Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Ryszard Czarnecki,
15.10.2018 17:58

Bawaria: tradycja, nowoczesność, tożsamość

Gdy prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński mówił o Podkarpaciu i jego podobieństwach do Bawarii – landu bardzo nowoczesnego co do technologii i infrastruktury, a jednocześnie konserwatywnego i tradycyjnego – to pomyślałem, że warto napisać więcej o tym największym terytorialnie kraju związkowym Republiki Federalnej Niemiec.

Pisać o Bawarii to pisać o landzie pełnym paradoksów, bo choć „od zawsze” rządzi tam CSU, bawarska młodsza siostra niemieckiej CDU, to jednocześnie w stolicy, Monachium, od lat wybory na burmistrza wygrywa socjalista Christian Ude. Skądinąd podobnie jest w Norymberdze.

Fenomen Bawarii – nowoczesny konserwatyzm

U nas już w następną niedzielę odbędą się wybory samorządowe. Tymczasem w Bawarii odbyły się one wczoraj – w niedzielę 14 października. Należy się spodziewać, że przeszło półwieczne (!) rządy Christlich-Soziale Union będą kontynuowane. Począwszy od 1962 r., bawarski odpowiednik chadecji rządzi tam niepodzielnie i samodzielnie, z wyjątkiem pięcioletniego okresu w latach 2008–2013, gdy CSU zmuszona została do zawarcia krótkiego taktycznego małżeństwa z liberałami. Kto wie, czy wczorajsza wyborcza niedziela nie zmusi CSU do powtórzenia tej sytuacji i utworzenia rządu koalicyjnego.

Na czym polega fenomen tego kraju? Dobrze pokazuje to program przyjęty na kongresie CSU, która miał miejsce równo miesiąc temu − „Tak dla Bawarii!”. Ten programowy dokument „Ja zu Bayern!” − został podzielony na trzy części, których tytuły wiele mówią. To „Tak dla wyjątkowości Bawarii”, drugi − „Tak dla przyszłości Bawarii”, wreszcie trzeci: „Tak dla stabilności Bawarii”.

Bezpieczeństwo obywateli = kontrola imigracji

CSU wygrywa także dlatego, że podkreśla wyjątkowość swojego kraju związkowego na tle 15 pozostałych niemieckich landów. Bawaria może pochwalić się bardzo szybkim rozwojem gospodarczym – co nie przeszkadza kierowcy autobusu jadącego z lotniska do bawarskiej stolicy mówić pasażerom (słyszałem!) zamiast „Dzień dobry” − „Gruss Gott”, co jest odpowiednikiem polskiego „Szczęść Boże!”. Władze bawarskie wspierają rodziny z dziećmi. Ma też Bawaria stojącą na wysokim poziomie edukację.

Jednak w kraju, przez który przewinęły się dziesiątki tysięcy uchodźców, kwestią kluczową jest sprawa bezpieczeństwa i porządku publicznego. Stąd też, jeśli CSU wygra te wybory, zapowiadała stworzenie 4,5 tys. nowych etatów dla straży (policji) granicznej i policji. Władze Bawarii nie chcą podnosić podatków. Za to chcą wprowadzić – co w Polsce może się szczególnie spodobać – tzw. Mutterrente III, czyli „rentę matczyną”.

Bawaria jako kręgosłup Niemiec (Seehofer)

Bawarski sen? Być liderem wysokich technologii IT i cyfryzacji, a jednocześnie zachować konserwatywne społeczeństwo. Stąd się bierze wymóg, aby przebywający tutaj imigranci i uchodźcy musieli dostosować się do religijnych wartości i kultury Bawarczyków. Dawny premier Bawarii, a obecnie szef MSW w rządzie federalnym w Berlinie Horst Seehofer czy jego następca na stanowisku szefa landowego rządu Markus Söder odwołują się do tego samego manewru, który kanclerz Merkel zapewnił trzykrotną reelekcję. I Frau Kanzlerin, i ekskanclerz (landowy) Seehofer, i obecny kanclerz bawarskiego rządu Söder odmieniają przez wszystkie przypadki pojęcie „stabilności” kraju.

Horst Seehofer rządził w Monachium przez 10 lat, więc wie, co mówi, gdy podkreśla, że sukcesu Bawarii nie można sobie wyobrazić bez tych blisko sześciu dekad rządzenia CSU. A jednocześnie gra, wiedząc, co robi, na antyimigracyjnym fortepianie, mówiąc, że „żaden kraj na świecie nie może przyjąć nieograniczonej liczby uchodźców” oraz „kontrolowanie imigracji jest warunkiem wstępnym do integracji. CSU łączy humanitaryzm i porządek”. Przedstawił również koncepcję – ciekawe, czy spodobałaby się ona prezesowi Kaczyńskiemu – wzmocnienia „głosu centrowego” w CSU, aby mogła ona, będąc „partią ludową” (Volkspartei), łączyć – a nie dzielić – różne grupy społeczne. Charakterystyczne, że CSU atakuje zarówno lewicę, jak i odbierającą jej głosy „prawicę” w postaci Alternatywy dla Niemiec (Alternative für Deutschland). Stąd też minister Seehofer na kongresie swojej partii wykrzyczał, wzbudzając aplauz członków rządzącej formacji: „Chemnitz nie wydarzy się w Bawarii, chaos, jak przy G20 w Hamburgu, nie wydarzy się w Bawarii, podobnie jak ataki na kobiety w sylwestrową noc w Kolonii”. I konkludował: „My w Bawarii chcemy pokazać, jak demokracja jest zdolna do działania”. Ten główny oponent kanclerz Merkel dużą część przemówienia na kongresie CSU poświęcił ochronie granic, bezpieczeństwu i imigrantom. A na koniec dobitnie podkreślił: „Bawaria jest kręgosłupem Niemiec, a kręgosłupem dla Bawarii jest Unia Chrześcijańsko-Społeczna (CSU)”.

Twardy, bo koalicyjny (?) orzech do zgryzienia

Rok temu CSU w wyborach do Bundestagu uzyskała w Bawarii wynik, który byłby marzeniem wielu partii zachodnioeuropejskich (węgierski Fidesz i polski PiS mają mimo wszystko wyższe notowania), czyli 38,8 proc. Tu jednak uznano to za swoistą porażkę. Notowania podskoczyły do 43 proc. w marcu, by znowu spaść do 35–36 proc. w zeszłym miesiącu. Przyczyn zapewne było kilka. CSU bardzo późno, jako ostatnia partia w swoim landzie, ogłosiła program wyborczy (Prawo i Sprawiedliwość akurat odwrotnie). Wyborcy mogli też źle odebrać spory w rządzie między liderem CSU a jego szefową Merkel (to też w Polsce, w przypadku PiS, niemożliwe). Pogoń za wyborcami utraconymi na rzecz antyimigracyjnej Alternatywy dla Niemiec zakończyła się połowicznym sukcesem: obserwatorzy wskazywali, że CSU zaryzykowała przyciągnięcie elektoratu twardej prawicy, ale mogło to zaowocować utratą części głosów centrowych. Rzeczywiście, powrót na jednoznacznie prawicowe pozycje Unii Chrześcijańsko-Społecznej poskutkował wzmocnieniem w tym kraju związkowym… Partii Zielonych. Skądinąd dawne ugrupowanie Joschki Fischera przeżywa swoisty renesans w całej Republice Federalnej, w wielu sondażach dościgając trzecią w rankingu poparcia SPD (CDU i AfD są na razie poza ich zasięgiem).

Bawaria pozostanie sobą

Jeżeli miałoby dojść – drugi raz w historii Bawarii – do podzielenia się przez CSU władzą z koalicjantem, będzie to dla Seehofera, Södera i reszty liderów twardy orzech do zgryzienia. Najbardziej oczywista koalicja z liberałami – przynajmniej według sondaży – nie dawałaby większości rządowej w monachijskim Landtagu. Również odtworzenie ze szczebla centralnego – wiele razy ćwiczonej w całych Niemczech i kilku innych landach, choć w Bawarii niepraktykowanej – Grosse Koalizion, czyli Wielkiej Koalicji, czarno-czerwonego rządu CSU-SPD, jest trudne ze względów nawet nie politycznych, ale… matematycznych. Po prostu może nie starczyć nie tyle woli, co szabel w lokalnym parlamencie. Teoretycznie i arytmetycznie jest możliwa egzotyczna, nigdy niestosowana na terenie RFN koalicja CSU z Alternatywą dla Niemiec. Tyle że jest ona politycznie wykluczona. Po pierwsze dlatego, że obie partie niesłychanie ostro rywalizują o przynajmniej częściowo podobny elektorat. Po drugie, taki polityczny mezalians wywołałby wściekłość w Berlinie i pewnie osłabiłby pozycję Horsta Seehofera w niemieckim rządzie.

Oto są problemy rządzącej partii, która w wyborach dostaje prawie 40 proc. głosów poparcia. Obojętnie jednak, czy CSU utworzy koalicję (i z kim), czy też będzie rządzić po tych czy kolejnych wyborach samodzielnie, pewne jest, że trawestując słowa gen. de Gaulle’a wypowiedziane w Zabrzu o „Polsce, która pozostała sobą” – „Bawaria pozostanie sobą”. Sobą − czyli bardzo silnie rozwiniętym gospodarczo krajem związkowym z nieporównywalnie większym respektem dla wartości konserwatywnych i tradycyjnych niż reszta Niemiec.