W czwartkowych protestach wzięło udział, jak szacują władze, około 1,1 mln osób. Związki zawodowe twierdzą, iż demonstrantów było 3,5 mln.
W wielu miastach demonstracje przerodziły się w zamieszki; tak było m.in. w Paryżu i Bordeaux. W Charleville-Mezieres, na północy kraju, funkcjonariuszy obrzucono kamieniami i butelkami wypełnionymi żrącą substancją, natomiast w Lorient, w południowej Francji, zaatakowany został posterunek policji - relacjonuje Franceinfo.
Demonstrowanie i wyrażanie sprzeciwu jest prawem. Przemoc i degradacja, których byliśmy świadkami, są nie do przyjęcia. Mam ogromną wdzięczność dla sił policyjnych oraz służb ratowniczych
– napisała na Twitterze premier Francji Elisabeth Borne.
Gwałtowne protesty i zamieszki wybuchły we Francji po raz pierwszy w zeszłym tygodniu po tym, jak rząd zdecydował się przeforsować reformę emerytalną bez głosowania w parlamencie. Reforma pozwala na podniesienie wieku emerytalnego z 62 do 64 lat.