarzają narrację, którą stosują Niemcy. Pojawiają się te same argumenty, że Rosja jest zbyt potężna, by z nią zadzierać, że jesteśmy od niej uzależnieni surowcowo, a odcinanie się od niej spowoduje kryzys. Można więc mówić o pożytecznych idiotach nie Moskwy, lecz Berlina.
Horyzont zwolenników małej stabilizacji
Zarówno zdecydowana większość Polaków, jak i zdecydowana większość polskiej sceny politycznej jasno dostrzega sprzeczność interesów Warszawy i Moskwy. Kreml prowadzi politykę imperialną, żeby utrzymać władzę autorytarną i możliwość łupienia Rosjan. Żeby zabezpieczyć się przed moskiewskim imperializmem, wspieramy demokratyczną Ukrainę (i demokratyczne siły na Białorusi). Współpracujemy też geopolitycznie z USA. Przy okazji rosyjskiej agresji na Ukrainę wielu Polaków i polskich polityków zaczyna też dostrzegać, że interesy Warszawy i Berlina są sprzeczne. Niemcy są partnerem Rosji w dziele wspólnego podporządkowania sobie Europy. Temu służyły m.in. Nord Stream i polityka klimatyczna UE. Następuje więc bolesny proces leczenia się niektórych grup z proniemieckości. Wielu jednak wciąż chce trzymać się Berlina, tak jak w końcówce PRL wielu wciąż chciało trzymać się Moskwy. Dlaczego?
Wielu zwolenników opcji proniemieckiej (a wcześniej prosowieckiej) po prostu boi się zmian. Tak jak zerwanie po 1989 r. więzów gospodarczych z ZSRS miało zniszczyć naszą gospodarkę, tak teraz brak współdziałania z Niemcami może zniszczyć naszą gospodarkę. Być może ci obawiający się zmiany tak przyzwyczaili się do małej stabilizacji, że boją się jakichkolwiek ambicji Polski, aby tej stabilizacji nie utracić.
Są jednak pewne grupy, które z premedytacją popierają ograniczenie polskich ambicji. Pewne grupy po prostu miały się dobrze dzięki uzależnieniu Polski od ZSRS. I pewne grupy, często te same, chciałyby większego uzależnienia od Niemiec (dla niepoznaki nazywanego pogłębieniem integracji europejskiej). Po prostu przyzwyczaiły się, że ich władza pochodzi z zewnątrz. Nie przyjmują do wiadomości, że w demokracji władza może być zmieniania przez naród. Dlatego panicznie sprzeciwiają się sytuacji, w której zwiększanie wpływu Niemiec na Polskę stanie się niemożliwe. A taka sytuacja staje się realna właśnie teraz.
Kto jest po czyjej stronie?
Zjednoczenie wokół nowej polityki zagranicznej Polski warto podtrzymać. Dobrze byłoby, gdyby ze strony Andrzeja Dudy pojawiła się inicjatywa, która to zjednoczenie polskiej sceny politycznej by potwierdziła. Inicjatywa skierowana np. na zacieśnioną współpracę z USA. Ta inicjatywa miałaby służyć nie tylko temu, żeby wygasić polską „zimną wojnę domową”. Miałaby służyć sprawdzeniu, które siły polityczne chcą zewnętrznej (niemieckiej) władzy nad Polakami. W momencie, kiedy sam Putin postanowił zrujnować gospodarkę Niemiec, szantażując je odcinaniem surowców, nowa formuła jest w pełni racjonalna. Amerykanie chcą właśnie przenosić produkcję z coraz bardziej wrogich Chin do krajów „zaprzyjaźnionych” (a takim jest Polska). W obliczu słabnięcia najważniejszego partnera gospodarczego Polski (który nie może zgodzić się na szantaż Rosji, żeby nie stracić rynku w USA) inicjatywa Dudy powinna zjednoczyć Polaków.
Jeśli ktoś wtedy wyłamie się z poparcia dla reorientacji kierunku gospodarczego Polski, będziemy wiedzieli, kto jest przeciwko zjednoczeniu naszego narodu. Już przy obecnych manewrach wokół Ukrainy widać, jak podzielona jest opozycja. Lewica, umiarkowana część Platformy, narodowa i umiarkowana część Konfederacji, większość PSL i sam Szymon Hołownia sprzyjają „nowemu zjednoczeniu”. Skupiona wokół Tuska twarda Platforma wydaje się przeć do kontynuowania „zimnej wojny domowej” w Polsce. Przeciw zjednoczeniu wokół współpracy z USA opowiadają się też zwolennicy Korwin-Mikkego.
Widać więc wyraźnie, że z „polskiego kompromisu” wyłamują się najbardziej skrajne liberalne środowiska dawnego KLD i UPR. Dlaczego liberałowie idą drogą twardogłowych komunistów z końcówki PRL? Być może tak jak oni czują, że nie zdobędą szerokiego poparcia w polskim narodzie i muszą odwołać się do mocarstwa zewnętrznego, aby mieć władzę.
Ważna kampania
Aby dokonać rzeczywistego zjednoczenia Polski i wykazać wyłamywanie się liberałów z tego zjednoczenia, PiS musi bardzo mocno narzucić swoją narrację w czasie kampanii wyborczej. Sondaże wskazują, że mimo starań opozycji inflacja nie jest paliwem kampanijnym. Mało kto wierzy w skuteczność opozycji w rozwiązaniu problemu, a opinie na temat źródeł inflacji są silnie związane z przynależnością do konkretnego obozu politycznego. Jest więc przestrzeń, żeby kampanię zdominowała geopolityka.
PiS wprost musi zaproponować zjednoczenie Polski wokół współpracy z USA i wsparcia dla Ukrainy, dodając do tego krytykę postawy Niemiec. Opozycja będzie musiała się do tego odnieść. Jej część przyzna rację PiS i da paliwo partii Jarosława Kaczyńskiego. Inna część zaatakuje PiS, wypisując się z upragnionego przez naszych rodaków kompromisu politycznego w Polsce.
 
 
                     
                         
                         
                         
             
             
            ![Rutkowski ujawnia kulisy zatrzymania Andrzeja R.! Zaskakujące powiązania z politykiem KO [WIDEO]](https://files.niezalezna.tech/images/imported/blaskonline/thumbs/43435.png?r=1,1) 
             
             
             
            ![Mural na miarę serca! Warszawska szkoła zrobiła niespodziankę, która wzruszyła całą Polskę [ZDJĘCIA]](https://files.niezalezna.tech/images/imported/blaskonline/thumbs/1-10.png?r=1,1)