Dla większości jego działaczy jedyną szansą „pozostania u koryta” staje się więc zabetonowanie dotychczasowych lokalnych układów władzy, w których wciąż mają coś do powiedzenia. W którym wciąż coś znaczą z powodu budowanych często przez dekady sieci zależności. Jednocześnie w ten sposób rośnie ich przydatność dla Koalicji Obywatelskiej. Politycy PSL, gdy będą błagać o znalezienie się na listach ugrupowania Donalda Tuska (do czego, możemy być tego pewni, w wielu wypadkach dojdzie), będą mogli zaoferować wiano lokalnych układzików i szemranych interesów, które przysłużą się KO. Przy okazji widzimy jeden ze smutniejszych paradoksów polskiej polityki. Coś, co w starszych zachodnich demokracjach świadczy o dobrej kondycji państwa, czyli siła struktur lokalnych, w Polsce okazuje się elementem jego niszczenia. Nic więc dziwnego, że Donald Tusk wspiera dążenia swojej obecnej przystawki. Na drodze obozowi władzy stanie zapewne prezydent Karol Nawrocki.
Dwukadencyjność i walka o koryto
Politycy PSL, dążąc do zniesienia dwukadencyjności w samorządach, walczą o swoje życie. Po dwóch latach udziału w skrajnie skompromitowanej władzy ugrupowanie Władysława Kosiniaka-Kamysza w sondażach de facto nie istnieje.