Tak, tak, nie, nie
W ostatnich dniach media obiegły dwie informacje dotyczące epatowania dzieci seksem.
Okazuje się, że w Norwegii najmłodsi uczą się literek z książeczki zawierającej rysunki przedstawiające penisy w stanie wzwodu i w momencie wytrysku. Z kolei w Paryżu ma miejsce wystawa dla dzieci w wieku lat 9–14 poświęcona penisowi – dzieci mogą np. wywołać wytrysk u manekina, naciskając guzik. O tyle warto o tych sprawach wspominać, że w obu wypadkach mają one wsparcie tamtejszych resortów edukacji – dzieją się więc za wiedzą i błogosławieństwem państwa. Tak się szczęśliwie składa, że w Polsce ten „postęp” dopiero nieśmiało wychyla łeb z rynsztoka. Zduszenie go w zarodku jest jeszcze możliwe. Aby tak się stało, należy nazywać rzeczy po imieniu.
Największy ciężar odpowiedzialności spoczywa tu na Kościele. „Te gazety”, „ci politycy” – oni mają konkretne imiona.