"Pan Tadeusz" to my, z naszym narodowym charakterem, z naszym narodowym językiem. Nic więcej. Ale to jest przecież wszystko - wyznał przed laty w wywiadzie dla magazynu "Kino" reżyser Andrzej Wajda. Mija 20 lat od premiery filmu, który obejrzało w polskich kinach ponad 6 mln widzów.
22 października 1999 roku w krakowskim Teatrze im. Juliusza Słowackiego miała miejsce premiera filmu "Pan Tadeusz" w reżyserii Andrzeja Wajdy.
Owacją na stojąco zakończyła się wczoraj krakowska premiera "Pana Tadeusza" Andrzeja Wajdy w Teatrze im. Słowackiego. Równie gorąco zachwyceni widzowie oklaskiwali film na pokazach w kinach "Kijów", "Reduta" i "Wanda"
– donosił nazajutrz "Dziennik Polski". Na premierze, prócz występujących w filmie aktorów, jak m.in. Jerzego Treli, Krzysztofa Globisza czy Michała Żebrowskiego, pojawiła się noblistka Wisława Szymborska i znany z wielu filmów Ingmara Bergmana szwedzki aktor Erland Josephson.
Prapremiera odbyła się kilka dni wcześniej, 18 października w warszawskim Teatrze Narodowym. Polsko-francuska koprodukcja zgromadziła na planie całą plejadę gwiazd rodzimego kina. Obok uznanych już mistrzów, jak Andrzej Seweryn (Sędzia), Daniel Olbrychski (Gerwazy) czy Jerzy Bińczycki (Maciej Królik-Rózeczka), pojawiają się nowi ulubieńcy publiczności, jak Michał Żebrowski (Tadeusz Soplica) czy Alicja Bachleda-Curuś (Zosia). Kreacje aktorskie w "Panu Tadeuszu" tworzą również Bogusław Linda (Jacek Soplica, ksiądz Robak), Marek Kondrat (Hrabia), Grażyna Szapołowska (Telimena), Jerzy Trela (Podkomorzy), Marek Perepeczko (Maciej Chrzciciel), Krzysztof Globisz (Major Płut), Krzysztof Kolberger (Adam Mickiewicz), Andrzej Łapicki (Ksiądz) i Mieczysław Kalenik (Stolnik). Tak mocna obsada bez wątpienia jest zasługą pozycji Andrzeja Wajdy, ale nieprzemijającego uroku dzieła Adama Mickiewicza. "Spotkanie wielkiego, narodowego poety z wielkim narodowym reżyserem" – donosił francuski "Le Monde".
W jednym z wywiadów wcielający się w rolę Adama Mickiewicza Krzysztof Kolberger zdradził, że Wajda powierzając mu rolę wieszcza powiedział:
Lubię pana głos, a co ważniejsze, rozumiem, co pan mówi.
Dodał również, że reżyser uprzednio zwrócił się z propozycją do Czesława Miłosza, ale ten odmówił, negatywnie odnosząc się do pomysłu sfilmowania poematu.
Filmowy ksiądz Robak, czyli Bogusław Linda, wspominał natomiast, że Marek Kondrat do tego stopnia potrafi mówić głosem Andrzeja Wajdy, że zadzwonił do niego i imitując reżysera powiedział: "Bogusiu, czy nie mógłbyś przyjechać na plan?". Linda przekonany, że rozmawia z Wajdą odpowiedział: "Tak, Andrzeju, oczywiście, już jadę...". Obsadzenie Lindy w roli księdza Robaka było kontrowersyjną decyzją. Aktor kojarzący się wówczas głównie z rolą Franza Maurera z "Psów" Pasikowskiego, nie dla każdego był odpowiednim Jackiem Soplicą. Aktor wspomina: "Andrzej Wajda powiedział, że jeżeli ja się zgodzę zagrać Robaka, to on się do tego weźmie.(...)Ustaliliśmy, że Robak to żołnierz raczej, a nie ksiądz".
O atmosferze panującej na planie, w podobnym tonie co Linda, wypowiadał się wcielający się w postać Gerwazego Daniel Olbrychski: "Nie można było grać, bo człowiek płakał ze śmiechu". Wspominał, że Kondrat potrafił stanąć obok operatora i rozmawiać z nim głosem Wajdy, ten zaś odpowiadał mu patrząc w wizjer będąc przekonanym, że rozmawia z reżyserem.
Plenery kręcono m.in. w Sierpcu, Łomiankach pod Warszawą, Smolnikach, Turowej Woli, Józefowie koło Otwocka, Kazuniu, a także Warszawie (Zamek Królewski, Cytadela), Piotrkowie Trybunalskim, Oporowie i Twierdzy Modlin. Autorem zdjęć jest Paweł Edelman, zaś scenografii Allan Starski. Muzykę skomponował Wojciech Kilar.
To niecodzienne wyzwanie: napisać poloneza do narodowego arcydzieła. To nie jest tylko taniec, to manifestacja, kwintesencja polskości, szlacheckości, spraw narodowych
– powiedział dziennikowi "Rzeczpospolita" kompozytor. Napisanie tylko tego jednego motywu zajęło Kilarowi tydzień, czyli tyle ile zwykle poświęca kompozytor na napisanie muzyki do całego filmu. Kompozycje Kilara z filmu Wajdy zyskały ogromną popularność również w oderwaniu od samego dzieła. Polonez stał się przebojem studniówek, dziś przyszli maturzyści tańczą go niemal równie często, jak sztandarowy utwór Michała Ogińskiego.
Pomimo zachwytu części środowiska, recenzje Mickiewiczowskiego dzieła przeniesionego na ekran przez Wajdę były różne. Wydaje się, że lepiej niż w kraju odebrano go we Francji. "Ten film jest doskonałym wyrazem ducha, który od wieków ożywia naród poniewierany przez historię i który, pomimo nieszczęść, nigdy nie stracił energii romantycznej i romansowej. Jego legenda jest prawdą" – recenzował Claude Baigneres na łamach dziennika "Le Figaro". "Wajda ma cudowne wyczucie ruchu i koloru. Wydaje się bezustannie przyspieszać szybkość wydarzeń, wzmacniając dźwięk i otwierając nagle perspektywy, przez które wciskają się walczący (...). Całość wibruje, żyje, majaczy aż do finału postrzeganego jako moment doskonałego szczęścia" – konkludował francuski krytyk.
W Polsce natomiast opinie przybrały dość różny ton. Zygmunt Kałużyński stwierdził, że "to jest film niezrozumiały. Do mnie przynajmniej jedna trzecia tekstu nie doszła, bo była niechlujnie powiedziana przez aktorów". Podobnie wypowiedział się Tomasz Raczek:
Odkąd podano oficjalnie, że "Pan Tadeusz" został zgłoszony do Oscara, zadaję sobie pytanie, czy ktoś za granicą zrozumie "Pana Tadeusza".
Film osiągnął sukces frekwencyjny, przyciągając do kin przeszło 6 milionów widzów i stając się tym samym drugim (po "Ogniem i Mieczem", 1999 r.) najchętniej oglądanym filmem w polskich kinach po roku 1989. Wyprzedził choćby takie amerykańskie produkcje, jak "Avatar" (2009 r.), a wcześniej "Titanic" (1998 r.), mając niemal dwukrotnie więcej widzów w Polsce niż każdy z nich. Przy budżecie 12,5 miliona złotych, zarobił ponad 82 miliony.
"Pan Tadeusz" wg Andrzeja Wajdy był polskim kandydatem do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Nagradzany jedynie na krajowym podwórku zdobył sześć Złotych Orłów, trzy Złote Kaczki i Złotą Taśmę.