Walka o sumienie posła Godsona
Odejście Johna Godsona z PO związane jest, jak zresztą sam poseł stwierdził, z jego wyznaniem i sumieniem. W wypowiedziach dla mediów podkreślił, że nie chciał już dłużej znosić szyderstw i drwin, których doświadczał w PO tylko dlatego, że jest chrze
Obecny konflikt w partii, która sama siebie nazywa obywatelską, nie jest skomplikowany i złożony. Platforma, na której posłowie mieli wyrażać swoje różnorodne opinie, tworząc w ten sposób wspólną partię, w rzeczywistości jest przestrzenią tylko dla wybranych. Otwartość na różne poglądy oraz przekonania, mająca rzekomo charakteryzować PO, okazała się fikcją.
Co więcej, posłowie, którzy nie realizują szczegółowo wyznaczonej, lewackiej strategii partyjnej w kwestiach światopoglądowych, ponoszą surowe kary. Dlatego właśnie ci, którzy nie ulegli partyjnemu mobbingowi, odchodzą – ponieważ wyżej cenią sobie własne sumienie niż zagrożoną poselską dietę.
Sprawdzone metody PZPR
Proces eliminowania niepokornych posłów z PO trwa od dawna. Rzecznik dyscypliny klubowej PO Iwona Śledzińska-Katarasińska już jakiś czas temu zapowiedziała, że złoży wniosek o zawieszenie konserwatywnych posłów. To oczywiście pierwszy krok do ich wyrzucenia. Symboliczne jest, że Śledzińska-Katarasińska, która wsławiła się pisaniem antysemickich i antystudenckich tekstów w latach 60., teraz, w 2013 r., chce usuwać z PO chrześcijan.
Odejście posła Godsona z Platformy pokazuje nam to, co naprawdę dzieje się w partii, która rządzi Polską. Tak polski rząd traktuje Polaków, którzy mają inne poglądy niż partia władzy. Po raz kolejny Platforma, zarówno przez język używany przez jej polityków, jak i przez konkretne działania, takie jak eliminowanie ze struktur niewygodnych polityków, udowadnia, że nie jest ugrupowaniem obywatelskim – co najwyżej platformerskim.
Sprawa Johna Godsona ujawniła prawdziwe cele Platformy. To partia, która chce upokorzyć naród, wyrzucić Boga z przestrzeni publicznej, a katolików zamknąć w kościelnych gettach.
Dogmat III RP
Nie możemy sobie pozwolić na to, aby politycy PO i prorządowe media narzuciły nam swoje podejście do kwestii religijnych. A takiemu właśnie modelowaniu społeczeństwa ma służyć nagłaśniany w mediach wewnątrzpartyjny ostracyzm w stosunku do konserwatystów. Głównym dogmatem głoszonym od lat przez III RP jest teoria, że nie mamy prawa mieszać naszego wyznania do polityki. Bzdura! Nie tylko mamy takie prawo. To obowiązek wynikający z nauczania Kościoła, którego jesteśmy członkami. Jeśli zaś jako katolicy nie wypełniamy nałożonych na nas obowiązków, dopuszczamy się grzechu zaniedbania.
Zatem nie tylko jednorazowy akt wyborczy może być grzechem, brak zaangażowania w politykę także. Grzechem jest nie tylko głosowanie na polityków popierających aborcję czy eutanazję i walczących o wprowadzenie ustawodawstwa zezwalającego na te patologie. Grzechem zaniedbania jest także niepójście do wyborów, czyli nieskorzystanie z możliwości, aby legislacyjnych zabójców dzieci powstrzymać.
Papież Franciszek podczas spotkania z uczniami szkół jezuickich powiedział: „My, chrześcijanie, nie możemy bawić się w Piłata, umywać rąk. Musimy mieszać się w politykę, ponieważ polityka jest jedną z najwyższych form miłości, bo szuka dobra wspólnego. Świeccy chrześcijanie muszą pracować w polityce. Polityka jest zbyt brudna, ale jest brudna, bo chrześcijanie nie wmieszali się w nią z duchem ewangelicznym. Łatwo jest mówić o czyjejś winie, ale co ja robię? Pracować dla dobra wspólnego – to powinność chrześcijanina”.
Gdy papież Franciszek mówi o walce z pedofilią w Kościele, media prześcigają się w cytowaniu Ojca Świętego. Jednak gdy mówi o fundamentalnych prawach katolików w życiu społecznym i politycznym, zapada martwa cisza. Identycznie media zachowują się w odniesieniu do nauczania papieża Polaka, którego uwielbiają wspominać w kontekście kremówek lub spotkań z młodzieżą.
Dlatego też decyzja posła Godsona jest idealną okazją, aby przypomnieć to, czego Jan Paweł II nauczał w kwestiach znacznie ważniejszych niż ciastka. W adhortacji apostolskiej „Christifidelis laici”, o powołaniu i misjach świeckich w Kościele i na świecie, napisał: „Świeccy nie mogą rezygnować z udziału w polityce, czyli w różnego rodzaju działalności gospodarczej, społecznej i prawodawczej, która w sposób organiczny służy wzrastaniu wspólnego dobra. Ojcowie synodalni stwierdzali wielokrotnie, że prawo i obowiązek uczestniczenia w polityce dotyczy wszystkich i każdego. […] Ani oskarżenia o karierowiczostwo, o kult władzy, o egoizm i korupcję, które nierzadko są kierowane pod adresem ludzi wchodzących w skład rządu, parlamentu, klasy panującej czy partii politycznej, ani dość rozpowszechniony pogląd, że polityka musi być terenem moralnego zagrożenia, bynajmniej nie usprawiedliwiają sceptycyzmu i nieobecności chrześcijan w sprawach publicznych”.
Konserwatyści, czyli chrześcijanie
John Godson, o którym mówi się „konserwatysta”, jest po prostu chrześcijaninem i właśnie z powodu swojej religii odszedł z PO. Jako wyznawca Chrystusa uznał, że nie może współtworzyć i działać w partii, która realizuje program sprzeczny z jego sumieniem. Bardzo ważne jest, aby o powodach jego decyzji mówić wprost, przypominając przy tym nauczanie Kościoła w sprawie zaangażowania wierzących w politykę.
Podstawą decyzji posła Godsona były pobudki duchowe, co zasługuje na najwyższy szacunek. Wielką wartością jest dyskusja, którą jego odejście z PO rozpoczęło. Na debaty o budżecie i gospodarce będzie jeszcze czas. Teraz jest czas na dyskusję o sumieniu.