Wieszczący rychły armagedon zaczynają powoli milknąć. Spadają ceny żywności, a zapasów jest pod dostatkiem. Światowej klęski głodu nie będzie – donosi „The Economist”. Powodów jest kilka. Jednym z nich jest osiągnięcie porozumienia w sprawie bezpiecznego eksportu zbóż z ogarniętej wojną Ukrainy. Ale nie tylko.
Choć indeks cen żywności FAO, agendy ONZ ds. Wyżywienia i Rolnictwa, opierający się na cenach 23 artykułów spożywczych jest o 13 proc. powyżej poziomu sprzed roku, w ostatnich miesiącach obserwujemy spadki cen żywności na światowych rynkach.
Globalne ceny żywności spadły w lipcu aż o 8,6 proc. w porównaniu z czerwcem To największy miesięczny spadek od 14 lat. W ujęciu miesięcznym najbardziej potaniały ceny olejów roślinnych − o 19,2 proc. oraz zbóż − o 11,5 proc. – Rynek bardzo szybko zareagował na osiągnięte porozumienie między Rosją a Ukrainą w sprawie eksportu zbóż przez ukraińskie porty na Morzu Czarnym. Co ciekawe, indeks cen żywności spadał też w czerwcu. Wówczas obniżały się głównie ceny produktów mlecznych i to aż o 11,9 proc. w stosunku miesiąc do miesiąca. Poza wpływem sytuacji na Ukrainie spodziewano się także, że ze względu na mniejsze zasiewy i sytuację pogodową będą niższe zbiory kukurydzy. Nieznacznie wzrosły ceny mięsa. Brakuje go szczególnie w Azji, gdzie szaleje afrykański pomór świń. Rosły także ceny cukru. W końcu sierpnia Ukraińskie Stowarzyszenie Zbożowe (UGA) zaktualizowało prognozę produkcji zbóż i roślin oleistych do poziomu 64,5 mln ton. Związane jest to z trwającą wojną i zmniejszeniem areału upraw o prawie 1 mln ha. Skurczą się przede wszystkim zbiory pszenicy. O blisko połowę mogą zmniejszyć się także zbiory jęczmienia. Mniejsze będą także zbiory kukurydzy. Na rynku będzie więcej jedynie rzepaku.
Ceny żywności spadają, ale nie w Polsce. Powodem jest inflacja wywołana wojną na Ukrainie oraz nadmiar pieniądza na rynku. Na to ostatnie wpływ mają liczne programy pomocowe, dlatego dobrze by było, aby rząd zachęcał obywateli do oszczędzania i inwestowania, a nie do konsumpcji. Tylko w maju żywność w naszym kraju podrożała o 5 proc. Najbardziej warzywa, aż o 22,6 proc., oraz mięso – wieprzowina o ponad 12 proc. Rok do roku najbardziej zdrożały takie produkty jak pierś z kurczaka, kiełbasy i olej rzepakowy. Te produkty podrożały nawet o kilkadziesiąt procent. Obecnie wzrosty wyhamowały, ale trudno liczyć na spadki. Z prognoz wynika, że zbiory w kraju mają być na podobnym poziomie jak rok wcześniej. Wciąż jednak pojawiają się doniesienia niepokojące konsumentów. Wskutek wstrzymania produkcji przez zakłady chemiczne, zużywające duże ilości gazu, zaczyna brakować… dwutlenku węgla. Skarży się na to branża spożywcza – firmy produkujące napoje i browary oraz zakłady mięsne. Na szczęście klienci zachowują się coraz rozsądniej w sklepach i zwracają uwagę, co wkładają do koszyka. Producenci nie mogą podnosić cen w nieskończoność. Inflacja jest na rekordowym poziomie i w lipcu wyniosła 15,6 proc., w sierpniu ma być jeszcze równie wysoka, a spadki mają pojawić się w IV kwartale. Te dwa czynniki – wyhamowanie inflacji i spadki cen na rynkach światowych – powinny sprawić, że i my odczujemy ulgę.
Na światowych rynkach spadają ceny surowców, także energetycznych. Ceny ropy spadły już do poziomu przedwojennego, a powodem jest zwiększenie podaży ze strony krajów OPEC. Paliwo z Rosji stało się dobrem toksycznym, jednak węglowodory z tego kierunku mogą być z powodzeniem zastąpione wydobyciem z innych kierunków. Już teraz na rynki płynie więcej ropy np. z Kazachstanu. Podobnie dzieje się z gazem. Tutaj pierwsze skrzypce zaczyna grać Norwegia, stając się największym eksporterem błękitnego paliwa na świecie. Oprócz Polski, do której będzie płynął norweski gaz poprzez Baltic Pipe, dużym odbiorcą surowca będą Niemcy, które za wszelką cenę chcą uniezależnić się od Kremla. Obecnie państwa Zachodu starają się zapełnić maksymalnie swoje magazyny, ale nawet dostawy gazociągiem Nord Stream odbywają się zaledwie z wykorzystaniem 20 proc. mocy. Rosjanie w ten sposób szantażują Europę, aby zaniechała pomocy walczącej Ukrainie.
Zima rysuje się dla Niemców w czarnych barwach. Gazprom straszy kanclerza Scholza gigantycznymi podwyżkami, a Niemcy zaciskają pasa. Rosyjska spółka zapowiedziała wzrost cen o kolejne 60 proc. dla zagranicznych odbiorców. Za 1000 m sześc. gazu trzeba będzie zapłacić ponad 4 tys. dol. Niemcy boją się zimy, bo obecnie mają zapasy na ok. 2,5 miesiąca. Rząd planuje wypełnienie magazynów do poziomu 95 proc. Obecnie są pełne w ok. 77 proc. Niemiecki rząd uruchomił specjalny pakiet pomocowy o wartości 30 mld euro. Gospodarstwa domowe otrzymają dopłaty do rachunków w wysokości 300 euro.
Wskutek tej sytuacji niemiecki koncern energetyczny Uniper w pierwszej połowie roku notuje stratę w wysokości 12,3 mld euro i szacuje, że wyjdzie na prostą najwcześniej za dwa lata. Największy importer rosyjskiego gazu był bliski bankructwa i otrzymał rządowy zastrzyk w wysokości 15 mld euro. Sankcje na Rosję i upadek projektu Nord Stream 2 pogrążyły spółkę.
Rząd w Berlinie robi co może, aby ratować gospodarkę. Do końca roku mają zostać uruchomione dwa pływające terminale LNG w Wilhelmshaven i Brunsbuettel. W przyszłym roku powstaną kolejne: w Stade w Dolnej Saksonii oraz w okolicach Lubmina w Meklemburgii-Pomorzu Przednim. Rosyjski gaz ma zostać zastąpiony gazem z Norwegii. Norwegowie mają szansę stać się wkrótce największym eksporterem gazu ziemnego na świecie. Oznacza to kłopoty dla Kremla. Rosja sprzedaje błękitne paliwo na rekordowo niskim poziomie. Sprzedaż skurczyła się już o ¼, a nadwyżki gazu są spalane. Do końca roku produkcja może spaść do 400 mld m sześc. Wzrost przychodów Gazpromu związany jest wyłącznie ze wzrostami cen surowca na rynku. Rosjanie tracą największego klienta, jakim jest UE. Służby niemieckie badają także wątki korupcyjne podczas budowy gazociągu Nord Stream 2. Okazuje się, że Gazprom hojnie wspierał niemieckie fundacje klimatyczne, aby zyskać przychylność rządu dla tej inwestycji. Fundacja Stiftung Klimaschutz była związana z politykami rządzącej SPD i otrzymała od Rosjan 192 mln euro. Według doniesień „Die Welt” przesłuchiwanym w sprawie ma być sam kanclerz Olaf Scholz.
Inflacja może zacząć wyhamowywać od przyszłego roku. Oprócz żywności i surowców energetycznych tanieją bowiem metale. Odetchną więc branże hutnicza oraz budowlana. Spadają ceny zarówno stali, jak i złomu stalowego. Niższe notowania mają też rynki miedzi i aluminium. Nie są to jednak poziomy sprzed wojny. Wysokie ceny energii wykluczają większe obniżki. W czerwcu nurkowały metale szlachetne i przemysłowe. Na giełdach można kupić taniej srebro, nikiel oraz cynk.
Eksperci różnych branż próbują już przewidywać, kiedy zakończy się kryzys. Branża motoryzacyjna, która mocno ucierpiała podczas pandemii i wojny, szacuje, że na prostą zacznie wychodzić już w 2023 r. Spadek popytu oraz sankcje zmniejszyły produkcję i doprowadziły do ograniczeń podaży niemal we wszystkich branżach pokrewnych. Nie pomogły też wzrosty cen. Na uspokojenie czeka też budowlanka. Koszty budowy nowych domów mogą przestać rosnąć, a po szaleńczych wzrostach nieznacznie tanieć mogą nieruchomości.
Analitycy z niepokojem wpatrują się w niebo. Jeśli jesienią będzie słabo wiało, a wiatraki nie będą miały jak się kręcić oraz szybko przyjdzie długa i mroźna zima, Europejczyków być może czeka reglamentacja energii. Jeśli odwrotnie – zima będzie łagodna, Europa może przejść przez kryzys w miarę suchą stopą i w dłuższej perspektywie wyjść z niego zwycięsko.
Autor jest założycielem i dyrektorem Instytutu Globalizacji (www.globalizacja.org)