Wczorajsze sceny zatopionego Poznania i podtopionego Krakowa w jednych budzą smutek, w wyobraźni innych zmieniają się w śmieszne memy. Bliżej mi do tych pierwszych.
W Polsce z roku na rok coraz szybciej przybywa gwałtownych zjawisk atmosferycznych, które coraz głębiej wpływają na życie nas wszystkich. Podrażają też jego koszta, bo ulewy i susze, pożary i podtopienia to także droższa żywność, woda, ubezpieczenia itd., itp. Opozycja, która trąbi o inflacji, w ogóle nie bierze pod uwagę tego, że rosną po prostu koszta produkcji i przetwórstwa rolnego – właśnie w związku z przeobrażeniami klimatu. Druga rzecz to betonoza. To fatalne dla polskich miast zjawisko, chora modernizacja, która rynki małych, średnich i dużych miast zamienia w betonowe patelnie. Przed wiekami, gdy śmiertelny wróg niszczył miasto i wsie, posypywał ziemię solą. By nic nie mogło żyć i rosnąć. My wszystko zalewamy asfaltem i betonem. Nie łudźmy się, cena za „niepamięć o ogrodach” będzie tylko rosła. Ale o tym też trzeba umieć rozmawiać, a wiadomo, jakim językiem lewicowo-liberalne środowiska mówią do rodaków. To nikogo jednak nie tłumaczy. Dla własnego dobra musimy pozwolić polskiej ziemi oddychać.