Czas na świadków koronnych
W kontekście wielkich afer (z warszawską na czele) pojawia się niestety jedno wielkie niedomówienie, być może z obawy o odpowiedzialność sądową za oskarżenia bez pokrycia.
Dlaczego urzędnik, grupa urzędników i ich przełożonych przekazała działkę o astronomicznej wartości tej, a nie innej osobie? Z czystej bezinteresownej przyjaźni? Każdy posiadacz mniejszej lub większej nieruchomości wie, jaką drogę przez mękę musi pokonać w tak błahych sprawach jak wycinka drzewa na własnej posesji, rozbiórka garażu, nie mówiąc już o próbie postawienia czegoś większego niż psia buda.
Tymczasem w tym samym kraju ktoś inny ma problemy milionkroć większe rozwiązywane od ręki. Czy dzieje się to na skutek anielskiej iluminacji urzędników municypalnych, czy też za sprawą innych, bardziej materialnych elementów?
Oczywiście oskarżenie kogokolwiek o korupcję w oparciu wyłącznie o kategorie zdroworozsądkowe jest zadaniem trudnym i niebezpiecznym. Trzeba opierać się na przypuszczeniach, poszlakach – ale to trochę mało. Współczesna historia pełna jest historii o cudownych wzbogaceniach osobników w rodzaju prezydentów Piskorskiego czy Adamowicza, którym po prostu sprzyjało szczęście. Hojność przodków, szczęście w kasynie, inwestycje w sztukę… Ileż znamy opowieści o błyskawicznej drodze od gołodupca do milionera.
Oczywiście wszyscy wiemy, że szczęściu trzeba pomagać. Ale co innego wiedzieć, a co innego udowodnić. System demokratyczny polega (niestety, a może na szczęście) na tym, że to oskarżenie musi udowodnić winę, a podejrzany nie jest zobowiązany dowodzić własnej niewinności. W Korei Północnej idzie dużo łatwiej, toteż co i rusz słyszymy o jakimś ministrze lub wicepremierze rozstrzelanym za korupcję. W dodatku z armat. Dlaczego? Być może kaliber broni musi tam być kompatybilny z kalibrem afery...
W Polsce póki co karą może być strącenie osobnika ze stołka, a nie np. z tarasu widokowego Pałacu Kultury!
Wiadomo, że dużo łatwiej jest zdjąć ludzi ze stanowisk, niż ich posadzić, choć wedle powszechnej opinii bardzo by im się to należało.
Tyle że jak to zrobić? Sądzę, że jedynym wyjściem byłoby postawienie na świadków koronnych. Wystarczy wypatrzyć wśród podejrzanych osób te o słabszej konstrukcji psychicznej i większych skrupułach moralnych, którzy za cenę zachowania wolności (a może i mienia) zechcą sypać.
Jestem przekonany, że taka spowiedź dostarczyłaby nie tylko cennego materiału dla wymiaru sprawiedliwości, ale również stanowiła materiał literacko-sensacyjny, który z wypiekami na twarzy czytałyby przyszłe pokolenia warszawiaków. I nie tylko!