W Pelplinie (2)
Jakiś kilometr, najwyżej dwa za rogatkami Pelplina leży wieś Wola.
Wiatraki i krzyże
Droga Pelplin–Rudno jest niemal pusta. Od czasu do czasu przejeżdża pojedynczy samochód. W rześkim powietrzu kwietnia intensywny zapach parującej ziemi, nad nim ptasi rwetes – pozornie bezładna melodia nałożona na basso continuo dobywające się z powierzchni traw. Przed siedemdziesięciu siedmiu laty musiała tu być cisza doskonała. Tylko drzewa krzyczały czerwienią, żółcią i niezliczonymi odcieniami brązu.
Maszerowali. Sparaliżowani świadomością, że to już, utrudzeni, zmartwiałymi ustami powtarzający słowa modlitwy: „i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy”, które z każdym krokiem stawały się mniej zrozumiałe, jakby ktoś wypowiadał je za nich w dawno zapomnianym języku. Stanęli. Posłuszni ostatniemu rozkazowi, nieobecni. Wśród krzyków i złorzeczeń dano im jednak do zrozumienia, że zanim dopełni się ich los, muszą dla siebie wykopać grób. Kopali więc, zagłębiając łopaty w rozmiękłą glebę i odrzucając na bok ciemne grudy. Dopiero potem huknęła salwa. Wrony poderwały się z okolicznych drzew i kracząc zataczały koła nad stygnącymi ciałami, naprędce przysypywanymi ziemią.
Czy dla trzech kapłanów – ks. Teodora Borowskiego, proboszcza z Wielkiego Garca, ks. Alojzego Dei, proboszcza z nowej Cerkwi i ks. Jana Bogdańskiego, prefekta z Pelplina – zabrakło miejsca w autobusie, który powiózł resztę do koszar w Tczewie? Wiele wskazuje na to, że transport z pozostałymi duchownymi odjechał zbyt wcześnie, miejscowe władze okupacyjne doszły zaś do wniosku, że sprawę „maruderów” trzeba jak najszybciej zamknąć. Na egzekucję wyznaczono ustronne miejsce nieodpodal Pelplina. Świadkiem zbrodni był Paweł Cyperski, ukrywający się wśród mogił pobliskiego cmentarza ewangelickiego.
Na tablicy przytwierdzonej do krzyża, który po kilkudziesięciu latach postawiono w miejscu egzekucji, można przeczytać: „Zamordowano ich tylko dlatego, że byli kapłanami”. Obok ustępu z ewangelii św. Mateusza umieszczono następujący czterowiersz:
Niech krzyż ramionami swymi Was utuli
I wiatr, kołysząc łany zbóż wyrosłe z tej ziemi.
Niech patrzą obłoki i gwiazdy i niebo wysokie,
A Pan niech usłyszy modlitwy wiernych, którzy pamiętają...
Amen
Odczytując te proste wersy, myślę o meandrach pamięci historycznej, o niszczącym działaniu czasu.
Na dawnym polu śmierci potężne urządzenia farmy wiatrowej. Skrzydła wiatraków, białe jak nagrobne krzyże, bez szmeru tną powietrze kwietnia, mieląc przeszłość na pozbawioną smaku, rzadką papkę.
W stronę seminarium
Z Wólki okrężną drogą dostajemy się na pelpliński cmentarz, gdzie oglądać można jedną z monumentalnych prac Wojciecha Durka, artysty szczególnie związanego z Pelplinem. W okresie międzywojennym wykonał on na zamówienie biskupa Stanisława Okoniewskiego wiele rzeźb przedstawiających sceny historyczne i alegoryczno-biblijne. W ogrodzie biskupim stanęły m.in. kompozycje „Cud nad Wisłą”, „Mojżesz na pustyni” i „Grupa św. Wojciecha”. Przed budynkiem diecezjalnego seminarium usytuowano pomnik przedstawiający grupę teologów. Niestety, żaden z wymienionych monumentów nie przetrwał do czasów współczesnych – zostały zdemontowane przez Niemców.
Pod tablicą upamiętniającą duchownych zamordowanych podczas wojny zapalamy znicz, pochylamy się nad grobami biskupa Konstantego Dominika, księży profesorów Franciszka Sawickiego i Janusza Stanisława Pasierba, przystajemy przy neoklasycystycznym mauzoleum rodziny Okoniewskich.
Z cmentarza ulicami Podgórną i Stefańskiego dostajemy się na plac Wolności, skręcamy w lewo i po chwili znajdujemy się już u stóp katedry. Tutaj Starogardzka przechodzi w Mestwina. Za świątynią, tam, gdzie w trakcie wojny stała malowana w pasy budka wartownika, jest wjazd na podwórze pelplińskiego seminarium duchownego.
Refektarz i piwnice
Tuż za ostrołukowym portalem, w którym umieszczono herb biskupstwa i napis „Wyższe Seminarium Duchowne Diecezji Pelplińskiej”, znajdują się dwuskrzydłowe drzwi i niewysokie schody. Potem stoi się już w samym centrum uczelni, między kamiennymi kolumnami podtrzymującymi wysoki strop. Przed sobą ma się wygodną klatkę schodową, łączącą parter z pierwszym i drugim piętrem. Za oknami, powtarzającymi motyw ostrołuku – seminaryjny ogród, przylegający do ogrodu biskupiego.
Po lewej niewielka recepcja, gdzie z pomocą pana Bogdana Wiśniewskiego rejestruję się i odbieram klucze. W pokoju zostawiam bagaże, robię prędką toaletę. Czas na spotkanie z dyrektorem administracyjnym pelplińskiego seminarium – to jego osobistej życzliwości oraz rekomendacji dyrektora Wiśniewskiego zawdzięczam możliwość spędzenia nocy w murach, które doskonale pamiętają ostatnią wojnę. Ksiądz Tomasz Patoka przyjmuje nas w swoim gabinecie. Prosi o chwilę cierpliwości – za pięć minut kończy pracę, wtedy będzie do naszej dyspozycji.
Niewiele później maszerujemy korytarzem lewego skrzydła seminarium, rozmawiając o historii tego miejsca, o wydarzeniach sprzed siedemdziesięciu siedmiu lat.
– Budynek stoi przed panem otworem – mówi ksiądz Patoka. – Proszę zaglądać, gdzie pan chce.
Pytam o wejście do piwnic. Jest o krok dalej, tuż za klatką schodową, po lewej. Najpierw jednak zobaczymy refektarze – śniadanie między siódmą a ósmą.
Obie jadalnie, letnia i zimowa, służyły niegdyś zakonnikom cysterskim. Od połowy XIX w., przez niemal sto pięćdziesiąt lat, w refektarzu letnim funkcjonowała seminaryjna biblioteka. Także dziś posiłki spożywa się przede wszystkim w jadalni zimowej, której sklepienia są znacznie niższe, przez co jest tu mniej przestronnie, ale za to cieplej niż w drugiej z sal. U wejścia do większego z refektarzy umieszczona była dawniej kamienna tablica upamiętniająca wizytę króla Jana III Sobieskiego. Podczas wojny została zniszczona przez Niemców.
Wracając z refektarza, zaglądamy do bocznej klatki schodowej. Po wąskich kamiennych stopniach można się tędy dostać do podziemi seminarium. We wrześniu 1939 r. hitlerowcy zorganizowali w piwnicach oraz w pokoikach na drugim piętrze cele dla osób, które uznali za przeciwników nowej władzy. Ksiądz Tomasz Patoka pokazuje, jak włączać światło w piwnicznym korytarzu i prowadzi nas wzdłuż szeregu dawnych cel. Niektóre z nich mają te same drzwi i skoble, których używano przed siedmioma dekadami. Pytam, czy będę mógł tu zajrzeć wieczorem, kiedy nikt nie będzie się kręcił po korytarzu. Otrzymuję zgodę.
 
                     
                         
                         
                         
             
             
             
             
             
             
            