Nawykłem już do cynizmu liberałów, którzy przez 30 lat III RP z hasłami o wspieraniu polskiej przedsiębiorczości, budowy silnej klasy średniej itp. realnie przeszkadzali budować dobrostan społeczeństwu na dorobku.
Na ogół bowiem okazywało się, że chodzi im o interesy wielkiego zagranicznego kapitału. „Dekomunizacja” gospodarki służyła im za świetny pretekst do wyprzedaży majątku narodowego i utraty kontroli nad kolejnymi segmentami rynku i całych gałęzi przemysłu. To jedno. Ale jest też coś, co w cynizmie liberałów jednak mnie boli. Oni nigdy nie byli w stanie zrozumieć, że dobra polityka rodzinna i społeczna stanowi impuls rozwojowy dla mniej zamożnej części społeczeństwa. Na prostej zasadzie: zamiast chwilówek – remonty mieszkań, lepsza edukacja dzieci, nawet zdrowsza konsumpcja i pieniądze na zdrowie. Dlatego pusty śmiech mnie ogarnia, gdy słucham zapewnień Donalda Tuska i Ewy Kopacz, że chcieli poprawić byt mniej zamożnych Polaków i mieli już nawet na to pomysł. Powiem szyderczo: zamiast wakacji nad morzem dla polskich rodzin – letni wyjazd do roboty w Niemczech. Tuskobusem na szparagi – to jedyny „prospołeczny” pomysł Tuska i jego kamaryli, jaki można sobie realnie wyobrazić.