Dzień po wielkiej wygranej
Wieszcz Adam napisał, że taką wiosnę jak w roku 1812 miał jedną tylko w życiu. My, jego późne wnuki, mamy więcej szczęścia.
25 października 2015 r. Zapewne przedwczorajsza data dołączy do wielu polskich dat funkcjonujących w podręcznikach. To dzień po 222. rocznicy trzeciego rozbioru Polski i 98 lat po bolszewickim przewrocie w Petersburgu nazwanym później rewolucją październikową.
Zwycięski przełom
Mam nadzieję, że dla nas dzień ten pozostanie w pamięci jako punkt zwrotny, otwierający epokę odzyskiwania nadziei. Moment wyjścia ze strefy wstydu, jakim napawały nas lata rządów Platformy Obywatelskiej.
Dlaczego uważam obecny sukces w wyborach za ważniejszy na przykład od podwójnego zwycięstwa w 2005 r. Powodów jest wiele. Wtedy wydawało się to normalną zmianą władzy w demokratycznym państwie, pozbawioną jakiegoś wielkiego dramatyzmu. Przecież miała rządzić wielka koalicja PO-PiS. Nie znaliśmy jeszcze wtedy w pełni patologicznego charakteru elity III RP, którą miały później obnażyć tragedia Smoleńska i ośmieszyć nagrania u „Sowy”.
Obecne zwycięstwo było, moim zdaniem, nieporównanie trudniejsze, a jego możliwe skutki będą bardziej doniosłe i trwalsze. Mimo zmasowanej ordynarnej propagandy, bezwzględnego hejtu czy też pouczeń z zagranicy... Iluż lemingów przejrzało na oczy, porzucając dotychczasowy bieg ku przepaści?
Wybraliśmy wartości
Polacy, stawiając na zmianę, na Prawo i Sprawiedliwość, i strącając w niebyt postkomunistyczną lewicę, dokonali wyboru w bardzo wielu zasadniczych kwestiach.
Opowiedzieli się za Polską wartości, tradycji chrześcijańskiej, za Polską – członkiem Europy Ojczyzn, a nie zbiorem landów pod niemieckim protektoratem.
Odrzucili postnowoczesne dyrdymały, związane z filozofią gender, promocją mniejszości, multikulturalność czy też otwarcie kraju na islamskich najeźdźców.
Wybrali wizję władzy uczciwej, empatycznej wobec pokrzywdzonych, a także solidarnej ze słabymi. Oddali głos za Polską dumną i innowacyjną, w której będzie się chciało żyć i wracać z tułaczki za chlebem, która przyciągać będzie talenty, a nie je trwonić.
Nikt naturalnie nie gwarantuje, że będzie łatwo. Od pierwszej chwili zderzymy się z falą nienawiści (przemysłowi pogardy nikt przecież jeszcze nie odciął zasilania), z oporem materii, nieufnością czy oczekiwaniami, że od jutra będzie tu druga Szwajcaria. Trafimy między rafy nadmiernych roszczeń i czysto ludzkiego samozadowolenia.
O tym, czy uda się Czwarta Rzeczpospolita Plus, zdecydują najbliższe tygodnie i miesiące. Nie wolno stracić tempa, nie wolno spocząć na laurach. A przede wszystkim nie można tracić czasu.
Uczyć się na błędach
Znamy obiektywne i subiektywne przyczyny porażki poprzedniej szansy. Dlatego już dziś trzeba wyznaczyć listę priorytetów – niezależnie od działań doraźnych, które przyjdzie realizować z marszu.
Po pierwsze media – należy błyskawicznie sprawić, aby głos obywateli i władzy mógł spotkać się w konstruktywnym dialogu, a strefa wolnego słowa objęła przynajmniej media narodowe (termin „publiczne” kojarzy mi się zanadto z domem o tej nazwie – podobieństw zresztą ostatnio nie brakowało).
Po drugie władza sądownicza – jej wydajność, funkcjonowanie, kontrola. Nie da się stworzyć państwa prawa, jeśli prawo w nim funkcjonować będzie opieszale, niewydolnie, wbrew interesom państwa i ludzi.
Po trzecie prawda. Kamieniem węgielnym nowej Polski musi być dogłębne wyjaśnienie tragedii smoleńskiej i rozliczenie wszystkich tych, którzy się do niej przyczynili. Tu nie może być żadnej abolicji! Podobnie, surowo, choć bez histerii, należy rozliczyć wszystkie afery ostatnich lat. Zrobić bilans kasy i dowiedzieć się, gdzie podziały się pieniądze, które napłynęły tu z Unii?
Od Hollywood do Międzymorza
Przy okazji warto wspomnieć, że zanim nastąpi odczuwalna poprawa programu telewizji i ruszy produkcja dzieł filmowych na miarę hollywoodzką (o które apelował niedawno Jarosław Kaczyński), dwie sejmowe komisje śledcze – „smoleńska” i „aferalna” – mogłyby dać naszemu narodowi sporo satysfakcji, poczucia sprawiedliwości, a przy okazji również rozrywki.
A przecież na liście priorytetów nie może zabraknąć także spraw tak oczywistych, jak sprawna zmiana stylu naszej polityki zagranicznej, powrotu do idei Międzymorza – od Bałtyku po Adriatyk i Morze Czarne (oczywiście w ramach NATO i Unii Europejskiej), a także twardej walki o nasze narodowe interesy.
Nie wolno jednocześnie pominąć globalnego otwarcia na współpracę z polską diasporą na całym świecie, która z jednej strony mogłaby stać się kołem zamachowym naszej gospodarki, a równocześnie ogólnoświatowym lobby polskich spraw.
Na deser zostawiłem kulturę – ta często niedoceniana sfera mogłaby stać się lepiszczem odbudowy potęgi i dumy Rzeczypospolitej, sposobem na zasypanie okopów wojny polsko-polskiej i metodą naszej promocji w świecie.
Tyle na początek.
Na dobry początek!