W ostatnim czasie media co rusz epatują dramatami kobiet związanymi z aborcją. Jedną z nich jest sprawa pani Joanny z Krakowa, w której pośród wielu wątków rozgrzewających opinię publiczną umknął jeden, wcale nie marginalny – pewnego rodzaju schizofrenii prawnej związanej z aborcją farmakologiczną.
Określana nieraz aborcją domową, polega na zażyciu leków powodujących wydalenie płodu z ciała kobiety. Choć w Polsce jest ona nielegalna, podobnie jak aborcja chirurgiczna (poza wyjątkami), w istocie kobieta może jej dokonać bez większego problemu i konsekwencji prawnych. Konsekwencje mogą spotkać tego, kto jej owe tabletki sprzedał lub nakłaniał do nielegalnego działania, ale ściganie tego wydaje się być skazane na porażkę. Jakie jest logiczne uzasadnienie faktu, że kobieta, która świadomie łamie prawo w sprawie tak ważnej, nie ponosi za to odpowiedzialności?