106 razy od początku tegorocznych wakacji turystom w Bieszczadach pomagali ratownicy górscy. W blisko jednej trzeciej interwencji korzystano z pomocy śmigłowca LPR – powiedział PAP ratownik dyżurny bieszczadzkiej grupy GOPR Jarosław Makutynowicz.
"W lipcu i sierpniu do wypadków dochodziło zarówno na uczęszczanych szlakach turystycznych, jak i na tych mniej znanych trasach górskich. W tym roku na szczęście nie było wypadków śmiertelnych"
– podkreślił ratownik dyżurny.
Zauważył, że najczęściej poszkodowani doznawali urazów kończyn. "Dominowały skręcenia i złamania. Nieco rzadziej zdarzały się zachorowania, np. nagłe utraty przytomności, czy kłopoty z krążeniem" – dodał Makutynowicz.
W niemal co trzeciej akcji bieszczadzkiej grupy Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego wykorzystywane były śmigłowce Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Mniej niż jeszcze kilka lat temu było poszukiwań zagubionych turystów.
GOPR nie zanotował w trakcie wakacji interwencji związanych z ukąszeniem przez żmije, czy atakami niedźwiedzi lub dzików. Takie przypadki zdarzały się wiosną tego roku. "Przy okazji warto jednak przypomnieć, że na początku sierpnia podczas akcji w masywie Otrytu w Bieszczadach niedźwiedź zagroził jednemu z naszych ratowników" – zauważył Makutynowicz.
Od początku wakacji nad bezpieczeństwem turystów m.in. w Bieszczadach i Beskidzie Niskim czuwa 205 ratowników i kandydatów na ratowników górskich.
Obok całorocznych stacji ratunkowych bieszczadzkiej grupy GOPR w Sanoku, Ustrzykach Górnych i Cisnej pracują też sezonowe stacje na Połoninie Wetlińskiej oraz w Dukli w Beskidzie Niskim. Sieć placówek GOPR uzupełniają punkty ratunkowe w schroniskach "Koliba" na Przysłupiu Caryńskim, "Pod Wysoką Połoniną" w Wetlinie oraz "Bacówce" pod Małą Rawką.
Ratownicy bieszczadzkiej grupy GOPR monitorują prawie 4 tys. km kw. Opiekują się turystami w Bieszczadach, Beskidzie Niskim, a także w Górach Sanocko-Turczańskich oraz na pogórzach Dynowskim i Przemyskim.