Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
,Jakub Maciejewski
15.04.2025 18:52

Jak III RP dostała rękawicą w twarz. Debata w Końskich

Jeśli samotny Trzaskowski w pustej sali czekał na kontrkandydatów, jeśli zmuszono media do przyznania, że to nie TVP zorganizowała debatę, jeśli usłyszano głosy wyborców i dostrzeżono niezależne media – to tylko zasługa debaty Republiki w Końskich.

Po raz pierwszy do debaty został dopuszczony naród. Na rynku w Końskich nie było wymuskanych prezenterów w ciepłym studiu, ale rasowi dziennikarze nieco marznący w chłodnej kwietniowej aurze, tak jak wszyscy uczestnicy i widzowie sprzed sceny. Żadnych wyreżyserowanych pytań, żadnych przecieków do faworytów, żadnych ustawek – spontaniczność wlewała się w tę debatę w sposób bezprecedensowy. Oczami rzeszy wyborców i widzów Republiki będących osobiście na wydarzeniu wyglądało to jak nowa era mediów i publicznej dyskusji w Polsce. 

Bo wyborcy przychodzili cały dzień – podczas „Bitwy politycznej” mieszkańcy spierali się o to, kto lepiej wypadł – Mariusz Gosek z Prawa i Sprawiedliwości czy Norbert Pietrykowski z Polski 2050. Koalicjant Tuska musiał się tłumaczyć z forsowania lewicowych pomysłów w edukacji, chciał przekierować gniew mieszkańców na lewicę. Po raz pierwszy w najnowszej historii Polski każdy obywatel mógł podejść do dziennikarza, polityka lub przyszłego prezydenta i osobiście podzielić się opiniami i refleksjami. Widzowie aż nie wierzyli. „Będzie Nawrocki?” – pytał jeden z nastolatków. „A Stanowski?” – dopowiadał inny. 

Obecność tych kandydatów w TVP oznaczała zamknięcie za podwójną bramą, ale obecność w Republice była wyjściem do ludzi. To zresztą sprawiało także trudności, bo emocje wyborcze wdzierały się na scenę nawet w trakcie samej debaty. Prowadząca wydarzenia redaktor Katarzyna Gójska prosiła zebranych o obniżenie temperatury sporu, bo oklaski i okrzyki były doniosłe niczym na wiecu wyborczym. Choć największą sympatią cieszył się Karol Nawrocki, to także zaplecze marszałka Szymona Hołowni zorganizowało grupę wyborców wyróżniających się żółtymi emblematami – a to kurtką, a to parasolem, a to transparentem. Bliżej sceny tłum naprawdę gęstniał i można było mieć wrażenie, że to nie wyborcy, lecz sejmik szlachecki wyraża swoją wolę, sprzeciw i ciekawość. A oto pięć widocznych wyróżników debaty w Końskich, które przekonują, że media mogą i powinny być otwarte dla widzów.

Pięć wyróżników

Ochrona – choć emocje wypełniały zgromadzonych, nie doszło do najmniejszych przepychanek czy utarczek, a przed barierkami była doprawdy jedynie garstka ochroniarzy. Nie trzeba było kordonów policji, selekcji widzów, podwójnych barierek i systemów ochronnych, co nawet na wiecach każdego z kandydatów jest zwyczajną praktyką. Jedynym zagrożeniem na przyszłość mogą być prowokatorzy, którzy mogliby zakłócić wydarzenie podsycaniem emocji i zachęcaniem do rękoczynów – ale bez niejawnej inspiracji debata publiczna w Polsce może być naprawdę bezpośrednia.

Różnorodność obecnych – przed sceną stali ludzie z wszystkich grup społecznych, była nawet niepełnoletnia młodzież, jeszcze niegłosująca, ale ze zwykłej ciekawości smakująca ten epizod życia politycznego. Byli też mieszkańcy apolityczni, niechętni wszystkim kandydatom, ale czujący, że mogą tu dotknąć sedna debaty i mieć wpływ na rozmowy ze znanymi liderami. 

Spontaniczność – wydarzenie Republiki nie było sztucznie wyreżyserowane. W toku debaty dotarła na scenę lewicowa kandydatka Joanna Senyszyn, na bieżąco wtłoczona w kolejność odpowiedzi. Nikt jej nie wypraszał, nie przesuwał – dołączyła do grona gości niczym zbłąkany wędrowiec do wigilijnego stołu. 

Bezpośredniość – być może nie wszyscy Czytelnicy wiedzą, ale politycy są szkoleni tak, by mówić nie do swojego rozmówcy w studiu, ale do kamery i do widza siedzącego przed ekranem. To sprawia, że mowa polityków jest inna, interakcja z rozmówcami jest koncesjonowana na potrzeby show i w większym stopniu angażuje się tutaj techniki PR-owskie. Gdy jednak oprócz kontrkandydatów i oprócz kamer jest jeszcze reagujący wielotysięczny tłum, politycy muszą być bardziej bezpośredni i naturalni. Szymon Hołownia nie mógł sobie pozwolić na wyświechtane formułki o pakcie migracyjnym, bo okrzyki zza barierek zmusiły go do usprawiedliwiania jego względnie proimigranckiej postawy. Gdy o tym samym mówił w studiu TVP, wystarczyło gładkie minutowe miniorędzie, przefiltrowane przez polityczny marketing.

Presja na mainstream – gdyby w Końskich nie było Republiki, ustawka sztabu Trzaskowskiego by się udała. TVP pokazałaby albo prezydenta Warszawy zwyciężającego z samym sobą, albo sparing z Nawrockim jako gościem z zewnątrz, grającym na wyjeździe. Tymczasem rozgłos i oglądalność Republiki stworzyły przed medialnym establishmentem dylemat – albo ośmieszą się niewpuszczeniem kandydatów, albo zmienią zasady gry i wpuszczą wszystkich. I wydarzyło się to ostatnie – salon uległ ulicy!

Jak wypadli kandydaci?

Debata na rynku w Końskich była trudnym sprawdzianem dla mówców. Joanna Senyszyn mająca wśród widzów najwięcej sceptyków potrafiła ironią i nutką arogancji pławić się w okrzykach skierowanych przeciwko niej samej. Krzysztof Stanowski w swojej roli Stańczyka tegorocznych wyborów widział na żywo autentyczny – a nie tylko internetowy – odzew na swoje satyryczne komentarze dotyczące polskiej polityki. Marek Jakubiak pokazał, że potrafi nawiązać dialog z tłumem, zaś Szymon Hołownia musiał uprawiać slalom gigant pomiędzy krytycznymi nastrojami wyborców. Karol Nawrocki z kolei miał swoje pięć minut na opowiadanie o swoim programie, bez przerywania i manipulacji powszechnych wśród nieżyczliwych mu dziennikarzy. 
To, że Trzaskowski stchórzył, nie powinno nas dziwić. Jednak nieobecność Sławomira Mentzena, który chce uchodzić za najbardziej dynamicznego z kandydatów, pozwala zapytać, czy jego pewność siebie nie jest udawana. Prowokacyjny Grzegorz Braun również nie odważył się na konfrontację w stanowczo antyrosyjskiej Telewizji Republika. Lewicowa Magdalena Biejat nie skorzystała z okazji, by pokazać swoją tolerancję i otwartość, a przegrać walkowerem zawsze jest najgorzej. Podobnie Adrian Zandberg, który uchodzi za bardzo sprawnego mówcę – tu zniknął.

Współpraca mediów na prawicy

Nasi Czytelnicy i Widzowie często pytają i proszą o jedność wśród prawicowych mediów. I oto w Domu Wolnego Słowa, pod dachem Telewizji Republika, taką jedność udało się osiągnąć – Republika, wPolsce24 i Telewizja Trwam wspólnie zadawały pytania piątce kandydatów. A całość tego wielkiego przedsięwzięcia została zorganizowana w rekordowym tempie, właściwie w ciągu jednej doby. Gdy nie wpuszczono nas na debatę do hali, Tomasz Sakiewicz wezwał pospolite ruszenie – organizatorzy, prowadzący, politycy i widzowie stawili się na miejscu. Bez wcześniejszych negocjacji, układów, targowania się o swoją pozycję. Najbardziej autentyczna debata wyborcza od dekad okazała się rękawicą rzuconą skostniałym mediom III RP. Rękawicą rzuconą w obłudną twarz.
 

Reklama