Nie ma w naszej literaturze ojczystej dzieła bardziej posępnego, bardziej przerażającego, bardziej też złowieszczego niż „Anhelli” Juliusza Słowackiego. Dwa małe tomiki „Pana Tadeusza”, wydane w Paryżu w roku 1834, upewniały tamtejszych Polaków (a później i wszystkich tych, którzy dostali do rąk przemycone do kraju egzemplarze), że Polska jest niezniszczalna i będzie trwać wiecznie – a jeśli Polacy zachowają swoje obyczaje i swoje sposoby życia, to moskiewska inwazja nie zniszczy nie tylko ich, ale nawet soplicowskich kurek zielononóżek i gołębi Zosi.
Wydany cztery lata później, w roku 1838, też w Paryżu (to było już siedem lat po upadku powstania), mały tomik, w którym był „Anhelli”, upewniał Polaków, że Polski już nic nie może ocalić – bo właśnie umiera. Sybir (będący w „Anhellim” figurą Polski) przedstawił Słowacki jako krainę ciemności. Jeśli świeci tam jakieś światło, to jest to blade światło księżyca albo krwawe światło zorzy, którą nasz poeta nazywał borealną. Anhelli i pokazujący mu okropności Sybiru Szaman wędrują w ciemności – ciemno jest w korytarzach kopalni, w których pracują polscy skazańcy, ciemno jest nad podziemnym jeziorem, gdzie Szaman i Anhelli rozmawiają ze skazańcami, ciemność panuje też na cmentarzu Polaków, gdzie słychać hymn „skarżących się mogił” – śnieg i krzyże oświetla tam tylko jedno światełko – „gwiazda melancholiczna” na włosach strażniczki naszych grobów, anielicy Eloe. W ciemnościach rozgrywa się też ostatnia, najważniejsza scena „Anhellego”. „Przed wschodem słońca” przed Anhellim, który siedzi „na bryle lodu na miejscu pustym”, pojawiają się dwaj młodzieńcy, dwaj aniołowie, i zwiastują mu, że będzie żył i umrze w ciemności. „Przyszliśmy ci zwiastować ciemność zimową i większą okropność, niż jacy ludzie doznali kiedy: samotność w ciemnościach”. Anhelli dowiaduje się też od aniołów, że wszyscy Polacy już umarli, a on jest ostatni – „ty jesteś ostatni”. Aniołowie (Słowacki używał chętniej formy „anieli”) informują też Anhellego, że są tymi samymi młodzieńcami, którzy przed wiekami, u początków polskiego istnienia, przyszli „do chaty kołodzieja”. Wtedy – mówią – „zwiastowaliśmy wam nadzieję, a teraz przyszliśmy zwiastować koniec i nieszczęście”. Czy właśnie dlatego poemat Słowackiego tak się podobał modernistom na przełomie XIX i XX wieku – bo odsłaniał przed nimi ciemną tajemnicę narodowej śmierci? Ponieważ aniołowie przynoszą wyrok Boga, Anhelli musi go zaakceptować – „ciemność będzie towarzyszem moim i krajem moim”. Tak to wygląda w XV rozdziale poematu, ale trzeba tu jeszcze wrócić wstecz, do rozdziału VIII. Nad podziemnym jeziorem skazańcy opowiadają Szamanowi i Anhellemu o pewnym człowieku, którego nazywają prorokiem, a który umarł w kopalni przed kilku laty.
Tuż przed śmiercią miał on powiedzieć: „Oto zmartwychwstali, lecz nie mogą odwalić mogiły!”. Wystarczy chwilę pomyśleć, aby dojść do wniosku, że w tym zdaniu (zapewne odnoszącym się do dziejów powstania listopadowego) Słowacki mówi nie tylko o losie swoich współczesnych – tych wygnanych z kraju i tych pognanych na Sybir. Mówi o czymś takim, co jest zapisane w księdze polskiego losu – a więc i o naszym losie. My też zmartwychwstaliśmy – to było w sierpniu 1989 roku. Ale – jak nasi przodkowie – nie zdołaliśmy podnieść grobowej płyty – „odwalić mogiły”. I choć zmartwychwstaliśmy, choć żyjemy – to żyjemy w grobie – w ciemnościach państwa śmierci, którym rządzą szatani.
Źródło: Gazeta Polska
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Jarosław Marek Rymkiewicz