Jeśli ktoś wątpił w słowa Jarosława Kaczyńskiego, że Platforma Obywatelska jest partią zewnętrzną, to wystarczy prześledzić to, co jej ludzie wyprawiali, by blokować modernizację i powstawanie nowych budów hydrotechnicznych w dorzeczu Odry.
Wstrząsająca jest opowieść Marka Gróbarczyka, ministra gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej w rządzie Zjednoczonej Prawicy, na temat jego zmagań w walce o budowę zbiorników retencyjnych na Odrze. Plan obejmował osiem inwestycji w Dolinie Kłodzkiej, jednak samorządowcy i politycy POstkomuny organizowali protesty przeciw ich budowie, oczywiście wspierani przez organizacje „ekologiczne”, finansowane za niemieckie pieniądze lub wprost zakładane w Niemczech. Pod wpływem tych akcji – jak opowiada minister Gróbarczyk w jednym z kanałów internetowych – „zagrożono nam, że jeśli nie będzie porozumienia ze społecznością lokalną, to wtedy Bank Światowy całkowicie odstąpi od finansowania. Wtedy nie mogliśmy sobie na to pozwolić ze względu chociażby na Racibórz, który był dla nas kluczowy i który był najdroższy w ramach przeprowadzanych inwestycji. To był dla mnie ogromnie frustrujący moment, ale w każdym razie udało się nam wybudować cztery zbiorniki”. A w innym momencie tej dramatycznej rozmowy o budowaniu zbiornika Racibórz i walce o nowoczesne inwestycje przeciwpowodziowe, były minister mówi: „Być może zabrakło mi determinacji, bardzo przepraszam”.
Jednak przepraszać Polaków i czym prędzej odejść w niesławie powinni politycy partii Donalda Tuska z nim samym w pierwszej kolejności. Wielichowska, Lenartowicz, Zielińska – to tylko kilka nazwisk polityków ówczesnej opozycji, którzy z wielkim zaangażowaniem niszczyli projekty modernizacyjne chroniące ludzi przed powodzią. Podburzanie ludzi, organizowanie protestów – wydawać by się mogło, że robią to wszystko, by walczyć z rządem Prawa i Sprawiedliwości, że w swym zapamiętaniu antyPiS nie zdają sobie sprawy, iż szkodzą krajowi i lokalnym społecznościom. Ale mnie te wyjaśnienia – że to z czystej głupoty – nie przekonują. Platforma zbyt konsekwentnie walczyła ze wszystkimi projektami modernizacyjnymi kraju przez poprzednia lata, ale też z każdą inicjatywą, która poprawiała bezpieczeństwo kraju. Byli przeciw Wojskom Obrony Terytorialnej, budowaniu muru na granicy z Białorusią, CPK, rozwojowi Orlenu i uniezależnieniu się przez ten koncern od rosyjskiej (niekiedy płynącej z Niemiec) ropy, przeciw szybkim kolejom, itp., itd. Dziś, gdy są u władzy, nic się nie zmienia – nie wykonują ustawy dotyczącej inwestycji na Odrze i skreślili z finansowania zaplanowane już budowy hydrologiczne, zahamowali budowę CPK, rezygnują z projektów „szprych”, które miały połączyć Polskę szybkimi kolejami. Niemal każdy dzień przynosi nowe informacje, jak ta ogłoszona w zeszłym tygodniu o rezygnacji z budowy odcinka kolejowego Konin–Turek.
Uderzaniu w zrównoważony rozwój i w modernizację kraju towarzyszy służalcza polityka wobec Niemiec w sferze pozainwestycyjnej – rezygnacja z żądania reparacji czy wprowadzenie do szkół podręcznika historii zatwierdzonego przez Berlin. To nie tylko partia reprezentująca i realizująca interesy zewnętrzne. To także ugrupowanie ludzi, którym brakuje instynktu służenia innym, pracy dla dobra wspólnego. Czym innym bowiem można tłumaczyć zlekceważenie przez Donalda Tuska prognoz IMGW zapowiadających wielką powódź? „Prognozy nie są przesadnie alarmujące” – stwierdził szef rządu w chwili, kiedy trzeba było alarmować. Propaganda i przeświadczenie, że może jakoś to będzie, podyktowały pewnie te słowa – nie troska o ludzi, bo co do ich losu, to wielkiego zaangażowania i empatii po prostu nie widać. Tusk i jego otoczenie skupieni są na propagandzie i sztabach na żywo, które – jak w peerelowskiej telewizji – pokazują smutnego dziadersa napinającego wątłe mięśnie, który poucza towarzyszy, że mają lepiej pracować. Żałosne to wszystko. I tragiczne – bo za nieudolność tej ekipy płacą życiem, zdrowiem i dobytkiem setki tysięcy Polaków. Nie ma – w chwili, gdy piszę te słowa, czyli w sobotę wieczorem – żadnych spójnych programów pomocowych, żadnych tarcz antypowodziowych, żadnych – prócz drobnych w skali zniszczeń zasiłków – kwot na konkretne tereny, powiaty, gminy. Po tygodniu (sic!) dramatycznej powodzi rząd zdecydował się powołać pełnomocnika do spraw odbudowy po zniszczeniach.
Polacy dla odmiany pokazują, że świetnie umieją sobie radzić, gdy państwo nie działa: od budowy i ochrony wałów po sprzątanie po powodzi główną siłą, która sprostała tragedii, jest po prostu naród.
Czy Polaków to doświadczenie czegoś nauczy? Czy połączą kropki – że jeśli oddają władzę w ręce ignorantów, głupców i ludzi służących zewnętrznym interesom, wtedy jest naprawdę źle? Siła propagandy czy zdrowy rozsądek i instynkt samozachowawczy, co wygra następnym razem, przy kolejnych wyborach? Na razie, po dziewięciu miesiącach rządów koalicji 13 grudnia, rzeczywistość wystawia ogromny, dramatycznie wysoki rachunek za lekkomyślny wybór polityczny części naszego narodu.