Media donoszą o patologicznej sytuacji w jednej z radomskich szkół, do której rodzice od początku roku szkolnego nie puszczają dzieci w obawie przed uczęszczającym do klasy ich pociech 12-latkiem. Sprawa nie jest błaha, bo pokazuje problem, z którym nie poradził sobie dotąd żaden rząd od lewa do prawa. Dziesięć lat temu pisałem w jednym z tekstów o bezradności szkoły wobec agresywnych uczniów, którzy mogą robić w publicznej szkole niemal co chcą, a dyrektorzy i pedagodzy rozkładają ręce.
Dyrektorzy mówią, że delikwenta nie mogą wyrzucić, bo jest obowiązek nauki do lat 18, a przenieść do innej szkoły mogą tylko wtedy, gdy wyczerpali wszystkie środki naprawcze. W całej sprawie cierpią oczywiście inni uczniowie, którzy mają wątpliwą przyjemność przebywania na co dzień w jednej klasie z agresywnymi jednostkami i doświadczać wychowawczych eksperymentów z udziałem swoim i agresywnego kolegi. Rząd PiS musi się pochylić nad rozwiązaniem systemowym, tak by jeden uczeń nie mógł terroryzować kolegów, pedagogów i innych pracowników szkoły.