Jak laik tworzy przepisy, to później rolnik musi się z nimi borykać na polu - powiedziała na antenie Telewizji Republika rolniczka z Holeszowa, Monika Styczek-Kuryluk. Wskazała, że konkretne zapisy Zielonego Ładu stoją de facto w sprzeczności z jego głównymi założeniami.
Na antenie Telewizji Republika rolniczka opowiedziała, że zajmuje się produkcją roślinną, uprawia zboża, warzywa i zioła. Wskazała, że w jej przypadku najbardziej dotkliwy jest zapis o ugorowaniu gruntów ornych.
"Dziś była taka dyskusja wśród rolników, że niektóre kraje mają zapis ugorowania gruntów rolnych, a my mamy zapis ugorowania gruntów ornych. To znaczy, że część mojego pola muszę zostawić odłogiem"
– mówiła.
Dodała, że wyłączenie gruntu z produkcji rolnej "nie jest zerojedynkowe rozumowanie, że to przyczyni się do wzrostu bioróżnorodności". - Ja, jako rolnik ekologiczny, co najwyżej przez ten rok nie będę tej konkretnej działki nie będę uprawiać i w przyszłym roku dodam większego wysiłku metod mechanicznych, żeby te chwasty usunąć. Ale co zrobią konwencjonalni rolnicy? Po prostu zużyją jeszcze większą ilość pestycydów, żeby się pozbyć wysianego banku nasion - stwierdziła.
Wskazała, że jest to sprzeczne z założeniami Zielonego Ładu, który zakłada przecież zmniejszenie ilości środków ochrony roślin. - To jest właśnie ten moment. Osoby, które ten Zielony Ład konstruowały nie są praktykami, tylko są laikami w kontekście agrotechnik rolnych - podkreśliła.
"Jak laik tworzy przepisy, to później rolnik musi się z nimi borykać na polu, więc jeszcze raz powtarzam: ugorowanie na konwencjonalnej ziemi spowoduje większe zużycie pestycydów, herbicydów - w głównej mierze - w następnym roku"
– zaznaczyła.