Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Bartosz Bartczak
11.01.2023 18:00

Nie każdego człowieka zastąpią algorytmy

Scenariusz dobrze znany z filmów katastroficznych takich jak „Terminator”. Maszyny stają się inteligentne i próbują eksterminować ludzkość. Tylko grupka odważnych ocalałych przedstawicieli homo sapiens przeciwstawia się elektronicznej inteligencji. Ale strach przed zniszczeniem ludzkiej cywilizacji przez inteligentne maszyny jest tylko wyolbrzymieniem innego strachu. Ludzie boją się mianowicie, że maszyny zabiorą im pracę.

Boimy się, że samochody jeździć będą same, domy same się budować, a fabryki nie będą potrzebować robotników. Ale okazuje się, że maszyny niekoniecznie zabiorą pracę robotnikom, bo czy to maszyny przemysłowe, czy po prostu autonomiczne samochody są wciąż dużo bardziej niezdarne niż człowiek. Wcześniej rewolucji technologicznej powinni raczej bać się zadufani w sobie prawnicy, finansiści, dziennikarze, a także menedżerowie. Generalnie ta rewolucja może nie być wcale taka oczywista, jak to wyśnili sobie różnego rodzaju futuryści.

Po poradę do maszyny

Zamiast wizyty w kancelarii kilka kliknięć myszką? To już staje się rzeczywistością. Obszarem, w którym maszyny najłatwiej mogą wypchać ludzi z dotychczasowych miejsc pracy, okazuje się wcale nie przemysł, ale są to usługi doradcze.

Najbardziej zagrożeni przez rewolucję technologiczną okazują się wcale nie wykwalifikowani robotnicy, ale różnego rodzaju prawnicy, finansiści, doradcy podatkowi i ubezpieczeniowi. Po prostu sztuczna inteligencja będzie zawsze dużo lepsza w obszarach, w których potrzebna jest szeroka, ale ustrukturyzowana wiedza. Dobry program szybciej i pewniej znajdzie rozwiązanie problemu prawnego, napisze umowę, zoptymalizuje podatek czy dobierze ubezpieczenie niż nawet najbardziej doświadczeni specjaliści w tych dziedzinach. Już dziś ci specjaliści sami wspomagają się różnego rodzaju programami (np. aplikacje do inwestycji na rynku akcji czy autonomicznie działające algorytmy inwestycji na giełdzie). Może więc niedługo w sądach czy urzędach skarbowych zamiast ludzi będziemy oglądać komputery?
Ta najbardziej widoczna zmiana związana z rewolucją technologiczną ma chyba największe znaczenie społeczne. Bo przecież na prawnikach, finansistach czy doradcach ubezpieczeniowych – wykonujących wysokopłatne zawody – opierała się rewolucja neoliberalna. To o nich, a nie o inżynierów, chodziło tym, co mówili o „gospodarce opartej na wiedzy”. To rzesze doradców były swoistym proletariatem merytokracji, popierając zawsze ograniczanie demokracji na rzecz rządów ekspertów. Teraz ten proletariat traci grunt pod nogami, realnie tracąc nie tylko pozycję ekonomiczną, ale i poważanie społeczne. Dlaczego ludzie mają słuchać mądrzejszych (prawników, finansistów), skoro maszyny są od nich wielokrotnie sprawniejsze, szybsze i w efekcie bardziej kompetentne?

Obecne podważanie neoliberalnego paradygmatu rządów ekspertów, np. władzy sądów, banków, ekonomistów, może brać się także… z rewolucji technologicznej, która odarła niektóre zawody z nimbu eksperckiej i nieomylnej wiedzy tajemnej.

Kto napisze wiersz

W świecie, w którym szeroka wiedza wcale nie gwarantuje sukcesu ekonomicznego, bo maszyna zawsze będzie wiedzieć więcej, była grupa, której wydawało się, że jest bezpieczna. Chodzi oczywiście o różnego rodzaju zawody kreatywne. Graficy, dziennikarze, copywriterzy, pracownicy reklamy czy PR-owcy byli pewni, że zastąpienie ich przez maszyny nie nastąpi. Przecież ich dzieła były wynikiem nie tyle ustrukturyzowanej wiedzy, ile dużej dozy kreatywności. W końcu po to, żeby zaprojektować plakat, napisać artykuł czy wymyślić dobrą reklamę, potrzeba pewnej iskry. Ale okazuje się, że maszyna też potrafi mieć tę iskrę. Sztuczna inteligencja zaczęła tworzyć nie tylko umowy czy deklaracje podatkowe, ale i postery reklamowe czy teksty portalowe. A więc czy pracownicy kreatywni też mogą zostać zagrożeni przez maszyny? Nie do końca.

Czym innym jest umowa między firmami napisana przez maszynę, a czym innym artykuł gazetowy. W tym pierwszym przypadku dwóch biznesmenów będzie bez problemu w stanie tak zadać pytanie programowi, aby ten, opierając się na podobnych przypadkach, wygenerował dobry dokument. W przypadku artykułu redaktor nie będzie w stanie sam tak zaprogramować aplikacji, aby otrzymać oczekiwany tekst. Będzie do tego potrzebny dziennikarz, który lepiej zna temat i tak pomoże maszynie, że ta przygotuje dobry, clickbaitowy tekst, a przynajmniej jego postać bazową, którą i tak trzeba będzie opracować, by uzyskać pożądany produkt.

Bo sztuczna inteligencja nie jest sama w sobie kreatywna. Ona tylko korzysta z kreatywności ludzi, analizując stare dzieła, np. dziennikarzy. Potrzebny jej więc będzie kreatywny pomocnik, który naprowadzi ją na odpowiednie tropy. Twórcy grafik, tekstów czy kampanii PR-owych nie zostaną więc raczej zastąpieni przez maszyny, ale staną się kimś w rodzaju ich programistów.

Zarządzanie ludźmi

Sztuczna inteligencja wywołuje w różnych umysłowych zawodach dużo emocji. Ale jak to z tą rewolucją technologiczną bywa, emocje są kierowane nie tam, gdzie trzeba. Do prawników i bankierów niekoniecznie mogą dołączyć graficy czy dziennikarze, ale menedżerowie i zarządzający procesami. Bo maszyny, które do zadań kreatywnych potrzebują pomocy, w wypadku zadań kierowniczych radzą sobie całkiem dobrze. Już w miastach amerykańskich, japońskich czy chińskich pojawiają się programy, które sterują pracą miejskich ekip porządkowych czy remontowych. Bo maszyna potrafi być całkiem sprawna, jeśli chodzi o kierowanie pracą ludzi. Szybciej i trafniej przewiduje ona potrzeby i potrafi skierować do ich zaspokajania posiadane siły. I przede wszystkim robi to bezstronnie, nie bacząc na problemy wynikające z relacji międzyludzkich. Ale w tym drzemie największy problem w rządach maszyn.

Wielu z nas, kiedy słyszy o zastępowaniu menedżerów przez maszyny, od razu się uśmiecha. Kto by nie chciał, aby jego szefem zamiast chimerycznego człowieka była racjonalna maszyna? A no właśnie tu rodzi się problem. Do zarządzania ludźmi potrzebne są nie tylko typowa dla maszyn (i prawników) ustrukturyzowana wiedza, ale i pewna doza kreatywności oraz znajomości człowieka. Maszyna rządząca pracownikami lub urzędnikami państwowymi będzie wybierała zawsze rozwiązania matematycznie optymalne, co nie znaczy najlepsze z perspektywy ludzi. Bo do zarządzania potrzebna jest umiejętność zauważania problemów, które maszyna odrzuca jako nieistotne. Taka maszyna wyrzuci pracowników czy obetnie wydatki socjalne w momencie kryzysu finansowego firmy czy państwa. A menedżer lub CEO znajdzie rozwiązanie, które pomoże zachować ludziom pracę czy wsparcie, aby nie wyrzucać ich poza nawias, z którego trudno ich później wydostać.

Po przyszłość do człowieka

Lekcja z rozwoju sztucznej inteligencji jest taka, że maszyna nigdy nie będzie taka jak człowiek. Może zastąpić nas w działaniach bardzo ustrukturyzowanych, gdzie potrzebna jest precyzja, nie zastąpi nas tam, gdzie potrzebne jest „myślenie nieszablonowe”. Bo maszyna jest ograniczona… człowiekiem. Może ona opierać się tylko na odniesieniach do ludzkiej pracy. Tak więc o ile łatwo maszynie będzie odtworzyć dobrą umowę czy wyrok sądu, o tyle trudniej będzie jej stworzyć zupełnie nowe dzieło literackie. Nie mówiąc już o codziennej twórczości, jaką jest zarządzanie ludźmi.

O ile rewolucja technologiczna zmienia rzeczywistość wokół nas i w niektórych zawodach może wywoływać obawy o los ekonomiczny, o tyle jednak maszyny nie zastąpią całkowicie ludzi. Bo nie przestaną one być tym, czym były od początku – wspomagaczem człowieka, a nie jego zastępstwem.