„– Ilu macie zawodników baseballa zarejestrowanych?
– Dwustu.
– Ale ja pytam o cały kraj.
– W całym kraju dwustu.
– A w zeszłym roku Polska zaimportowała dwieście tysięcy kijów baseballowych.
– Wie Pan, sprzęt się zużywa.
– Bo wkładają w to serce.
– Całe serce”.
Ten rzecz jasna przerysowany opis dotyczy lat 90., gdy moi rówieśnicy chodzili uzbrojeni w kije bejsbolowe. To dialog zagranicznego delegata piłkarskiego z polskim policjantem ze spektaklu telewizyjnego Marka Piwowskiego „Nóż w głowie Dino Baggio”. Przypomniał mi się teraz, gdy pomyślałem sobie, co czuć mogą młodzi ludzie, którzy „całe serce” włożyli w obalenie PiS, a teraz z telewizji TVN dowiedzieli się, że tysiące napisów „J…ć” na murach polskich miast wykonanych było za rosyjskie pieniądze.
Gdy wyszło na jaw, że Marek Piwowski był cennym, opłacanym przez SB agentem, obejrzałem ten spektakl jeszcze raz, by wsłuchać się w słowa stworzonego przez niego policjanta, bo przyszło mi do głowy, że Piwowski-reżyser mógł wykorzystywać swoją wiedzę operacyjną. Policjant ów tłumaczył, że „każde pokolenie powinno mieć swoją wojnę”. Tylko ważne, żeby naturalna agresja młodych ludzi „się nie rozłaziła wszędzie”, bo może trafić „na drogi, te blokady, demonstracje pod urzędami”. Dlatego, wyjaśniał policjant, „chodzi o to, żebyśmy ją skierowali na stadiony, tam gdzie my chcemy. I tam ją zamknęli”, licząc, że „wszystkie najbardziej agresywne elementy same się wykończą”, bo „natura jest mądra”. Ale też „trzeba jej pomóc”, czyli ogolić paru policjantów na łyso i kazać im rozkręcać awanturę.
Młodzież jako amunicja
Tamten opis powstał w czasie, gdy postkomunie zależało na utrwalaniu własnej władzy, stabilizowaniu systemu i kanalizowaniu buntu tak, by jej nie szkodził. Wylansowanie ośmiu gwiazdek było użyciem tej samej metody, tylko w odwrotnym celu: obalenia niepodległościowego polskiego rządu.
Istotą działania sowieckiej, a dziś rosyjskiej agentury jest podszycie się pod bunt młodzieży, użycie jego języka, estetyki, metod. Czymś bardzo sprzyjającym zamiarom Kremla jest fakt, że konserwatyści często brzydzą się buntem jako takim i nie starają się zrozumieć jego mechanizmów. To ogromny błąd.
W tym przypadku mieliśmy do czynienia z użyciem atrakcyjnej dla młodych estetyki znanej z hip-hopu czy stadionów, czyli skrótowca JBC PiS, bo za takie napisy płacili Rosjanie. Dla buntownika napis na ścianie ma być dowodem spontaniczności i oddolnego charakteru akcji, skoro ktoś nie wykupuje billboardów, bo go nie stać, a maluje sprayem po ścianie, narażając się na złapanie przez policję. No i skoro napis zawiera wulgaryzm, to jest niegrzeczny, czyli młodzieżowy.
Czy głosami młodzieży wygrywa się wybory? Rzadko, z reguły liczniej do urn chodzą starsi. Ale młodzież ma inny – pożądany z punktu widzenia Moskwy – zespół cech: przy niewielkim doświadczeniu życiowym ma jednocześnie najwięcej energii, która pozwala jej wpływać na sposób myślenia całego społeczeństwa. Czyli stosunkowo łatwo ją oszukać i użyć jako amunicji w wojnie przeciwko jej krajowi, a często także przeciwko… jej samej.
Pierwszy, uwaga, Tomasz Lis
W czasach rządów PiS z lat 2015–2023 kreowanie młodzieżowego buntu przeciwko władzy PiS szło bardzo słabo. W latach 2015–2020 na manifestacje KOD i podobnych grup przychodzili głównie resortowi emeryci. Niezależnie, czy manifestanci nazywali siebie obrońcami „emerytów mundurowych” czy praworządności, czy zbuntowanymi studentami, skład osobowy był ten sam.
Ten stan rzeczy diametralnie zmienił się w roku 2020, gdy doszło do protestów „strajku kobiet”. Wtedy upowszechnione zostało hasło „J…ć PiS”. Ono istniało już wcześniej, mam wrażenie, że jako pierwszy ośmiu gwiazdek użył Tomasz Lis w czasie ciszy wyborczej, w niedzielę podczas wyborów parlamentarnych z 2019 roku, po których PiS utrzymał władzę. Tak, ten sam Lis, którego wywiad z Dmitrijem Miedwiediewem pokazały cztery rosyjskie telewizje.
Szczerze mówiąc, od początku czułem od tego hasła zapach Moskwy, nie tylko dlatego, że „j…ć” to rusycyzm, choć zakorzeniony w Polsce od wieków.
Wulgaryzmy są często wyrazem buntu, ale ten wyróżniał całkowity brak polotu, jakiegoś żartobliwego kontekstu. Ot, kagiebowska chamówa.
Specjalnością rosyjskiej agentury jest granie na najniższych, najbrzydszych ludzkich instynktach. Ona lubuje się w pobudzaniu w ludziach tego, co jest w nich złe, prymitywne, by drwili z przeciwników Moskwy. A potem Moskwa z satysfakcją przygląda się, jak ci, których najgorsze cechy zdołała pobudzić, samodegradują się, by móc za chwilę stać się łatwymi do upolowania przez nią ofiarami.
Ta metoda była stosowana w III RP wielokrotnie, sprowadzając wolność do fikcji wyboru pomiędzy różnymi równie obrzydliwymi, fasadowymi, zakłamanymi wytworami. „Dlaczego wolność dana nam jest jak resztki dla psa?” – tymi słowami znakomity punkowy zespół „Pijacka banda” najtrafniej opisał klimat duchowy III RP.
Posażne domy związane z kolaboracją sowiecką
Ale o swoje, gdy chodzi o zawłaszczanie młodzieżowego buntu przez szarlatanów, warto walczyć zawsze. Świętej pamięci Jacek Kwieciński, wybitny publicysta „Gazety Polskiej”, tak rozprawiał się ze swoimi muzycznymi, ale nie politycznymi idolami z lat 60:
„Chciałoby się nawet jakoś oddzielić owe dzieci Epoki Wodnika, prawiące o pokoju i miłości itd., od tego, co wyczyniano na uczelniach… Ale czy jest to możliwe? Można mówić, że hippisi »zaledwie« promowali permisywność bez granic, podczas gdy »rewolucjoniści« czcili nie żadnych pacyfistów, lecz Mao, Castro i Ho. Nie prezentowali »miłości«, lecz wściekłość (rage). Nie chcieli poprawić, zmienić Ameryki, lecz ją zniszczyć… Zaczyn zaiste barbarzyńskiej rewolty jest datowany na czerwiec 1962 r. Skonstruowanie Port Huron Statement bardzo wówczas nielicznej grupy ultralewicowych studentów, zgrupowanych w tzw. SDS. Jej przywódcy niemal w całości byli potomkami komunistów, urodzili się w »czerwonych pieluchach«. Fragment: »Występujemy przeciw antykomunizmowi, interpretowaniu zimnej wojny jako winy sowieckiej«. 1964 r. Campus w Berkeley, Kalifornia. Burzliwy początek tzw. Ruchu Wolnego Słowa będącego przeciwieństwem swej nazwy – początek tzw. politycznej poprawności”.
W końcówce PRL i w III RP podobne zasadzki na młodzież stosowane były wielokrotnie. Jędrzej Kodymowski, lider Apteki, ciekawie mówił o tym, jak próbowano kanalizować w interesie systemu muzykę i subkulturę punkową:
„Na początku nikt nie umiał na niczym grać. Nie było nas stać na zakup skóry ramoneski czy oryginalnych znaczków zespołów punkowych. Ale w III LO w Gdyni pojawił się punkowiec, co miał i ramoneskę, i znaczki. Zaczął mówić coś na Polskę. To się skończyło lekkim oklepem, krótkim strzałem w zęby. Mi się wtedy wydawało, że wszyscy myślą tak jak ja. Potem okazało się, że część załogi punkowej z Warszawy pochodziła z domów, które były bardziej posażne. A te posażne domy związane były z tzw. kolaboracją sowiecką. Dziś Agora takie postacie gloryfikuje, a dezawuuje tych, którzy tworzyli prawdziwą scenę niezależną”.
Piękna młodość i ruska ściema
W Polsce mieliśmy do czynienia z wieloma udanymi próbami odwrócenia potężnej broni, jaką jest alternatywa, do walki z sowieciarstwem.
Pomarańczowa Alternatywa po trosze hipisowskimi metodami rozprawiła się z komuną. Ruch Wolność i Pokój uderzył metodami pacyfistów w zbrojenia… reżimu Jaruzelskiego. Moja Akcja Alternatywna Naszość absurdalnym poczuciem humoru wyśmiewała postkomunizm. Pyta.pl Jaoka potrafi pokazywać na ulicy, kto naprawdę chce cenzury i nie ma poczucia humoru. Mamy całkiem sporo artystów konserwatywnej awangardy, których skupia wokół siebie Piotr Bernatowicz w galerii S7, a wcześniej w Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski.
Młodzież od ośmiu gwiazdek, która w międzyczasie wydoroślała lub stanie się to za chwilę, może mieć poważnego kaca, gdy zrozumie, że to, czemu poświęciła znaczny kawałek swojej pięknej młodości, okazało się ruską ściemą. Może też czasem tę wiedzę odrzucać, mimo że ujawnił ją antypisowski TVN. Uczucie, że tak bardzo daliśmy się oszukać, nigdy nie jest przyjemne. Na pocieszenie powiem: nie wy pierwsi. W każdym pokoleniu na jakimś etapie dojrzewania pojawia się, z mniejszym lub większym natężeniem, taka świadomość. Też to czułem, gdy słuchałem, jak szmacą się różni muzycy, których lubiłem, a w knajpach, gdzie wypiliśmy sporo piwa, wywieszane są flagi „strajku kobiet”.
Na szczęście mamy całkiem sporo psychoterapeutów, uczących nas, jak sobie melancholijnie poradzić z tym niemiłym uczuciem. Zmarły niedawno, niezastąpiony Leszek Długosz radził sobie z upadkiem legendy Piwnicy pod Baranami, śpiewając:
„Pod Baranami też już dzisiaj inny czas, turystów tłum zalicza swój wieczorny szlak. Nieźle sprzedaje się legenda tamtych lat… Ech, Miła, no, uśmiechnij się i bez ironii wznieś kieliszek, wznieś kieliszek ze mną swój za cienie tej młodości kiedyś zostawione przez nas tu”.
.@CTomczyk broni @donaldtusk oraz ministrów i generałów swojej partii, którzy zamiast bronić całego terytorium Polski, zakładali oparcie obrony na Linii Wisły.
— michal.rachon (@michalrachon) March 7, 2025
Dokumenty przyjmujące taką koncepcję sygnował między innymi @BogdanKlich dzisiejszy kierownik polskiej placówki… https://t.co/42Spup41uX pic.twitter.com/dnyj3V0lHR