Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Jakub Pilarek,
15.12.2014 19:43

Co po marszu?

Marsz 13 grudnia był sukcesem społeczeństwa obywatelskiego, które pokazało, że ważne są dla niego patriotyczne wartości.

Marsz 13 grudnia był sukcesem społeczeństwa obywatelskiego, które pokazało, że ważne są dla niego patriotyczne wartości. Czy jednak był to sukces polityczny opozycji, przybliżający ją do przejęcia władzy w Polsce? Niekoniecznie.

Prawicowe media pełne są już informacji o sukcesie, jakim był marsz 13 grudnia. Nie sposób się z nimi nie zgodzić. Sto tysięcy Polaków zaprotestowało przeciw łamaniu zasad państwa prawa. Ich siła była na tyle duża, że władza nie odważyła się posunąć do prowokacji. Można zadać pytanie o naturę tego sukcesu. Bez wątpienia był to sukces społeczny prawicy, która dowiodła, że jej elektorat jest wzorcowym społeczeństwem obywatelskim. Wątpliwe, czy wyjałowiony aksjologiczne obóz władzy byłby w stanie wyprowadzić na ulicę sto tysięcy wykształciuchów. Był to także sukces moralny – wobec upadku demokratycznych standardów manifestujących połączyła troska o ojczyznę.
Można wszakże zadać pytanie, czy był to sukces polityczny, który przybliżałby opozycję do przejęcia władzy. Istnieją przesłanki, które sprawiają, że można w to zasadnie wątpić.

Znaczenie symboliczne
Twierdzenie, że w Polsce powinniśmy mieć własny majdan, jest prawdziwe. Jest to jednak myślenie życzeniowe. Majdan powinniśmy mieć w roku 1992, kiedy obalano rząd Jana Olszewskiego, majdan powinniśmy mieć w roku 2010, kiedy Tusk zdradził Polskę, oddając śledztwo smoleńskie w ręce Putina. Majdan powinniśmy mieć także niedawno, kiedy rząd podniósł wiek emerytalny, co w świetle stanu służby zdrowia jawi się jako splunięcie w twarz starszym osobom. Takich przykładów można podać jeszcze kilka, a łączy je to, że żadnego majdanu z nimi związanego nie było.

Owszem, niektóre z tych wydarzeń prowokowały manifestacje, w tym także większe niż sobotnia manifestacja PiS-u. Tak było choćby 14 września zeszłego roku w Warszawie, kiedy protesty pod egidą związków zawodowych zgromadziły co najmniej 100 tys. manifestujących. Można zadać proste pytanie – czy później cokolwiek się zmieniło? Ja słyszałem tylko o planach wprowadzenia sześciodniowego dnia pracy.
Obserwacje te prowadzą nas do wniosku, że manifestacje środowisk opozycyjnych są zrywami protestu wobec władzy pozbawionymi pierwiastka rewolucyjnego, a tym samym swoim wpływem nie wykraczają poza kilka dni, podczas których w mediach omawia się te wydarzenia.

Jak różowy z czerwonym
Nie zamierzam sugerować, że manifestacje są bez sensu. Utrzymują w gronie osób przekonanych do danej idei (związkowej, związanej z programem partii etc.) przekonanie, że jej przedstawiciele są stroną aktywną, w ataku. W wypadku, o którym tu rozmawiamy, nie bez znaczenia jest wytrącenie narzędzia „ulicznego” z rąk narodowców – tych przyjaciół Kremla, którzy próbują przekonać młodzież, że są jakąś alternatywą wobec opozycji parlamentarnej. Także wspomniane racje – moralna i społeczna – sprawiają, że warto manifestować.
Błędem jest wszakże uleganie złudzeniu poczucia siły. Wydaje mi się, że takie przekonanie zagościło w duszach wielu komentatorów. Krzysztof Wyszkowski powiedział portalowi Niezależna.pl: „Ten marsz mentalnie, psychologicznie zepchnął tych ludzi III RP, zwolenników Okrągłego Stołu na ich prawdziwe miejsce – sojuszu z postkomunistami, w kierunku Jaruzelskiego i Kiszczaka. To dodatkowy sukces tego marszu, że wielu tak bardzo próbowało napluć na ten marsz, że bardzo wyraźnie się odsłonili”. Nie sposób się nie zgodzić w zakresie opisu relacji różowych i czerwonych, trudno mi wszakże zrozumieć, co jest tu powodem do nadziei. Przecież koncesjonowana opozycja nigdy ze swoją miłością do Ślepowrona się nie kryła. Zbitka „człowiek honoru” chyba każdemu Polakowi kojarzy się dziś z biciem pokłonów przed zbrodniarzami z WRON-y przez Adama Michnika. Ten sam redaktor mamił Polaków, pisząc z komunistą Włodzimierzem Cimoszewiczem znany manifest „O prawdę i pojednanie”. Jaruzelski został wreszcie uhonorowany przez prezydenta Komorowskiego, który uznał, że generał godny jest, by doradzać prezydentowi wolnej Polski.

Wiedza o tych sprawach jakoś nie przeszkadzała Polakom, by wynosić różowych stronników komuny i samych komunistów do władzy. Nie przeszkadza im także dziś, skoro – jak czytamy – wg TNS, gdyby wybory prezydenckie odbyły się dziś, Bronisław Komorowski zdobyłby 56 proc., Andrzej Duda zaś 17 proc. Z kolei wg CBOS-u sympatie polityczne wobec partii w parlamencie wypadają skrajnie niekorzystnie dla PiS-u, które (razem z partiami Ziobry i Gowina) osiąga 28 proc. wobec 43 proc. dla PO. Ośmieszył te wyniki opublikowany dzień po marszu sondaż TNS – PiS ma w nim 34 proc. poparcia, a PO – 31 proc.

Siła propagandy
Ktoś mógłby zareplikować, że sondaże są wirtualne. Dla opozycji prawdziwość tych danych powinna mieć drugorzędne znaczenie. Skoro sondaży nie można zdelegalizować (co byłoby z pewnością z korzyścią dla demokracji), trzeba uwzględniać ich wyniki w prowadzonej polityce. Tutaj zaś wniosek jest prosty: znakomita grupa Polaków nie uwierzyła, że wybory zostały sfałszowane (albo: nie uwierzą, bo tak im mówią sondaże).

Trudno, by było inaczej, skoro ich umysły są zblatowane z profesjonalną propagandą III RP. Świetnym przykładem jest tu relacjonowanie marszu 13 grudnia przez Fakty TVN. Widz mógł się przekonać, że na manifestacji mieliśmy do czynienia z wariatami. Skrajnie stronniczy dobór cytatów i ujęć porażał każdego, kto miał okazję widzieć całokształt. Ze znakomitej wypowiedzi Antoniego Macierewicza, w której zaprezentował się on jako współzałożyciel KOR-u, legenda opozycji z czasów PRL-u, człowiek, który i wtedy, i dziś walczy z przemocą aparatu władzy, wycięto fragment o sowieckiej agenturze. Intencje redaktora przygotowującego ten materiał świetnie podsumowują słowa, które w TVN24 wypowiedział później poseł PO Paweł Zalewski: „marsz w syceniu nienawiści, a nie w obronie demokracji”. Także bliźniacza TVN24 nie była lepsza, robiąc cięcie w relacji z marszu, kiedy swoje wystąpienie rozpoczął Jan Pawlicki z TV Republika, w skandaliczny sposób zatrzymany przez policję.

Jestem przekonany, że cel propagandowy tej szopki został osiągnięty. Tym bardziej że niejako na kontrze do relacji z marszu PiS-u zaprezentowano wspominkowy materiał o stanie wojennym, w którym nakreślono, jak ciężkie to były chwile, m.in. oddając głos świadkom tamtych dni. Równocześnie prezydent Komorowski w geście, którego nie sposób krytykować, zaapelował do Polaków, by w swoich oknach zapalili świeczki na pamiątkę ofiar grudnia 1981 r.
Kurtyna! Brawa! Oto władze państwa, które podjęły formalną współpracę z rosyjską FSB i ciągle ją kontynuują – wnosząc po braku dementi w tej sprawie – nawet po ataku na Ukrainę, sprawnie zagospodarowały uczucia Polaków związane z antykomunizmem i pamięcią o deptaniu tzw. praw człowieka.

Przekaz dla pięknoduchów
Jest w błędzie ten, kto uważa, że prawda obroni się sama. Doświadczenia ostatnich lat sugerują raczej, że Polacy nie są prawdą zainteresowani. W masie jesteśmy narodem pięknoduchów, którzy nie przyjmują do wiadomości przekazu, że świat wokół nich jest zły, a jest taki, bo takim go czynią źli ludzie, którzy dorwali się do władzy. Polak niczym dziecko myśli, że zamykając oczy, odsunie od siebie tę rzeczywistość. Zgoda – nie wszyscy, ale takich jest większość.

Nie ma innej metody dotarcia do tych ludzi niż pozytywna kampania. Jest ona możliwa. To nie PRL, w którym wydarzeniem medialnym była rozmowa „Bolka” z Miodowiczem. Dysproporcje w dostępie do czasu antenowego są normą, niemniej jednak posłowie opozycji są codziennymi gośćmi telewizji i prasy. I ciągle są panami własnego języka.

Jest podstawa, na której opozycja mogłaby się oprzeć w swoim nowym, pozytywnym politycznym otwarciu. Nazywa się ona „Program Prawa i Sprawiedliwości 2014”. Dyskusję o tym dokumencie i jego pozytywnym przekazie – a nie tylko wiecznej krytyce – przerwał majdan, a potem wojna na Ukrainie, które zogniskowały uwagę mediów. Warto do tej dyskusji powrócić, bo choć wybory zostały sfałszowane – ze względu na wynik PSL-u jest to teza oczywista dla każdego trzeźwego człowieka – to wcale nie jest oczywiste, czy przypominanie o tym fakcie powinno być leitmotivem strategii opozycji na najbliższy rok. W końcu nawet jeśli przyjdzie kiedyś wyjść na ulicę w tym prawdziwym, rewolucyjnym sensie, warto by mieć po swojej stronie większość Polaków...

Wesprzyj niezależne media

W czasach ataków na wolność słowa i niezależność dziennikarską, Twoje wsparcie jest kluczowe. Pomóż nam zachować niezależność i kontynuować rzetelne informowanie.

* Pola wymagane