Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Bartosz Bartczak,
11.01.2021 11:00

Czy polskie dzieci będą chciały być Jandą

Jakiś czas temu firma Lego przeprowadziła badania społeczne, pytając dzieci, kim chcą zostać, gdy dorosną. Badania przeprowadzono wśród dzieci w przedziale wiekowym 8–12 lat z USA, Wielkiej Brytanii i Chin. O ile większość małych Amerykanów czy Brytyjczyków chciała zostać youtuberami, o tyle większość małych Chińczyków marzyła, by stać się astronautami (w tamtejszej nomenklaturze – tajkonautami). Ten wybór był za to najmniej popularny pośród dzieci amerykańskich i brytyjskich. 

Wyniki tej ankiety zszokowały trzeźwo myślących Amerykanów i Brytyjczyków. Zdali sobie oni sprawę, że ich kraje są bliskie przegrania rywalizacji cywilizacyjnej z Chinami, skoro ambicją chińskich dzieci jest eksplorowanie kosmosu, a ambicją dzieci ze Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii pozostaje gadanie do kamery. Dlaczego przytoczenie tego badania jest ważne przy okazji afery z celebrytami dostającymi szczepionkę bez kolejki? Chodzi o pewne podejście do tego, „kto jest na szczycie”.

Elita z ekranu

Co w badaniu Lego mogłyby odpowiedzieć polskie dzieci? Jeśli spojrzałyby one na to przez pryzmat tego, co się zdarzyło przy okazji szczepionek, to pewnie częściej wskazałyby zawód aktora niż zawód lekarza. W końcu jeśli nawet w tak ważnej sprawie jak walka z epidemią aktorzy mają być lepiej traktowani niż lekarze, to który zawód lepiej wybrać? 

A teraz odpowiedzmy sobie na pytanie: czy potrzebujemy w Polsce więcej lekarzy, czy aktorów? Odpowiedź wydaje się oczywista. Tym bardziej dewastująca wydaje się cała afera szczepionkowa z celebrytami. I nie chodzi już o sam fakt, że celebryci wzięli szczepionkę poza kolejką, ale o to, że nie czują się z tego powodu głupio. I o to, że znaleźli niemałą grupę obrońców dla swojej postawy. Okazało się bowiem, że w Polsce naprawdę są ludzie, którzy uważają kilka osób, które potrafią przed kamerą udawać kogoś innego, za wartych więcej od ludzi ratujących życie. Nieciekawa to konstatacja.

To, co w Polsce wciąż na szczęście budzi niesmak, na Zachodzie staje się coraz częstszym zjawiskiem. Chodzi o to, że na piedestale stawia się nie wielkich uczonych, wynalazców czy astronautów, ale właśnie tzw. celebrytów, czyli ludzi znanych z tego, że są znani. Bardzo to kontrastuje chociażby z minionymi dziesięcioleciami, kiedy prawdziwym szacunkiem darzono Neila Armstronga czy Alberta Einsteina.

Jeszcze bardziej przerażające jest skonfrontowanie kierunku, w którym zmierza Zachód, z tym, co się dzieje chociażby w Chinach. Tam, podobnie jak dziesiątki lat temu na Zachodzie, idolami są ludzie posuwający naukę i technikę do przodu, a nie ludzie gadający swoje kwestie do ekranu. Czyżby Chiny były na prostej drodze do wygrania wyścigu cywilizacyjnego z Zachodem? Skoro ambitni Amerykanie zostaną youtuberami, a ambitni Chińczycy astronautami, to chyba tak. A kim ostatecznie zostaną ambitni młodzi Polacy? Nowym Rudolfem Weiglem czy nową Krystyną Jandą?

Wygłupy zamiast podboju kosmosu

Neoliberał na tak postawiony problem odpowie po prostu, że ambitny młody człowiek chce iść taką ścieżką kariery, która zapewni mu większe pieniądze i prestiż. Ale takie właśnie bezrefleksyjne podejście liberałów doprowadziło do tego, że młodzi Amerykanie chcą zostać youtuberami. Oczywiście, są wartościowi youtuberzy, którzy chociażby popularyzują naukę. Ale gwiazdami zostają raczej osoby wygłupiające się przed kamerą. 
Neoliberała niespecjalnie obchodzi to, że najwięcej zarabia się na głupotkach. Skoro ludzie chcą za to płacić, to według niego nie ma problemu. Problem w głowie liberała pojawia się dopiero wtedy, kiedy państwo chciałoby się zaangażować w rozwój nauki i techniki. Neoliberał tak bardzo nienawidzi państwa, że nie tylko nie zgodzi się na drogą państwową misję kosmiczną czy państwowe badania naukowe, ale nawet na państwową promocję tego typu ambicji (niepomny faktu, że kosmiczny program NASA był gigantycznym kołem zamachowym rozwoju technologicznego, na którym później krocie zarabiały firmy prywatne). Amerykanie czy Brytyjczycy zmagają się teraz z rezultatami rządów ludzi nienawidzących państwa.

Podobne podejście jak Amerykanie czy Brytyjczycy przyjęli po 1989 r. Polacy. W latach 90. nie tylko zrezygnowano z budowania siły własnej nauki i techniki, lecz nawet wszelkimi sposobami obrzydzano tego typu pomysły. Po co nam własne szczepionki, skoro mamy francuskie! Po co nam własne samochody, skoro mamy niemieckie! Przez całą III RP promowani byli celebryci, którzy powtarzali politycznie poprawne hasła, tacy jak Krystyna Janda. W tym czasie dobrze zapowiadający się polscy naukowcy, jak wynalazcy grafenu, nie mieli czego w Polsce szukać. 

Myli się jednak ten, kto twierdzi, że takie działanie w Polsce zaczęło się w 1989 r. Przecież kariera Krystyny Jandy rozpoczęła się już w PRL. A wystarczy przypomnieć smutną historię największego polskiego informatyka, Jacka Karpińskiego twórcy nowatorskiego minikomputera K-202, który współpracował z monitorem i miał własną klawiaturę. Zamiast pozwolić mu zostać Billem Gatesem, a może raczej Steve’em Wozniakiem – konstruktorem komputerów Apple I i Apple II – system PRL sprowadził go do roli... hodowcy trzody chlewnej.

Wrogowie państwa narodowego

Porównanie neoliberalnego systemu III RP do komunistycznego systemu PRL może się wydać szokujące. Mniej szokujące to jednak będzie, jeśli zobaczymy, jak osoby, które świetnie odnajdywały się w PRL jako komuniści, równie dobrze odnalazły się w Polsce potransformacyjnej jako neoliberałowie. Wystarczy wspomnieć Bronisława Geremka czy Aleksandra Kwaśniewskiego. Jeszcze jako komuniści nie wyobrażali sobie oni, by działać inaczej niż na polecenie Moskwy. W III RP zaś jako swoje „nowe, oświecone, zagraniczne centrum, którego trzeba słuchać”, obrali sobie Brukselę. U komunistów zmienionych w neoliberałów nie zmieniło się tylko jedno – nienawiść do polityków myślących w kategoriach polskiego interesu narodowego. 

Wrogość wobec myślenia o polityce w kategoriach interesów narodowych daje efekt w postaci „państwa dla celebrytów” zamiast „państwa dla wynalazców”. W państwie rządzonym przez zwolenników prymatu interesu narodowego promuje się ludzi pchających naród do przodu: naukowców, inżynierów, lekarzy. W państwie rządzonym przez polityków niepatrzących na interes narodowy lekarze czy naukowcy są często zmuszani do emigracji. Dominuje przecież wtedy doktryna: „Po co nam ośrodki badawcze w Polsce, skoro są w Niemczech”. 

Bez zaangażowania państwa w realizację interesów narodowych prym w gospodarce wiodą różnego rodzaju cwaniacy oszukujący naród na „produktach finansowych” czy na jakości benzyny. W sferze publicznej prym zaś wiodą wygłupiający się celebryci. I tak wyglądała Polska do 2015 r.

Zmiana dobra, bo w dobrym kierunku

Gdy spojrzy się na aferę z celebrytami, widać jak na dłoni, jak ważne i potrzebne zmiany zaszły w 2015 r. Przecież przed tym rokiem nie tylko więcej „przyjaciół TVN” mogłoby się zaszczepić przed medykami, lecz także wszystkie media 24 godziny na dobę przypominałyby nam, jak „ważni” powinni być dla Polaków „przyjaciele TVN”. Na szczęście w 2015 r. zmieniła się władza i Polacy już bez poczucia zawstydzenia mogą dać do zrozumienia, co myślą o „pazernych babach z telewizji”. Czy tak samo Polacy zachowaliby się, gdyby „pazerne baby” były z ­YouTube’a? Miejmy nadzieję, że tak. 

W takiej atmosferze młodzi Polacy raczej nie będą się pchali do kariery aktora czy youtubera. I dobrze. Niech idą tam tylko osoby zdeterminowane do zostania aktorem czy prezenterem. To zaś sprawi, że jakość aktorów i prezenterów znacznie wzrośnie. A gdzie pójdą pozostali młodzi Polacy, zwłaszcza ci najbardziej ambitni? No właśnie...

Przed 2015 r. pracą marzeń z pewnością byłaby praca aktora w którymś z seriali TVN. Na szczęście te czasy się skończyły. Teraz, po sukcesie gry „Wiedźmin”, pewnie wielu młodych Polaków pragnęłoby zostać deweloperem gier komputerowych. Jest to zapewne jeden z czynników wpływających na znaczny wzrost liczby informatyków w Polsce. A to bardzo dobra wiadomość. Nie tylko coraz więcej Polaków zyska stabilną i dobrze płatną pracę, lecz także polska gospodarka będzie stawała się coraz nowocześniejsza. 

Jednak informatycy nie wystarczą. Potrzeba nam więcej lekarzy, inżynierów, mikrobiologów, chemików. To jest w naszym interesie narodowym. I tu jest właśnie pole do popisu dla polityków myślących w kategoriach prymatu interesu narodowego. Bo politycy, którzy priorytet dawali „wartościom europejskim”, „wspieraniu mniejszości” czy „wycofywaniu państwa z gospodarki”, nie dali Polsce więcej naukowców, lekarzy ani inżynierów. 
 

Wesprzyj niezależne media

W czasach ataków na wolność słowa i niezależność dziennikarską, Twoje wsparcie jest kluczowe. Pomóż nam zachować niezależność i kontynuować rzetelne informowanie.

* Pola wymagane