Któż z nas nie pamięta Don Kichota – nieporadnego rycerza, ale zarazem sympatycznego idealisty, któremu wydawało się, że walczy ze złem tego świata? Dziś w skórę bohatera z La Manczy postanowili wcielić się naczelni krytycy nowej władzy – celebryci – aktorzy Nowego Teatru.
Gdy pod koniec starego roku życzyłem wszystkim, by aktorzy przestali bawić się w politycznych analityków, nie sądziłem, że w nowym staną jeszcze bardziej zwarci i gotowi do boju. Tak bowiem opisać trzeba „apel” czwórki aktorów – Macieja Stuhra, Magdaleny Cieleckiej, Mai Ostaszewskiej i Jacka Poniedziałka, który ukazał się na łamach noworocznego „Newsweeka”. Wraz z nastaniem 2017 r. ruszają do walki niczym Don Kichot na wiatraki. Z „wolnością”, „niezależnością myślenia” i wszelkimi innymi wartościami na ustach, choć każda z wartości, którą wyciągają na sztandar, staje się co najwyżej swoją karykaturą.
W przeciwieństwie do literackiego pierwowzoru brakuje im uroku błędnego rycerza, pozostaje – intelektualna nieporadność i całkowite oderwanie od rzeczywistości. Ów kwiat polskiego aktorstwa żyje – podobnie jak bohater Cervantesa – w świecie własnych iluzji, w mrocznej wizji zbliżającej się katastrofy. W ich opisach aż roi się od schronów, zagrożenia, okupacji, nienawiści, deptania godności, autorytetów, zamętu i niechybnej wojny domowej.
Stuhr, Cielecka, Ostaszewska i Poniedziałek wykreowali w swoich umysłach PiS-potwory, z którymi muszą walczyć. Dowiadujemy się po raz wtóry, że potwory doszły do władzy po to, by „niszczyć państwo, rozmontować demokrację, ograniczać wolność i sortować ludzi, odbierać prawa kobietom do decydowania o własnych ciałach (czytaj »dzieciach«), niszczyć ojczyznę, edukację, media, kulturę i autorytety”. Nie mówiąc oczywiście o szerzeniu antysemityzmu, ksenofobii, homofobii i w ogóle wszelkich fobii. Choć akurat o fobie można podejrzewać samych bohaterów – Magdalena Cielecka na przykład już prawie słyszy pukanie do drzwi: „Boję się, że do mojego schronu w każdej chwili może ktoś przyjść i zapytać, z kim śpię”.
Aktorzy bojownicy naprawdę niczym Don Kichot wierzą w swoją misję. Ocierają się jednak przy tym o groteskę. Nie czują śmieszności, gdy mówią o stawaniu „po jasnej stronie mocy”.
I tak Maja Ostaszewska stawia pytanie retoryczne: „Czy jako społeczeństwo potrafimy być wolni?”, by zaraz zdemaskować Polaków jako naród, który „nie rozumie, czym jest wolność”. Koronnym argumentem jest… fakt obecności w przestrzeni publicznej prasy i telewizji, „która sprzyja PiS”. Być może ludzie o mentalności Ostaszewskiej nie pamiętają, że jeszcze kilka lat temu na rynku medialnym prawicowych tygodników było jak na lekarstwo. Dziś mamy w mediach drukowanych reprezentację bardzo szerokiego spektrum poglądów. O czym świadczy chociażby fakt, że gwiazdy mogą toczyć intelektualne boje w „Newsweeku”, „Gazecie Wyborczej” czy „Polityce”. Tego jednak nie zauważa.
Gwiazdy konstatują, zresztą słusznie, że „Żyjemy w jednym kraju jak dwa kompletnie różne narody – o innym systemie wartości, postrzeganiu siebie”. Wprawdzie dostrzegają, że Polacy różnią się, ale jednocześnie nie mogą pojąć, jak można postrzegać rzeczywistość inaczej niż oni. Krzyczą, że niszczona jest demokracja, tymczasem odmienne poglądy traktują jako rzecz niedopuszczalną: „A ja się zastanawiam, co jest w głowach takich zwolenników PiS? Jak widzą tę samą rzeczywistość, którą ja widzę? Jak ją oceniają? Mam podejrzenie, że też widzą ten bałagan, chaos, zmierzanie ku katastrofie, tylko z jakichś powodów milczą” – czytamy. Niestety aktorzy salonowych mediów nie są w stanie dopuścić innej niż własna wizji świata. Na każdym kroku z poczuciem wyższości traktują kolegów po fachu o prawicowych poglądach. Niby dostrzegają, że społeczeństwo jest podzielone, ale przez myśl im nie przejdzie, że „druga część społeczeństwa” też ma swoje racje.
Jaka jest według nich geneza tego stanu rzeczy? Niestety – znów błędna. „Politycy (w domyśle jednej strony) i radykalny odłam Kościoła katolickiego wykopali między nami wielki rów” – czytamy słowa aktorów. Cóż, ani nie politycy, ani tym bardziej Kościół katolicki spowodowali tak ostre podziały. Nie są one owocem ostatnich lat, były obecne dużo wcześniej. Radykalizacja nastąpiła, gdy PO utraciła władzę.
Tylko jedna rzecz nie zgadza się współczesnym Don Kichotom w wykreowanej przez własne uprzedzenia rzeczywistości. Nie mogą pojąć, jakim cudem prezydent Duda ma 60, a PiS 35 proc. społecznego poparcia. Cóż, może to społeczeństwo jest ślepe na zło, nie chce wolności, nie jest tak przenikliwe, by dostrzegać katastrofy (których wprawdzie jeszcze nie ma, ale wkrótce mogą nadejść)? A może przeciwnie? To aktorskie elity nie dorosły do społeczeństwa?
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#Maciej Stuhr #Maja Ostaszewska #Magdalena Cielecka
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Leszek Galarowicz