Dopiero XIII wiek, który przyniósł osadnictwo na prawie magdeburskim wprowadziło do ustawodawstwa polskiego pojedynki i sądy boże. Ale mądrzy władcy wydawali swoje zarządzenia pokazując, że nie jest sprawiedliwe oddanie się takim sądom. W 1290 roku Henryk Brodaty nakazał, aby przepisach przeciw oszczercom nie dopuszczano, aby cześć obywatelska pozostawiona była losowi bójki lub zabobonnej próbie. Kazimierz Wielki całkowicie owe pojedynki z prawodawstwa narodowego usunął, pozostało ono jedynie w statutach miejskich. Słynną sprawą było pomówienie królowej Jadwigi przez Gniewosza z Dalewic. Mężczyzna stanął przed sądem wiślickim. Jaśko z Tęczyna i dwunastu rycerzy przysięgli przed sądem niewinność królowej i zażądali pojedynku z Gniewoszem na miecze. Sąd się nie zgodził, zażądał natomiast od Gniewosza dowodów, na co ten wyznał, że jednak coś sobie ubzdurał i prosił o przebaczenie. Nakazano mu swoje oszczerstwa odszczekać w izbie sądowej. Gniewosz wlazł pod ławę i zakrzyknął „Zełgałem jak pies”, po czym zaczął szczekać. Nikt powagi nie mógł zachować, śmiali się i król z królową, i sędziowie, i świadkowie.
Próba żelaza
Wreszcie w 1505 roku posłowie ziemscy znieśli w prawie miejskim ustępy mówiące o pojedynku sądowym, a było one osadzone aż w 42 miejscach, twierdząc iż są one przeciwne religii i… zdrowemu rozsądkowi. Kto chciał się pojedynkować musiał prosić samego króla o zgodę. Zygmunt Stary udzielił tylko raz takiej zgody. Tylko w Polsce funkcjonowało też prawo, e wyzwany na pojedynek, mógł bez uszczerbku dla honoru się nań nie zgodzić i przekazać sprawę sądowi. Statut litewski przewidywał, że karę śmierci za zabójstwo podczas pojedynku. Jednak trzeba przyznać, że szlachta biła się i zabijała nieustannie, nie nazywając tych starć pojedynkami. Doszło do tego, że ponownie, za Jana III Sobieskiego, trzeba było prawo zaostrzyć. Król mawiał zresztą, że „odwagi dowodzi się w walce z wielu, ale nigdy w potyczce z jednym”.