To powinno zapalić czerwoną lampkę. W takiej sytuacji poseł, senator czy minister powinien zwrócić się do służb o weryfikację takiej osoby. J., fałszywy prawnik po zawodówce, z rzekomymi związkami ze służbami, został zdemaskowany przez kilku posłów PiS, którzy o jego działalności zaczęli ostrzegać swoich kolegów, informując także organy ścigania. Te miały już go na widelcu, wszechstronnie badając jego kontakty, a nawet prowadząc wobec niego działania operacyjne. Podstawowe pytanie brzmi jednak: na czyje zlecenie działał Tomasz J. i czy nie ma w tej historii wątku obcych służb specjalnych?
Ku przestrodze
Historia Tomasza J., o której piszę w najnowszej „Gazecie Polskiej”, powinna być przestrogą dla polityków, by ostrożnie podchodzić do kontaktów z przypadkiem poznanymi osobami. Zwłaszcza gdy już w pierwszej rozmowie przechwalają się kontaktami na szczytach władzy.