Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!
Z OSTATNIEJ CHWILI
Prokuratura postawiła Błażejowi S. i Sandrze S. m.in. zarzuty korupcyjne oraz oszustwa w śledztwie dot. Collegium Humanum • • •

Jak się odbić od dna?

Odbudowa międzynarodowej pozycji Polski zrujnowanej przez politykę tandemu Tusk-Sikorski jawi się jako trudne wyzwanie.

Odbudowa międzynarodowej pozycji Polski zrujnowanej przez politykę tandemu Tusk-Sikorski jawi się jako trudne wyzwanie. Trzeba jednak je podjąć – inaczej pozostaniemy państwem, które może wyłącznie czekać na wyrok wydany przez innych.

„Właściwej odpowiedzi na dylematy geostrategiczne i tożsamościowe Polski nie oferują jagiellońskie ambicje mocarstwowe”. To zdanie z artykułu ministra Sikorskiego, którym przywitał on na polskiej ziemi premiera Władimira Putina. Był koniec sierpnia 2009 r. Minister zapewniał w tymże artykule, że za naszą wschodnią granicą mamy jeden kraj, na który musimy zorientować całą naszą politykę wschodnią: to Federacja Rosyjska. Jak nas przekonywał, kraj ten nigdy wcześniej w swojej historii „nie hołdował tak wartościom demokracji i nie był tak inspirowany ich przesłaniem” – jak właśnie w tym szczęśliwym momencie, w dziesiątym roku rządów Putina. Minął wtedy akurat rok, odkąd czołgi wysłane przez ów przemiły, wolność miłujący kraj przetoczyły się przez gruzińską ziemię, powstrzymane dopiero interwencją dyplomatyczną prezydenta Kaczyńskiego (oczywiście reprezentującego niezdrowe „jagiellońskie ambicje mocarstwowe”). Żołnierze i sztabowcy tego samego kraju w tym samym momencie, kiedy minister Sikorski kończył pisać swój programowy artykuł, zaczynali manewry „Zapad”. Ćwiczyli na nich wówczas (wrzesień 2009 r.) taktyczny atak nuklearny na Warszawę. W obecności, a jakże, polskich obserwatorów wojskowych.

Krach polityki zagranicznej
O czym przekonuje nas to przypomnienie? O tym, że nie ma dna upodlenia, na jakie decyduje się rząd, który nie ma odwagi nazwać rzeczywistości po imieniu i podnosi ręce do góry w akcie kapitulacji, udając, że to tylko służące zdrowiu ćwiczenie gimnastyczne.
Rząd PO był od początku swojego istnienia nastawiony na całkowitą kapitulację na Wschodzie, na jak najszybsze rozmontowanie systemu porozumień, kontaktów politycznych i gospodarczych, tego kapitału zaufania, jaki udało się w relacjach Polski z Ukrainą, Litwą, Gruzją, Azerbejdżanem, a także np. z Czechami zbudować w poprzednich latach kolejnym rządom III RP (od rządu Tadeusza Mazowieckiego do rządu Jarosława Kaczyńskiego). No i się udało. Po gorszącym wręcz zdezawuowaniu polityki, jaką próbował jeszcze ratować prezydent Lech Kaczyński – tak wobec Gruzji, jak i Litwy czy Ukrainy – polityki tworzenia wspólnego programu bezpieczeństwa energetycznego, doszło ostatecznie do katastrofy. To był 10 kwietnia. Władze i opinia publiczna innych, słabszych krajów, oglądających się dotąd na Warszawę z nadzieją – przerażone gwałtowną kapitulacją rządu Polski, jego manifestacyjną wręcz rezygnacją z próby choćby obrony suwerenności, godności i elementarnego interesu państwowego w stosunkach z Rosją Putina – uznały, że trzeba tę nadzieję porzucić.
Trudno było uniknąć tego wniosku, patrząc na Warszawę po 10 kwietnia i widząc, jak patron najbardziej bezczelnego fałszerstwa wyborczego w Rosji, pan Czurow, staje się oficjalnym nauczycielem Państwowej Komisji Wyborczej w Polsce, jak minister Ławrow zostaje zaproszony do Warszawy w roli mentora polskich ambasadorów, jak polski rząd oddaje prokuratorowi Czajce (temu samemu, który oskarżał Chodorkowskiego i wskazywał na Bieriezowskiego jako mordercę nieszczęsnego Litwinienki) prowadzenie dochodzenia ws. Smoleńska, jak wreszcie polska SKW przyjmuje bez szemrania dekret prezydenta Putina, nakazujący jej oficjalne porozumienie o współpracy z FSB…
Skoro tak postępuje Warszawa – to trzeba pogodzić się z „opieką” Władimira Putina albo Angeli Merkel. Tertium non datur. Zwłaszcza że i Amerykanie pod administracją prezydenta Obamy ogłosili pełne desinteressement w sprawie tej części Europy – reset w stosunkach z Putinem. Na Ukrainie wygrał więc Janukowycz, w Gruzji prorosyjski kandydat, podobnie na Słowacji; w Czechach zawalił się (tu akurat bez wpływu fatalnego polskiego przykładu) pronatowski rząd ODS, aż wreszcie osamotniony Orbán także uznał, że skoro nie chce „opieki” Brukseli ani Berlina, to pozostaje mu tylko Moskwa. Na Polskę nikt już się nie ogląda.

Wyzwanie dla Polski
Czy można jeszcze od tego dna się odbić? Straty są olbrzymie. Sytuacja niesprzyjająca, ale alternatywą jest wyłącznie oczekiwanie na wyrok, jaki wydadzą inni: sam Władimir Putin, ewentualnie w towarzystwie imperialnych partnerów z Zachodu (USA, Niemiec, może Francji?).
Trzeba najpierw przywrócić do władzy w Polsce elitę polityczną, która traktuje niepodległość nie jako nienormalność, ciężar, którego trzeba się pozbyć jak najszybciej, ale jako obowiązek i wytyczną dla swoich działań, dla dobra swoich obywateli. Na miejscu wypalonym przez groteskowego ministra spraw zagranicznych, skoncentrowanego wyłącznie na swojej autopromocji, trzeba odbudować cały system polityki polskiej, jej mądrej reprezentacji i realizacji w świecie, a zwłaszcza w najbliższym otoczeniu. Trzeba odbudować zaufanie w samej Polsce do własnego państwa, do jego roli obrońcy polskiego domu, w tym także obrońcy dostaw energii potrzebnej do tego domu.
Tu jest pierwszy klucz do odnowy nie „jagiellońskich mrzonek”, ale powagi i możliwości Polski jako współorganizatora systemu bezpieczeństwa Europy Środkowej i Wschodniej. Trzeba w pierwszej kolejności wyjść z pętli szantażu energetycznego, za którą płaci wciąż jeszcze najwyższą cenę polski konsument rosyjskiego gazu. Trzeba zrealizować wreszcie budowę gazoportu świnoujskiego, tak kryminalnie wręcz opóźnioną przez zaniedbania rządu PO. Trzeba nadać nowy impuls projektom wykorzystania odkrywanych zasobów gazu łupkowego. To jedyny chyba skuteczny sposób, by przyciągnąć trwałe zaangażowanie USA w naszym regionie – zainteresować firmy amerykańskie, by mogły zainwestować raczej tutaj niż w Rosji (gdzie zresztą już tyle razy Putin puszczał firmy zachodnie w skarpetkach…). Obecny kryzys w stosunkach Waszyngtonu z Moskwą stwarza po temu dodatkowe, choć na razie ulotne szanse.

Wizja ambitna
Ważniejsze jednak jest to, by w sytuacji bezpośredniego już zagrożenia otwartą ekspansją imperialną z Moskwy przekonywać kraje naszego regionu, że jest możliwa inna postawa niż kapitulacja. Antypolskie fobie, niestety wciąż odżywające czy to na Litwie, czy to na zachodniej Ukrainie, są obecnie przytłumione. Nawet Białoruś Łukaszenki szuka teraz otwarcia w stosunkach z zachodnim sąsiadem – by nie wpaść zbyt łatwo do fartuszka Władimira Władimirowicza. To stwarza naszej polityce wschodniej szanse odrobienia przynajmniej części tych strat, jakie przyniosła jej działalność tandemu Tusk-Sikorski. Im Rosja mocniej, bardziej brutalnie naciska (jak choćby ostatnio także w Bułgarii czy w Mołdawii), tym większa robi się polityczna cena kapitulacji w krajach poddanych owemu naciskowi, ujawnia się stopniowo granica, za którą jest już jawna zdrada. Tę granicę jednak nie tak łatwo jest przekroczyć. Kiedy dyplomację rur gazowych zastąpiła dyplomacja zielonych ludzików i czołgów – ten wybór staje się coraz bardziej oczywisty i coraz trudniejszy. To właśnie powoduje, że Putinowi nowe sukcesy w naszym regionie przychodzą z coraz większą trudnością.
Polska na powrót może przyjąć na siebie rolę nie „mesjasza narodów” ani nie „jagiellońskiego mocarstwa”, ale naturalnego – jak to wynika z potencjału ludnościowego, intelektualnego i gospodarczego – lidera regionu potencjalnych ofiar agresji neoimperialnej Rosji. Alternatywą dla tej roli nie jest bowiem przejście ze strefy „potencjalnych ofiar” do roli „partnerów” polityki Kremla – to była i jest fikcja – ale przejście do roli ofiary już bynajmniej nie potencjalnej, ale aktualnej. I to jest, to powinien być rozstrzygający motyw powrotu do wizji politycznej, którą tak wyszydzał minister Sikorski. Do politycznej wizji Polski ambitnej, to znaczy gotowej bronić swoich interesów.

 



Źródło: niezalezna.pl,Gazeta Polska Codziennie

Andrzej Nowak