Nagle dostawałem uwagi do audycji, które były dla mnie niezrozumiałe (…) Domyśliłem się, że to na wypadek gdybym miał zniknąć. A potem usłyszałem, że mogę nadal robić audycję, ale bez honorarium – mówi w rozmowie z Niezależna.pl Bogusław Nowicki, twórca słynnej audycji „Piosenki z tekstem”. Dziennikarz i artysta odszedł z rozgłośni, kiedy jej szefową była Magdalena Jethon, niedawno okrzyknięta przez opozycję „strażniczką wolności słowa”. Nowicki zdradził nam również, jak powstawały listy przebojów.
Jest pan twórcą i pomysłodawcą kultowej audycji zatytułowanej „Piosenki z tekstem”, która do połowy lat dziewięćdziesiątych emitowana była na antenie Radia Kielce oraz w radiowej „Trójce”.
Tak, od zawsze bliskie były mi klimaty piosenki autorskiej, satyrycznej. Takie piosenki były wykonywane tylko na koncertach. W mediach nie było dla nich miejsca. Wszystko wtedy podlegało cenzurze i wpadłem na pomysł, żeby zrobić audycję złożoną z takich właśnie piosenek, a całość dać do cenzury jako audycję literacką, bo kontrolowano również moje zapowiedzi i kontekst w którym prezentowałem utwory. Dzięki temu organizacyjnemu zabiegowi ważna polska twórczość trafiała na antenę. Nikt tego przede mną nie robił. To się sprawdziło, grono słuchaczy było ogromne, nagrywano program na kasety i tworzono prywatne archiwa z „Piosenkami z tekstem”. Do dziś odbieram sygnały słuchaczy wspominających tę formę prezentacji istotnych artystycznie utworów.
Audycji „Piosenki z tekstem” powstało sporo ponad tysiąc, z Programem Trzecim Polskiego Radia współpracował Pan ok. 11 lat. Zaliczono Pana również do grona „osobowości Trójki”. Jednak stosunki z rozgłośnią zaczęły psuć się, kiedy funkcje kierownicze zaczęła sprawować tam Magdalena Jethon.
Ale najpierw było pięknie. Z okazji jakiegoś okrągłego jubileuszu Trójki słuchacze w plebiscycie wybierali osobowości Trzeciego Programu Polskiego Radia. Pani Jethon jako dziennikarka dostała najprawdopodobniej zlecenie na nagranie wywiadów z osobami znajdującymi się na liście „osobowości”. Ku mojej radości i ogromnej przecież satysfakcji obok tuzów pierwszej wielkości znalazłem się i ja, choć lista była dość krótka. Już podczas tamtego wywiadu z klimatu rozmowy odczytałem, że moja tam obecność to jakieś przeoczenie. Po jakimś czasie owa pani redaktor została szefową Trójki i zaczęło być ciężko. Nagle dostawałem uwagi do audycji, które były dla mnie niezrozumiałe. Proszono, abym po piosence nie mówił nic do chwili, aż ucichną oklaski. Okazało się, że w ten sposób pozyskiwano do archiwum moje oryginalne nagrania. Domyśliłem się, że to na wypadek gdybym miał zniknąć. Mój materiał był ważny. Te powycinane piosenki są w redakcji do dziś. A potem usłyszałem, że mogę nadal robić audycję, ale bez honorarium.
Czy rozgłośnia miała wówczas jakieś problemy finansowe? Czy inni pracownicy też mieli problem z wypłatami?
Nie sądzę. Tutaj ewidentnie chodziło o moje poglądy. Zawsze kochałem artystycznych rebeliantów i tacy znajdowali drogę na antenę. Nie zaniedbując przecież i tych o bardzo wyważonych poglądach. Ale nie jest miło być w środowisku gdzie cię nie chcą. Nie musiałem. Mogłem powrócić do działalności artystycznej. Pracując bez honorariów, co przecież oznaczało, że i bez akceptacji prowadziłem jeszcze „Piosenki z tekstem” przez dwa, trzy miesiące.
Koledzy z branży namawiali mnie, żeby jednak zostać, że potrzebna taka forma promocji polskich twórców, ale nie dałem rady i odszedłem z „Trójki”. Odszedłem? Poszedłem do domu. To było bardzo miękkie rozstanie. Tytuł „Piosenki z tekstem” wszedł do obiegowego języka i to mi pozostało. Ale pozostało. I jeszcze to, że byłem wybrańcem słuchaczy w plebiscycie. Po jakimś czasie zorientowałem się, że tytuł „Piosenki z tekstem” w kontekście Trójki nie istnieje w internecie. Paradne, że wygrane z moich audycji piosenki gościły jeszcze wielokrotnie na antenie, a do prezentowania ich pojawili się inni, zdolniejsi. C'est la vie.
Przy okazji oczywiście szkoda, że ogromny obszar aktywności artystycznej polskich twórców nie znajduje miejsca w radiu, które pretenduje do miana kulturotwórczego. Ale to temat na osobny rozdział.
Od kilku dni w mediach nakręcana jest afera dotycząca cenzury w „Trójce”. Znając to środowisko i ludzi tam pracujących jak Pan ocenia całą tę sytuację?
Oj, to temat który przerasta swoim ogromem wymiar mojej wypowiedzi. Podchodząc osobiście po prostu się z tego śmieję. Pewien uznany redaktor zapędził się i rozprawia nad dramatem, gdy „cenieni dziennikarze muzyczni” tracą pracę. Cenieni? Czego Ci panowie dokonali, że są cenieni. Czym wzbogacili naszą polską kulturę? Odczytują od lat kolejność list przebojów, czytają gotowce przysyłane z płytowych wytwórni ekscytując się datą urodzin jakiejś przebrzmiałej, zagranicznej gwiazdy, którą pamiętają z dzieciństwa. Przecież to i archaiczne i infantylne. A do tego zauważyłem, że wielu ludzi, którzy przewinęli się przez „Trójkę” operuje terminami, których znaczenia kompletnie nie rozumie. Czasami mam wrażenie, że to efekt pracy w słuchawkach. Taka radiowa choroba, z której wynika szczodrze odwzajemniona miłość do samych siebie.