Ostatnie zawirowania polityczne potwierdzają, że opozycja zrobi wszystko, aby nie dopuścić do reelekcji Andrzeja Dudy. Wcześniej miał być realizowany plan: w drugiej turze cała opozycja i jej zwolennicy mają zagłosować na kontrkandydata obecnego prezydenta. Dziś „totalni”, widząc ogromne poparcie społeczeństwa dla obecnego prezydenta, chcą za wszelką cenę przesunąć datę wyborów. W ten plan wpisuje się Jarosław Gowin, który co rusz przedstawia nowe projekty na najbliższe wybory.
Nie ma żadnego znaczenia, że te pomysły są niezgodne z konstytucją, która mówi wyraźnie o końcu kadencji urzędującego prezydenta oraz o dacie wyborów. Wybory na urząd prezydenta zarządza marszałek Sejmu nie wcześniej niż na siedem miesięcy i nie później niż na sześć miesięcy przed upływem kadencji urzędującego prezydenta RP. Marszałek wyznacza datę wyborów na dzień wolny od pracy przypadający nie wcześniej niż na 100 dni i nie później niż na 75 dni przed upływem kadencji urzędującego prezydenta. Jedynym odstępstwem od konstytucyjnych terminów wyboru prezydenta jest wprowadzenie przez Sejm stanu wyjątkowego lub stanu nadzwyczajnego – w czasie ich trwania nie mogą odbyć się wybory.
Trwająca pandemia i związane z nią niedogodności sprawiły, że opozycja zaczęła gwałtownie domagać się wprowadzenia stanu klęski żywiołowej, czyli jednego ze stanów nadzwyczajnych. A jej wprowadzenie oznacza – jak już wcześniej napisałam – odsunięcie terminu wyborów. Gdy ten pomysł okazał się niemożliwy do zrealizowania (brak większości sejmowej do przegłosowania), zaczęto szukać innych rozwiązań. I wtedy „niespodziewanie” pojawił się Jarosław Gowin z postulatem, aby wybory prezydenckie przesunąć o dwa lata. Lider Porozumienia argumentował, że jest czas epidemii, która zagraża życiu i zdrowiu Polaków, że nie można iść do urn. Dla niego nie ma znaczenia, czy są to wybory z bezpośrednim udziałem wyborców, którzy swoje głosy wrzucają do urn, czy też korespondencyjne. Cel jest jeden – wybory nie mogą się odbyć w maju. Jednym z pomysłów Jarosława Gowina jest zmiana konstytucji tak, aby kadencja Andrzeja Dudy została wydłużona o dwa lata.
Wyobraźmy sobie, że ten pomysł jest poddany głosowaniu w Sejmie i w Senacie. Znając zapędy do obstrukcji „trzeciej osoby w państwie”, czyli marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego, głosowanie nad tym projektem wlokłoby się do granic możliwości. Nie wiadomo również, co działoby się w Sejmie i czy byłaby wymagana większość. To ostatecznie doprowadziłoby do tego, że w maju nie doszłoby do wyborów, a ponieważ kadencja prezydenta Andrzeja Dudy kończy się w sierpniu br., Polska pozostałaby bez prezydenta.
Kto stoi za Jarosławem Gowinem? Czy tylko ego, czy coś, a raczej ktoś? Po analizie jego działań z ostatnich tygodni, po przeciekach do mediów, można przypuszczać, że jest to zorganizowana akcja, której celem jest odsunięcie Zjednoczonej Prawicy od władzy i zablokowanie zmian w sądownictwie.
Teraz, znając przebieg ostatnich zawirowań politycznych, coraz bardziej zrozumiałe staje się żądanie Jarosława Gowina, który chciał dla siebie funkcji marszałka Sejmu. Gdyby tak się stało, w momencie zakończenia kadencji Andrzeja Dudy to właśnie marszałek Sejmu zostałby pełniącym obowiązki prezydentem. Przecież znamy już taką sytuację – dokładnie 10 lat temu, po katastrofie smoleńskiej, p.o. prezydentem został Bronisław Komorowski, który po przyspieszonych wyborach został głową państwa. Marszałek wtedy zostaje p.o. prezydentem, gdy urząd prezydenta jest nieobsadzony lub kiedy urzędujący prezydent nie może sprawować swoich obowiązków.
Przypomnijmy, że uchwalona w 1997 r. konstytucja wprowadziła pojęcie tymczasowego przejęcia obowiązków prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Marszałek Sejmu pełni obowiązki głowy państwa w wypadku: śmierci prezydenta RP; zrzeczenia się urzędu przez prezydenta RP: stwierdzenia nieważności wyboru prezydenta RP lub innych przyczyn nieobjęcia urzędu po wyborze; uznania przez Zgromadzenie Narodowe trwałej niezdolności prezydenta Rzeczypospolitej do sprawowania urzędu ze względu na stan zdrowia, uchwałą podjętą większością co najmniej 2/3 głosów ustawowej liczby członków Zgromadzenia Narodowego; złożenia prezydenta RP z urzędu orzeczeniem Trybunału Stanu.
Na zdrowy rozum gdyby nawet Jarosław Gowin został marszałkiem Sejmu, to po upływie kadencji Andrzeja Dudy nie wystąpiłaby żadna z powyższych przesłanek. Mając jednak dotychczasowe doświadczenia z działalności opozycji, można by rzec: a któż by się konstytucją przejmował?!
Wystarczy przypomnieć, jak opozycja i jej zwolennicy biegali przy każdej okazji w koszulkach z napisem „Konstytucja”. Zakładali te koszulki na pomniki, wypisywali to hasło na plakatach, banerach, zawieszali na budynku Sądu Najwyższego.
Przypomnę również akcję „Czytamy konstytucję”. Czytały ją „uznane autorytety”, m.in. Jerzy Stępień, prof. Andrzej Zoll, Włodzimierz Cimoszewicz; ustawę zasadniczą czytał Gdańsk, Poznań, Warszawa – cała Polska. „Zamiast Twittera czytajmy konstytucję” – nawoływali celebryci. „Znani i lubiani czytają konstytucję – podał na stronie internetowej w wersji polskojęzycznej Sputnik – tuba Władimira Putina:
„Wśród postaci czytających konstytucję pojawiają się byli prezydenci RP Bronisław Komorowski i Aleksander Kwaśniewski, byli prezesi TK prof. Andrzej Rzepliński, sędzia Jerzy Stępień, prof. Ewa Łętowska, rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar, prof. Marcin Matczak, prof. Wojciech Sadurski, sędzia Igor Tuleya, sędzia Waldemar Żurek. Nie zabraknie też takich osób ze świata kultury, sztuki, celebrytów, jak Agnieszka Holland, Krystyna Janda, Maja Ostaszewska, Daniel Olbrychski, Jerzy i Maciej Stuhrowie, Manuela Gretkowska, Maria Nurowska, Leszek Jażdżewski, Tomasz Piątek, Jacek Żakowski, Adam Michnik, Tomasz Sekielski. Konstytucję będzie też czytać blogerka Klaudia Jachira, która niedawno ogłosiła swój start w wyborach do Sejmu z ramienia KO, a także duchowni ks. Wojciech Lemański i ks. Kazimierz Sowa”.
Tak było, proszę Państwa – można się o tym przekonać, przeglądając internet. Piszę o tym, ponieważ dziś cała opozycja zapomniała o konstytucji. Czy słyszeli Państwo w ostatnich tygodniach, a nawet miesiącach nawoływanie do przestrzegania konstytucji przez „PiS-owski rząd i PiS-owskiego prezydenta”?
Oczywiście, że nie – opozycyjni wielbiciele konstytucji zamilkli, ponieważ ustawa zasadnicza wyraźnie określa termin wyborów prezydenckich.
To podejście opozycji do konstytucji pokazuje również, że dla przeciwników obecnej władzy „punkt widzenia zależy od punktu siedzenia” – jeżeli przepisy ustawy zasadniczej są potrzebne, to się o nich krzyczy przy każdej okazji. Jeżeli nie są potrzebne lub wręcz przeszkadzają - albo się je pomija, albo nagina.
W miniony weekend pojawiały się różnego rodzaju nieoficjalne informacje na temat działań opozycji: że Jarosław Gowin zostanie zgłoszony jako kandydat na marszałka Sejmu, że Porozumienie wyjdzie z koalicji, że Zjednoczona Prawica odchodzi w niebyt i trzeba utworzyć nową układankę sejmową, która nareszcie przejmie władzę.
Oczywiście opozycja może sobie zgłaszać Jarosława Gowina na marszałka Sejmu, jednak przy obecnym układzie sił jest mało prawdopodobne, by ten pomysł zakończył się powodzeniem.
Trudno również sobie wyobrazić, że cała opozycja się zjednoczy i utworzy rząd. Znając apetyty na władzę i stanowiska partii, które obecnie są mniejszością sejmową, śmiało można powiedzieć, że zanim coś ustalą, śmiertelnie się pokłócą. I cały „misterny plan” po prostu nigdy nie zostanie zrealizowany.