Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Jerzy Kłosiński,
09.10.2015 15:56

Ostatni etap

Zawiązany w 2007 r. rządzący układ polityczny ponosi porażkę za porażką. Najpierw klęska prezydenta Bronisława Komorowskiego, teraz przewidywany upadek rządzącej koalicji PO-PSL.

Zawiązany w 2007 r. rządzący układ polityczny ponosi porażkę za porażką. Najpierw klęska prezydenta Bronisława Komorowskiego, teraz przewidywany upadek rządzącej koalicji PO-PSL. Końcówka ich rządów najlepiej pokazuje, jakimi kryteriami kierowali się w trakcie minionych ośmiu lat. A jak nie da się tego już niczym przykryć, robi się nagonkę na politycznych przeciwników.

Najpierw prezydent Komorowski dał nam jasny pogląd, że standardy państwa praworządnego są mu głęboko obce. Opuszczając Pałac i Kancelarię, prezydent potraktował te najwyższe urzędy w państwie jak własny folwark, który trzeba ogołocić ze wszystkiego, co się da, i zostawić swojemu następcy jako teren niemal zaorany. Zablokował możliwość szerszych zmian kadrowych na długi czas, zatrudnił w ostatnich miesiącach dodatkowo nowych ludzi, gwarantując im przy zwalnianiu potężne odprawy, wydał do chwili ustąpienia w sierpniu większą część budżetu przeznaczonego na cały rok. Styl odchodzenia z urzędu byłego prezydenta najlepiej obrazuje wykorzystanie mebli z Kancelarii Prezydenta do wyposażenia nowego biura Bronisława Komorowskiego. To już znane i wypunktowane przez opinię publiczną 101 przedmiotów, które mają osładzać w nowym miejscu wyborczą porażkę i przypominać błogie chwile nicnierobienia pod wyśmianym w swoim czasie przez lidera PO żyrandolem.

Eksprezydenci jako cinkciarze

Pazerność na pieniądze byłego prezydenta jest tak wielka, że Bronisław Komorowski do spółki z drugim eksprezydentem o podobnej mentalności Lechem Wałęsą wystąpił w kompromitującej dla byłej głowy państwa reklamie portalu biznesowego, zajmującego się wymianą walut. Pazerność Wałęsy, którą znam dobrze, dla elit wspierających od 2007 r. rządy Tuska i Kopacz nie miała większego znaczenia. Takie zachowanie dla tego środowiska to już standard, teraz jednak wzorcem stał się Bronisław Komorowski. Stoi on na czele całej grupy przejadaczy publicznych pieniędzy, których podstawowa dewiza brzmi: „wykorzystać przepisy, ile można, tak by tanim kosztem swojego portfela zabezpieczyć się na lata”. Inny przykład dał nam były minister spraw zagranicznych, który gdy stał na czele resortu, wsławił się zakupem najdroższych mebli dla swojego urzędu. Jak się teraz okazuje, był również wielce zapobiegliwy i tak umocował swoich politycznych kumpli, że nawet przez sześć lat mogą zarabiać po kilkanaście tysięcy miesięcznie w jednej z fundacji powołanych przez MSZ.

Odprawy za nieróbstwo

Takie ustawianie na publicznych stołkach to wątpliwie chwalebna norma obecnie rządzących i nie wiem, dlaczego się jeszcze temu dziwię. Przykładów z ostatnich lat można przytaczać dziesiątki tysięcy. Zawłaszczanie państwa przez nomenklaturę PO i PSL jest niewyobrażalne. W każdej spółce skarbu państwa lokuje się jakichś swoich z kilkudziesięciotysięczną miesięczną pensją, często bez żadnych obowiązków, a jak trzeba zwolnić, to daje się milionowe odprawy. Pani premier zaskoczyła nas ostatnio stwierdzeniem, że nie planuje budowy elektrowni atomowej. Dlaczego więc płaciło się od lat prezesowi spółki powołanej do jej budowy niewiarygodnie wysokie wynagrodzenie?

Podobnie jest w wielu innych spółkach, często zagrożonych bankructwem, obsadzanych przez nominatów z koalicji rządzącej. Na początku roku dowiedzieliśmy o krytycznej sytuacji dwóch największych spółek węglowych – Kompanii Węglowej i Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Zarządzający nimi doszli chyba do wniosku, że za kilka miesięcy będzie nowe rozdanie polityczne i nie ma co się starać o przyszłość polskiego górnictwa. Nie dość więc, że doprowadzono te spółki do nierentowności, to jeszcze odwoływani prezesi otrzymali milionowe odprawy (dokładnie prezes KW otrzymał 960 tys. odprawy po kilku miesiącach na stołku prezesa).

Po nas choćby potop

Sama premier Kopacz też potraktowała zawartą umowę ze związkami zawodowymi jak nic nieznaczący papier, bo i tak odpowiedzialność za ratowanie polskiego górnictwa spadnie na jej następców, czyli dzisiejszą opozycję. Zatem lepiej zostawić dzisiejszym oponentom gigantyczny problem do rozwiązania, niż zająć się nim w odpowiednim czasie. Jest to polityka spalonej ziemi, czyli po nas choćby potop. Ta praktyka w zasadzie charakteryzowała cały okres rządów ustępującej koalicji. Jednak jej nasilenie obserwujemy w ostatnich miesiącach. Przykłady można mnożyć. Najbardziej spektakularny to obietnica zawarcia umowy na wiele miliardów złotych na zakup francuskich caracali wbrew interesowi przemysłu obronnego w naszym kraju. Również lekką ręką premier Kopacz zgodziła się na przyjęcie ok. 10 tys. emigrantów z Bliskiego Wschodu, doskonale wiedząc, że problem z ich zakwaterowaniem i utrzymaniem zostawia nowej ekipie rządzącej.

Przykryć strachem

Obóz rządzący nie jest w stanie niczym przykryć swojej klęski i nieustannej kompromitacji. Jak kania dżdżu potrzebuje tematu zastępczego. I oczywiście, jak to zwykle bywa na ostatniej prostej, chwyta się najbardziej ogranych sposobów. I dlatego w relacjach z PiS – albo atakuje Jarosława Kaczyńskiego, albo Antoniego Macierewicza. Tym razem szefowa PO zagrzmiała, że Macierewicz jest groźnym fanatykiem, bo zapowiedział upublicznienie aneksu do raportu o WSI. Cokolwiek Macierewicz powiedziałby w sprawie realizacji programu oczyszczenia służby z podejrzanych powiązań, i tak spotkałoby się z podobną reakcją. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego polityk PiS, będący doskonałym znawcą problematyki służb specjalnych, ma milczeć tylko dlatego, że skompromitowany obóz władzy histerycznie szczuje na niego opinię publiczną, nazywając go fanatykiem.

Tym razem jednak wyborcy nie dadzą się już omamić. O tym, że te służby mają w państwie pozycję nadzwyczajną, najlepiej przecież świadczy afera taśmowa, która pogrążyła obecną ekipę rządzącą. Tego paradoksu nie widzą premier Kopacz i usłużne media, które właśnie z nieskrywanym fanatyzmem ruszyły do nagonki na Macierewicza, mając nadzieję, że może uda się wmówić grupie niezdecydowanych wyborców, iż rządy PiS oznaczają fanatyzm. Warto podkreślić, że choć słowo to zupełnie nie pasuje do wypowiedzi czy opinii samego Macierewicza, to do nagonki na niego jak najbardziej.