Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Andrzej Olszewski,
10.09.2015 20:18

Chiny kolejnym zaczynem światowego kryzysu?

Kiedy patrzy się na teraźniejszy rynek kapitałowy w Chinach, można skojarzyć dialog Czepca i Dziennikarza z „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego. „Cóż tam, panie, w polityce?

Kiedy patrzy się na teraźniejszy rynek kapitałowy w Chinach, można skojarzyć dialog Czepca i Dziennikarza z „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego. „Cóż tam, panie, w polityce? Chińcyki trzymają się mocno!? – A, mój miły gospodarzu, mam przez cały dzień dosyć Chińczyków”. Wielu zagranicznych graczy inwestujących w Państwie Środka coraz częściej ma prawo mówić, że mają dosyć Chińczyków. Związane to jest ze znaczącymi dziennymi spadkami tamtejszych giełd i ogłaszaniem, co jakiś czas, czarnego poniedziałku, wtorku czy czwartku. Co to oznacza dla nas, dla Polski? Czy mamy się czego obawiać?

Kilka lat temu gospodarka Chin rozwijała się w tempie kilkunastoprocentowym. Ostatnio jest to grubo poniżej 10 proc. Dane mówiące o siedmioprocentowym wzroście PKB budzą dziś wątpliwości. Szacunki specjalistów mówią o wartościach 5–6 proc. Takie wzrosty w Europie są marzeniem, ale dla chińskiej gospodarki nie są to wartości zadowalające.

Co się dzieje?

Kryzys giełdowy w Chinach trwa już około dwóch miesięcy. Do końca sierpnia korekta wyniosła ok. 25 proc., ale była poprzedzona bardzo dynamicznym wzrostem cen akcji. W ciągu 12 miesięcy ceny wzrosły o ok. 150 proc. Spadki rozpoczęły się w połowie czerwca. Od tego momentu występowały z różnym natężeniem, ale spowodowały, że tamtejszy rząd, aby ratować sytuację, wpompował w chiński rynek kapitałowy 133 mld euro. Wprowadzono wiele administracyjnych ograniczeń, których celem jest zatrzymanie niekorzystnych trendów giełdowych. Chińska państwowa komisja nadzoru obrotu papierami wartościowymi wprowadziła, na sześć miesięcy, zakaz sprzedaży akcji dla podmiotów dysponujących co najmniej 5-proc. udziałem w danej spółce. Dodatkowo m.in. zawieszono debiuty giełdowe, wprowadzono automatyczne blokowanie notowań akcji firm, kiedy ich wartość spadła o 10 proc.

Kto jest winny?

Wszczęto śledztwo i znaleziono odpowiedzialnych za kryzys. Ponad 200 osób zostało ukaranych za rozpowszechnianie informacji o giełdowych spadkach. Jeden z dziennikarzy i kilka osób związanych z chińskim rynkiem kapitałowym przyznały się do manipulacji i rozpowszechniania informacji wywołujących panikę. Państwowe media, komentując wydarzenia, wyrażają obawy, że sytuację wywołały zagraniczne spiski. W ten sposób władze usiłują uspokoić tysiące Chińczyków, którzy inwestowali swoje oszczędności podczas ostatniej fali wielomiesięcznej hossy. Rząd w Pekinie wie, że tego typu działania nie spowodują odwrócenia trendu, którego podstawowym źródłem są zachodzące procesy ekonomiczne. Sytuacja gospodarcza w Chinach pogarsza się od jakiegoś czasu. Widać wyraźnie chęć luzowania polityki monetarnej. Władza podjęła już dosyć stanowcze kroki, dewaluując juana o niespełna 5 proc. Z jednej strony ruch ten ma potanić produkowane w kraju towary na rynkach zagranicznych i utrzymać poziom krajowej produkcji, a z drugiej spowodować wzrost cen towarów importowanych. Utrzymywanie niedowartościowania lokalnej waluty było stałą praktyką chińskich władz. Polityka słabego juana była dotychczas jednym z motorów rozwoju gospodarczego kraju. Dodatkowo Ludowy Bank Chin zdecydował się obniżyć stopy procentowe, stopę rezerw obowiązkowych oraz stopę depozytową.

Giełdy świata zareagowały nerwowo

Sytuacja na chińskich giełdach wstrząsnęła również giełdami na świecie. W ocenie inwestorów zwiększyło się ryzyko rynkowe, czego dowodem jest wyraźnie większa amplituda wahań głównych indeksów. Wszystkie rynki w Stanach Zjednoczonych, Japonii i Europie w reakcji na wydarzenia zanotowały spadki. Na rynkach widać niepewność i wyczekiwanie. Inwestorzy szukają odpowiedzi na pytanie, czy giełdowy kryzys nie przeniesie się do realnej gospodarki i jak głęboko może wpłynąć na gospodarkę światową.

Bezpośrednie zagrożenia dla Polski

Jeśli giełdowe problemy Państwa Środka przełożą się na realną gospodarkę, to rynek światowy, w tym polski, czeka ciężka próba. Bezpośrednie zagrożenie jest stosunkowo niewielkie, głównie związane z polskim przemysłem wydobywczym. Problemy mogą mieć branża węgla kamiennego oraz KGHM Polska Miedź. Wiąże się to z tym, że Chiny są czołowym światowym odbiorcą węgla i miedzi. W związku z ponoszeniem kosztów w złotówkach ratunkiem dla polskiej części kombinatu miedziowego jest umacniający się dolar. Natomiast dla zagranicznych aktywów KGHM trudno będzie o podobne amortyzatory. Poza surowcami wysyłamy do Chin produkty spożywcze, głównie branży mleczarskiej, chemii budowlanej czy materiałów wykończeniowych dla budownictwa. W sumie Polska bezpośrednio eksportuje do tego kraju towary za 1,7 mld euro. W porównaniu z naszym głównym partnerem handlowym, Niemcami, gdzie eksportujemy towary za ok. 43 mld euro, wydaje się to kwota niewielka. Zestawienie tych dwóch wartości może być uspokajające, ale niestety nie jest do końca prawdziwe.

Chiny–Niemcy–Polska

Niemiecka gospodarka rozwija się przede wszystkim dzięki sprzedaży towarów za granicę. Wartość eksportu z tego kraju przekroczyła 1 bilion euro. Utrzymywana jest wysoka nadwyżka nad importem – ok. 180 mld euro. Prowadzona polityka gospodarcza spowodowała, że Niemcom udało się praktycznie zlikwidować deficyt budżetowy i znacząco ograniczyć bezrobocie.

Największym europejskim partnerem gospodarczym Chin są Niemcy. Podstawowym motywem wejścia niemieckich producentów na rynek chiński była jego wielkość. Ten czynnik podaje aż 80 proc. przedsiębiorstw. Niskie koszty pracy i produkcji stanowiły argument tylko dla 30 proc. z nich. Firmy działające globalnie, których udział w handlu światowym był wysoki, zmuszone były do inwestowania w obecność na największym rynku Azji.

Wartość niemieckich towarów trafiających do Chin wynosi ok. 69 mld euro. Głównie są to samochody, maszyny i urządzenia. W 2007 r. sprzedaż towarów do Chin stanowiła 3,1 proc. niemieckiego eksportu, natomiast w 2014 r. już 6,6 proc. W ubiegłym roku Państwo Środka było dla gospodarki niemieckiej czwartym rynkiem eksportowym po Francji, USA i Wielkiej Brytanii. Dla wielu niemieckich przedsiębiorstw spadek sprzedaży na ich głównym azjatyckim rynku wiązać się będzie ze znaczną utratą przychodów. Dotyczy to przede wszystkim koncernów samochodowych, w szczególności Volkswagena, który jest podobno ulubioną marką Chińczyków. Spółki niemieckie korygują już plany sprzedażowe, zakładając stagnację na rynku azjatyckim.

Niemiecka gospodarka, jak już pisałem, w ogromnej części pracuje na eksport. Dlatego jedynym ratunkiem dla niej jest poszukiwanie alternatywy i Niemcy podejmują już stosowne działania. Szczęścia szukają za oceanem, odnosząc w tym zakresie pierwsze sukcesy. W pierwszej połowie bieżącego roku USA stały się głównym rynkiem eksportowym dla gospodarki niemieckiej, wyprzedzając Francję. Ekonomiści zza Odry alarmują, że oparcie rozwoju głównie na sprzedaży produkcji za granicę jest w okresie kryzysowym dość ryzykowne. Dlatego też zwracają uwagę na konieczność skupienia się na zwiększeniu konsumpcji wewnętrznej oraz inwestycjach w infrastrukturę transportową, informatyczną oraz w energetykę. Od tego, jak poradzi sobie z problemami na rynku azjatyckim gospodarka niemiecka, zależy dalszy rozwój naszej gospodarki.

Polski eksport do zachodniego sąsiada wyniósł 43 mld zł w 2014 r., co stanowiło blisko 26 proc. naszego eksportu ogółem. Głównie wysyłamy do Niemiec wyroby przetworzone, między innymi części i akcesoria do pojazdów samochodowych, silniki spalinowe, pojazdy samochodowe, meble czy surowce, np. miedź. W większości są to komponenty służące Niemcom do ich produkcji eksportowej. W konsekwencji ewentualne spowolnienie czy kryzys w Chinach mogą pośrednio uderzyć w przedsiębiorstwa produkcyjne ulokowane na terenie Polski, a pracujące na potrzeby gospodarki niemieckiej.

Jesteśmy gospodarką peryferyjną

Przyczyną opisanej sytuacji jest to, że Polska pod względem ekonomicznym jest krajem peryferyjnym. Oznacza to, że produkujemy głównie półprodukty i podzespoły, które są eksportowane do centrów gospodarczych. Nasza dotychczasowa polityka gospodarcza nie doprowadziła do stworzenia choćby jednej globalnie rozpoznawalnej marki krajowej. Przyjęty model rozwoju oparty na sprzedaży przedsiębiorstw i banków podmiotom zagranicznym uzależnił nas od decyzji biznesowych ich central. Skutkiem tego jest wiele patologii, w tym sytuacja na rynku pracy – niskie wynagrodzenia i umowy śmieciowe. Przy okazji procedowania przez Sejm ustawy dotyczącej rozwiązania problemów tzw. kredytów frankowych opinia publiczna w Polsce mogła zobaczyć nowe oblicze obcej własności.

Właściciele zagranicznych instytucji finansowych: Commerzbank, Millennium BCP, Raiffeisen Bank International, BGŻ BNP Paribas i Grupa GE Money, którzy mają swoje banki działające na terenie Polski, wysłali pisma do polskich władz, w których ostrzegają, że w wypadku przyjęcia ustawy frankowej podejmą stosowne, odszkodowawcze kroki prawne wobec państwa. Polska polityka ekonomiczna musi ulec zmianie. Na początku przemian gospodarczych, w latach 90., ekonomiczni nobliści ostrzegali nas, że Polska powinna zachowywać się tak, jak zachowywały się kraje rozwinięte, kiedy były na naszym etapie rozwoju. Należało chronić swój rynek i producentów, przygotowując ich na otwarcie gospodarki i globalnej konkurencji. Niestety ten etap przejścia do gospodarki rynkowej został pominięty. Teraz trzeba wprowadzić rozwiązania, które pozwolą odtworzyć przemysł i wykreować kilka europejskich i światowych marek. A na razie pozostaje mieć nadzieję, że Chiny mają tylko katar i poważna grypa im nie grozi.
 
Autor jest kandydatem PiS‑u w wyborach parlamentarnych w Warszawie