Zdrajca czy „śpioch”
Historia polityczna Julii Pitery to wdzięczny przyczynek do zastanowienia się nad przypadkami osób, które wydają się nam kimś innym, niż są w rzeczywistości.
Wspierała ją Liga Republikańska. Jako prezes Transparency International w latach 2001–2005 uchodziła za ikonę walki z korupcyjnymi patologiami życia publicznego, co wówczas w III RP było kojarzone raczej z prawą stroną sceny politycznej. Dziś jest prominentnym politykiem partii reprezentującej wszystko to, z czym kiedyś oficjalnie walczyła, a co możemy tu skrótowo nazwać postokrągłostołowym aferalizmem. Ba, okazuje się, że sama ma problemy z realizacją wyroków sądowych ws. własnych pomówień. Rodzi się zatem pytanie, czy mamy tu do czynienia ze zdradą ideałów, czy może raczej z przejściem od działalności przykrywkowej do działalności jawnej, z wykorzystaniem zbudowanej legendy i robieniem zdezorientowanym wyborcom wody z mózgu? A jeśli ta druga możliwość jest prawdziwa, to ile dziś jest takich uśpionych Piter na prawicy? Jedna? Dwie? Dziesięć? Dziesięć procent?