Grupa ludzi włamała się do oficjalnych kodów QR prowadzących do wystawy i zamieściła biografię Bührlego opisując go jako „sympatyka nazizmu, autorytarnego militarystę, spekulanta i prawdopodobnie zbrodniarza wojennego”. O kolekcji napisano, że jest to „szwajcarska wersja pomnika Holokaustu” i, że to efekt „wywłaszczeń, kradzieży i morderstw”. W związku z tym pozostawiono też żądania natychmiastowej restytucji wszelkich dzieł w zbiorach, które zostały bezpośrednio lub pośrednio skradzione Żydom, oraz sprzedaży wszystkich pozostałych dzieł na rzecz ocalałych z Holokaustu, ich potomków i potomków robotników zniewolonych przez nazistów.
Czy obrazy ukradli Niemcy?
Fundacja Bührle twierdzi, że żadna z prac w wystawie kolekcji nie została zdobyta dzięki niemieckim prześladowaniom Żydów, a zatem nie kwalifikują się one do restytucji. Wiadomo jednak, że pochodzenie co najmniej jednej pracy w kolekcji jest kwestionowane: to „Pole maków przy Vétheuil” Claude'a Moneta (1879).
Związki Bührle z Kunsthaus sięgają 1940 roku, kiedy to został on członkiem zarządu galerii i sfinansował jej przebudowę. Bezsporny jest fakt, że jego firma sprzedawała działa przeciwlotnicze nazistowskim Niemcom podczas II wojny światowej i czerpała zyski z niewolniczej pracy.
Nowa dyrektor Kunsthaus, Ann Demeester, która objęła urząd w styczniu, zobowiązała się do uporządkowania spraw kolekcji Bührle’a, a miasto i kanton Zurychu powołały niezależną komisję do zbadania pochodzenia dzieł.