Mutacja metafizyczna
Ofensywa świadomości postchrześcijańskiej na co dzień manifestuje się u nas w sposób groteskowy.
Najpoważniejszy konflikt wewnętrzny kultury europejskiej – między tradycją chrześcijańską a nowoczesnym, scjentystycznym i materialistycznym światopoglądem – na gruncie polskim ma swoją specyfikę. Za sprawą okoliczności historycznych katolicyzm, jako wyróżnik zagrożonej tożsamości narodowej, utrzymywał tutaj swoją przewagę dłużej i bardziej stanowczo niż na Zachodzie. Jeszcze w ostatnich dekadach XX w. w Polsce można było obserwować raczej nasilenie postaw religijnych aniżeli ich uwiąd. Niepodważalny wówczas autorytet Jana Pawła II, rola Kościoła jako jedynej legalnej reduty oporu w stanie wojennym, znaczna liczba powołań kapłańskich i nawróceń, masowy udział w uroczystościach religijnych – wszystko to zdawało się świadczyć o polskiej odporności na kryzys duchowy, który w Europie osiągnął apogeum w ubiegłym stuleciu.
Laicyzacja z importu
Sytuacja zaczęła się zmieniać w okresie transformacji ustrojowej. Polacy zachłysnęli się cywilizacją Zachodu, która wreszcie otworzyła dla nich swoje podwoje, jęli bezkrytycznie importować tamtejsze wzory kulturowe i umysłowe mody, po latach komunistycznej mizerii ulegli fascynacji hedonistycznym konsumpcjonizmem. W konsekwencji laicyzacja życia społecznego, modernizacja obyczajowa oraz deprecjacja chrześcijańskiej wrażliwości przebiegają u nas szybciej, bardziej powierzchownie i zarazem bardziej drastycznie. Najczęściej wyrażają się w spektakularnych gestach, obrazoburczych prowokacjach i namiętnych sporach politycznych. Znacznie rzadziej artykułowane są pod postacią rzetelnej i pogłębionej refleksji, rozwijanej przez filozofów, intelektualistów, pisarzy. Dlatego w starciu z wielowiekowym dorobkiem myśli chrześcijańskiej wydają się umysłową błazenadą celebrytów i skandalistów, niepoważną ofertą, atrakcyjną dla bezmyślnej gawiedzi.
Spór światopoglądowy
W istocie jednak reorientacja światopoglądowa jest zjawiskiem o znaczeniu kluczowym dla losów naszej cywilizacji. Tym samym zasługuje na baczną uwagę i staranną analizę, prowadzoną w atmosferze rzetelnego namysłu, a nie felietonowych potyczek i tabloidowych ekscytacji. Taki wysiłek podejmują autorzy książki wydanej niedawno przez Fundację „Dominikańskie Studium Filozofii i Teologii” – Antoni Libera i Janusz Pyda OP. Na publikację „Jesteście na Ziemi, na to rady nie ma!” składa się dwanaście dialogów poświęconych dramatom Samuela Becketta.
Można w nich znaleźć błyskotliwą interpretację kolejnych utworów scenicznych autora „Czekając na Godota”, dokonaną przez wybitnego znawcę, tłumacza i reżysera jego twórczości oraz jej wnikliwego czytelnika, jakim okazuje się o. Janusz Pyda. Jednak nie to rozstrzyga o wadze książki. Śmiało wykracza ona poza horyzont literacki, traktując dorobek Becketta jako wiwisekcję zlaicyzowanej, postchrześcijańskiej świadomości europejskiej i zarazem opis kondycji współczesnego człowieka Zachodu. Opis dogłębnie przejmujący swoim tragizmem i pesymizmem, a komentowany wszechstronnie w światopoglądowym sporze, w którym Libera jest rzecznikiem Beckettowskiej wizji świata bez Boga, o. Pyda zaś – obrońcą koncepcji chrześcijańskiej. Ich dyskusja niekiedy ujawnia otwarty konflikt, czasem znów próbę uzgodnienia stanowisk, zawsze jednak jest wyrazem wytrwałego dążenia, by przemyśleć i zrozumieć argumentację adwersarza. Dążenia, które w stylistyce polskich sporów światopoglądowych właściwie się nie mieszczą, brzmi zgoła egzotycznie i dlatego rzecz pobudza wyobraźnię czytelnika, nawet jeśli nie jest on szczególnie zainteresowany twórczością Becketta.
Oaza wolności
Nie sposób pokrótce zrekapitulować bezmiaru zagadnień poruszonych w rozmowie o. Janusza Pydy z Antonim Liberą. Dotyczą one kwestii najbardziej fundamentalnych – od egzystencjalnej rozpaczy jednostki wegetującej pod pustym niebem do nieuchronnego obumierania cywilizacji, niezdolnej podtrzymywać mityczny porządek, na którym ufundowano jej zręby. Centralnym pojęciem, wokół którego toczy się dyskusja, wydaje się „mutacja metafizyczna”, tj. radykalna i całościowa przemiana powszechnie przyjętej wizji świata. Tak mówi o niej Libera, nawiązując do „Końcówki” Becketta: „Mutacja metafizyczna już się dokonała, a od tego odwrotu nie ma. Jeśli uznajemy prawa współczesnej fizyki i kosmologii, jeśli uznajemy ewolucjonizm i odkrycia genetyki, to nieuchronnie sprowadzamy się do poziomu rzeczy. Owszem, rzeczy niebywale złożonej i nie w pełni przewidywalnej, niemniej rzeczy, a więc czegoś substancjalnie innego. Redukcja ta jest dotkliwa i przerażająca. Dopóki jednak nie zmieni się władza Hamma (główny bohater „Końcówki” – W.Z.) – czyli kult analizy i liczby, optyka czystego rozumu i ubóstwienie materii – nie wyjdziemy z zaklętego kręgu nieskończonego czasu, bezsensu i przypadku. […] Mimo świadomości tysięcznych niebezpieczeństw, jakie niesie ubóstwienie rozumu, mimo dotkliwych cierpień, jakie zadaje cywilizacja techniczna, mimo rozpaczy w obliczu pustki kosmosu, jaką ukazuje nam optyka »szkiełka i oka« oraz analizy i liczby, nie możemy aktem woli zmienić owej tyranii”.
Taki determinizm koliduje oczywiście z podstawowym atrybutem jednostki w antropologii chrześcijańskiej – z pojęciem wolnej woli. Toteż o. Pyda uparcie się o nią upomina, poszukuje znamion jej obecności w dziele Becketta i we współczesnym świecie. „Człowiek »reżyseruje się« sam” odpowiada na to Libera. „Czy jest w tym wolna wola, a jeśli tak, to do czego czy ku komu prowadzi, Bóg jeden raczy wiedzieć. W każdym razie jeżeli – jak wierzysz w to – istnieje, niech się nad nim zlituje… niech się zlituje nad nami”. Błagalny apel o litość dla zagubionego w pustym i martwym wszechświecie indywiduum jest puentą książki, która konfrontuje czytelnika z najpoważniejszym wyzwaniem epoki: nieznośnym brzemieniem losu doświadczanego – jak dosadnie nazywa to o. Pyda – „na trupie wiary”. Czyli w cmentarnym krajobrazie, w którym żałośni apologeci postnowoczesności każą nam widzieć oazę swobody, szczęścia i tzw. samorealizacji.