No i pojawiły się wreszcie przeprosiny za aferę podsłuchową. Wypowiedziane ostro, ze sceny, bez zrzucania winy na innych. W ten sposób były minister Jacek Rostowski przeprosił Danutę Hübner za zbrodnię nazwania jej „starą komuszką”.
Ktoś z zagranicy zadziwiłby się, że jednak antyamerykańskie wulgarne wypowiedzi szefa dyplomacji, będące odwrotnością jego publicznych deklaracji, bardziej wymagałyby takich przeprosin. Albo propozycje ministra Sienkiewicza, by banku centralnego użyć do walki z PiS-em. Nic z tych rzeczy, nieznający obyczajów III RP żenujący analfabeto. Tamte wypowiedzi to zwykła polityczna kuchnia nagrana przez zorganizowaną grupę przestępczą. Natomiast nazwanie komuszką Danuty Hübner – przez 17 lat działaczki PZPR, wnuczki ubeka Józefa Młynarskiego, znęcającego się nad AK-owcami, oraz córki kolejnego w rodzie ubeka Ryszarda Młynarskiego – to niesłychane barbarzyństwo. Porównywalne z wybrykiem autorów książki „Resortowe dzieci”. Dlatego Rostowski musiał upokorzony wyjść na scenę i lekko łamiącym się głosem przeprosić stojącą obok Hübner. Może gdyby sam był synem ubeka, a nie sekretarza emigracyjnego rządu polskiego premiera Tomasza Arciszewskiego, można by go potraktować łagodniej?
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Piotr Lisiewicz