Afera Amber Gold, zapamiętana jako jedna z wielu afer rządu PO-PSL, która w kraju praworządnym w mig zmiotłaby ekipę Donalda Tuska z areny politycznej, w III RP nie zachwiała jego posadami.
Teraz, po trzech latach, gdy ma ruszyć głośny proces twórców oszukańczej piramidy finansowej Marcina P. i jego żony, Sąd Okręgowy w Gdańsku zgłosił wolę wyłączenia się z prowadzenia ich procesu, uznając, że w oczach opinii publicznej trójmiejski wymiar sprawiedliwości stanowi „sitwę”. Zapracował na to po wybuchu afery. Wtedy jego ówczesny prezes Ryszard Milewski udowodnił, że jego sąd w sprawie afery zrobi wszystko na życzenie będących u władzy polityków. A co zrobił Sąd Najwyższy, który rozstrzygał naturalny wniosek gdańskiego sądu? Sędzia Tomasz Artymiuk postanowił wybić wszystkim z głowy młotkiem wiązanie skandalu dotyczącego sędziego Milewskiego ze zdolnością do wiarygodnego osądzania afery Amber Gold. Przecież niewiarygodność tego sądu to tylko krzywdząca opinia powielana w mediach, a media są nierzetelne wobec wymiaru sprawiedliwości – stwierdził. Pozytywne jest jedynie to, że wiarygodność Sądu Najwyższego została tu przeciwstawiona wiarygodności gdańskiego sądu. Z korzyścią dla mediów.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Maciej Marosz