Rządowy ukraiński portal Centrum Narodowego Sprzeciwu poinformował, że celem zamachu przeprowadzonego przez ukraiński ruch oporu w Mariupolu był tamtejszy komendant rosyjskiej policji Michaił Moskwin. Doszło do eksplozji samochodu okupanta, jednak właścicielowi udało się przeżyć.
W momencie wybuchu szef lokalnej "policji" znajdował się kilka metrów od auta. Moskwin został ranny, ale przeżył - czytamy na łamach serwisu utworzonego przez Siły Operacji Specjalnych ukraińskiej armii.
"Kolaboracja szkodzi zdrowiu, ponieważ zdrajców nie lubi nikt - ani ci, których zdradzono, ani ci, na rzecz których się zdradza, ani pozostali zdrajcy"
- dodano w krótkim komunikacie.
W godzinach porannych lojalny wobec Kijowa mer Mariupola Wadym Bojczenko i jego doradca Petro Andriuszczenko informowali o zamachu na jednego z najważniejszych w mieście rosyjskich oficerów. Nie podano wówczas żadnych szczegółów dotyczących personaliów okupanta ani rezultatów akcji partyzantów.
Od kilku tygodni coraz częściej pojawiają się doniesienia o skutecznych ukraińskich atakach na obiekty rosyjskich wojsk w Mariupolu, m.in. magazyny z amunicją. Niektórzy obserwatorzy oceniają, że jest to związane z przekazaniem ukraińskiej armii nowych amerykańskich pocisków Ground Launched Small Diameter Bomb (GLSDB) o zasięgu 150 km, umożliwiających przeprowadzenie uderzeń m.in. na Mariupol.
Na początku marca Bojczenko powiadomił, że po serii ostrzałów okupanci poczuli się zagrożeni i wycofali część swoich oddziałów oraz baz logistycznych poza granice miasta.
Przed napaścią Rosji na Ukrainę liczba mieszkańców Mariupola wynosiła około 430 tys. W ocenie ONZ miasto opuściło ok. 350 tys. cywilów. Brak dokładnych danych o ofiarach rosyjskiej agresji w Mariupolu. Ukraińskie władze przypuszczają, że od lutego do maja 2022 roku mogły tam zginąć dziesiątki tysięcy ludzi.
W zrujnowanym mieście panuje bardzo trudna sytuacja humanitarna. Brakuje m.in. żywności, wody, lekarstw, ogrzewania, środków higienicznych i łączności.