Niedokończony projekt
Ludzie złej woli, gdy zaczynają rozważania o polskiej historii, rozpowszechniają dogmat determinizmu, często nazywając go „racjonalizmem”. Sugerują, jakoby wszystko, co dotyczy Polski, było z góry skazane na klęskę. O tym jednak, że w historii nic ni
Gdyby trzymać się dogmatu determinizmu, to Konstytucja 3 maja – wielkie osiągnięcie polskiego, ale także europejskiego oświecenia – nie miała prawa się wydarzyć, wobec utrwalanych stereotypów o szlacheckiej ciemnocie i warcholstwie oraz inkwizycyjnej pasji Kościoła, który ponoć ścigał każdego racjonalistę i zwolennika oświecenia przez cały XVIII wiek. To, że dokument ten uchwaliła światlejsza część posłów szlacheckich, a polskie oświecenie było w głównej mierze zasługą Kościoła, który wykonał znaczną pracę edukacyjną, nie jest eksponowane, na co niewątpliwy wpływ ma lewicowa ideologia.
Złodzieje tradycji
Dzisiaj nasza lewica wraz z salonem, korzystając z rosnącej w społeczeństwie ignorancji oraz niknięcia za sprawą kultury obrazkowej polskiej świadomości historycznej, z łatwością jest w stanie kreować ahistoryczny obraz Polski jako odwiecznego siedliska ciemnoty. Następnie ten fałszywy mit przeciwstawia tradycji Zachodu, jakoby o korzeniach oświeconych i nowoczesnych. W rzeczywistości, spoglądając na historię Rzeczypospolitej i krajów Zachodu, można zaobserwować wyraźną paralelę rozwojową między nimi, zarówno w tym co dobre, jak i w tym co złe. Zdumienie zatem budzi przedstawianie historii Polski jako państwa wyłamującego się z zachodniej tradycji modernizacji i oświecenia, przy jednoczesnym przywłaszczaniu sobie tej tradycji przez polski salon „światłych” i „oświeconych”, który, stygmatyzując ciemnogród, mieni się jej jedynym reprezentantem. Jednocześnie nie przeszkadza to bronić tym „światłym” i „oświeconym” osoby, która nazywa papieża ch…. Bo – co dla nich oczywiste – wyzywanie papieża nie jest przejawem ciemnoty i obskurantyzmu. To nowoczesność.
Przeciw determinizmowi
Jeśli używamy już argumentu o oświeceniowej tradycji Zachodu do piętnowania polskiej historii, to trzeba przypomnieć, że wszystkie narody protestanckie i katolickie zachodniej Europy w XVII w. pogrążyły się w ciemnocie i obskurantyzmie.
Warto też przypomnieć, jak wielu uciekinierów – na przykład kalwini z Francji po odwołaniu edyktu nantejskiego – znalazło schronienie w Rzeczypospolitej. Nie znaczy to, że pierwsza Rzeczpospolita była państwem doskonałym. Jednak w swoich negatywnych przejawach Polska nie była żadnym wyjątkiem na tle Europy. I tak Rzeczypospolita, jak i inne kraje z tego obskurantyzmu zaczęły się wydobywać w XVIII w. Rzeczypospolitej było o tyle trudniej, że wrogowie zewnętrzni za pomocą wrogów wewnętrznych utrzymywali stan zacofania mentalnego znacznej części polskie szlachty. W ten sposób realizowali swój cel – dominację wynarodowionej magnackiej oligarchii i uniemożliwienie wybicia się Rzeczypospolitej na realną niepodległość. Aby ten stan utrzymać, tak magnaci, jak i ich protektorzy spoza kraju bardzo często używali właśnie argumentu deterministycznego – że z tymi Polakami i tak nic nie da się zrobić. Jak poucza nas ten przykład, przyjęcie założenia deterministycznego, że nic nie może się udać, to idealny sposób na blokowanie zmian, powiewu świeżej myśli. W sukurs takiemu myśleniu o historii polskiej jako elementowi „konieczności dziejowej” w XX w. przyszedł marksistowski dogmat: „jednostka niczym – masa wszystkim”.
Polityka zagraniczna, jaką w Europie prowadził prezydent Lech Kaczyński, dowodzi irracjonalności tej kalki myślowej, którą lubią się posługiwać półinteligenci pozujący na mędrców. Wiele, bardzo wiele zależy od wybitnej jednostki. Jak napisał przedwcześnie zmarły w 1986 r. historyk, zajadły antymarksista i gorący patriota Jerzy Łojek: „Determinizm dziejowy, wykluczający badanie alternatyw historycznych, doprowadził do szczególnego wynaturzenia naukowego poznania przeszłości. Konieczność dziejowa została zabsolutyzowana do ostateczności jakby zapomniano, że historia jest badaniem dziejów ludzkości, a nie ma działania ludzkiego, które nie byłoby uwarunkowane takim a nie innym uprzednim ukształtowaniem ludzkiej świadomości. Wszystko bowiem, co działo się w historii ludzkości, następowało z powodu konkretnego stanu ludzkiej świadomości, który nigdy nie jest koniecznym i nieuchronnym”. Znakomici historycy tacy jak Szymon Askenazy i cytowany wyżej Jerzy Łojek obalili pesymistyczny i fatalistyczny pogląd, że dzieło reformatorskie i niepodległościowe Sejmu Wielkiego, którego zwieńczeniem była Konstytucja 3 maja, było z założenia pozbawione szans. Pokazali jakie znaczenie miała determinacja i wola pojedynczych wybitnych jednostek. Oraz zdrajców. Pokazali też wyraźnie, jak rozpowszechnianie ideologii o „konieczności klęski”, wpisanej ponoć w historię Polski, służyło i służy niepolskim interesom.
„Latarnia ideowa”
Zanim doszło do uchwalenia Konstytucji 3 maja, dokonały się w Polsce ogromne przemiany społeczno-gospodarcze, a także zmiany mentalności społeczeństwa. Istniał genetyczny związek dążeń reformatorskich i odrodzeniowych w Rzeczypospolitej u schyłku XVIII w. z coraz większym upowszechnieniem się w naszym państwie nowego stylu myślenia, z ograniczaniem światopoglądu dewocyjnego, będącego pokłosiem reakcji katolickiej kontrreformacji w XVII w. Jako przykład tego podejścia można wskazać ówczesną patriotyczną kadrę oficerską Szkoły Rycerskiej. Przewrót umysłowy w Polsce drugiej połowy XVIII w. był procesem, który wpisywał Polskę w szersze procesy oświeceniowej modernizacji. Obok konstytucji amerykańskiej z września 1787 r. i konstytucji francuskiej z września 1791 r., polska ustawa rządowa z 3 maja 1791 r. weszła do historii jako jedna z trzech „latarń ideowych” epoki. Taką opinię zyskała w Europie już latem 1791 r. Konstytucja ta stanowiła podstawę ustroju Rzeczypospolitej nieco ponad 14 miesięcy. Obalono ją przy pomocy sprowadzonej przez targowicę armii rosyjskiej. Przetrwała jako idea i republikański mit wyrosły z tradycji oświecenia. Jest to „idea rozważnego, ale śmiałego – jak napisał Jerzy Łojek – zdecydowanego realizowania ambicji narodowych. Idea własnej, polskiej odpowiedzialności za losy kraju, własnych możliwości działania i osiągania celów wielkich, z pozoru niekiedy niemal niewyobrażalnych – a jednak faktycznie realnych”. Jako niedokończony projekt Konstytucja 3 maja wymaga kontynuacji. A patriotyczno-modernizacyjno-oświeceniowy ładunek, jaki tkwi w tej idei, stanowi największe zagrożenie dla rządzących obecnie.