Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Pierwsze miesiące wojny we wspomnieniach ukraińskiej dziennikarki. "To był koszmar". Mówi też o Polakach

- Na 23 lutego miałam wykupione wcześniej bilety do Dubaju. Gdy pakowaliśmy się z moim 16-letnim synem, zdawałam sobie sprawę, że podczas naszej nieobecności coś się może zacząć. Gdy zamykaliśmy drzwi (do mieszkania), odruchowo pocałowałam je, czego nigdy wcześniej nie robiłam - mówi Matwijszyna, prowadząca ukraińskiego Radia Promiń.

By State Emergency Service of Ukraine - https://www.facebook.com/photo/?fbid=327190279448868&set=pcb.327190436115519 (the whole post), CC BY 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=115836633

Jak mówi Polskiej Agencji Prasowej, od początku pobytu żyła tylko wydarzeniami w kraju.

"Byliśmy w szoku z powodu informacji, które dostawaliśmy z kraju o tym, jak intensywna jest rosyjska inwazja na Ukrainę. Przez cały czas wraz synem i przyjaciółmi, z którymi przyjechaliśmy na wczasy, monitorowaliśmy wiadomości. To był istny koszmar. Nie mogliśmy uwierzyć, że Kijów, Charków, Mariupol i inne miasta są bombardowane w tak bestialski sposób"

- relacjonuje.

"Od pierwszego dnia inwazji stało się oczywiste, że nasz lot, którym mieliśmy wracać do Kijowa 1 marca, zostanie odwołany. Zastanawialiśmy się z przyjaciółmi, jak mamy wrócić do kraju i czy warto, żebym z dzieckiem wracała od razu. Jedna z przyjaciółek dostała wówczas zaproszenie z Gruzji, z którego (wszyscy) skorzystaliśmy. Gdy jechaliśmy z lotniska do Batumi, zobaczyliśmy, że wszędzie są wywieszone ukraińskie flagi i hasła ze słowami wsparcia dla Ukrainy i Ukraińców. Byliśmy mocno wzruszeni"

- wspomina Matwijszyna. W Batumi spędzili trzy kolejne miesiące.

Zakwaterowano ich w hotelu, w którym przez dwa miesiące mogli bezpłatnie mieszkać. W restauracjach mogli korzystać z darmowych posiłków, a w aptekach przewidziano dla nich specjalne certyfikaty na zakup leków. W Batumi i innych miastach organizowane były ośrodki pomocy Ukraińcom.

"Na każdym kroku słyszeliśmy słowa wsparcia i to było naprawdę nam bardzo potrzebne i pomocne"

- zaznacza.

"Pierwszego dnia pobytu w Batumi udałam się do (siedziby) Radia Publicznego Adżarii. Chciałam zrobić reportaż o tym, jak w Batumi (mieszkańcy) wspierają Ukraińców, a stało się tak, że to ja udzieliłam wywiadu"

- wspomina dziennikarka.

Jak dodaje, po kilku dniach pobytu dowiedziała się, że na batumskim placu Europy od 24 lutego codziennie odbywają się manifestacje poparcia dla Ukrainy, i poszła tam z synem, "który ciągle mówił, że źle mu jest z tym, że nie jest na Ukrainie i że chce więcej robić dla ojczyzny".

"Na tym 'batumskim Majdanie;, jak go nazwano, spędziliśmy trzy miesiące. Organizowaliśmy różne akcje, w tym zbiórki pieniędzy (w pierwszym miesiącu udało nam się zebrać ponad 6 tys. dolarów) czy leków, (a także) akcje pamięci, plenerową wystawę fotograficzną, przedstawiającą skutki rosyjskiej inwazji i skierowaną m.in. do turystów z Rosji"

- relacjonuje Matwijszyna.

Jak zaznacza, głównym celem "batumskiego Majdanu" było "ciągłe przypominanie o tym, że na Ukrainie trwa wojna, że wojska rosyjskie zabijają tam ludzi, że ludzie zostają bez dachu nad głową".

"Nasze spotkania codziennie zaczynały się od wykonania hymnów Ukrainy, Gruzji i (...) Białorusi, której przedstawiciele przychodzili. I jeżeli na początku zaglądaliśmy do telefonów (by sprawdzić słowa - red.), to po jakimś czasie nauczyliśmy się nawzajem swoich hymnów na pamięć"

- mówi kobieta.

"Gdy wojska rosyjskie zostały wyrzucone z Kijowszczyzny, zaczęłam szukać biletów powrotnych - w przystępnej cenie, bo miałam tylko swoje oszczędności. W czerwcu przez Kraków wróciliśmy z synem do Kijowa"

- wspomina, wyrażając wdzięczność wobec Polaków za to, że swoimi działaniami "nie dają zapomnieć o wojnie w Ukrainie, którą już wszyscy na świecie są zmęczeni".

Wspominając powrót do Kijowa, Matwijszyna mówi, że z jednej strony ogarnęła ją "ogromna radość ze spotkania z miastem, starszym synem, rodzicami, rodzicami zmarłego męża, z drugiej zaś strony wszystko (było) inne niż zazwyczaj".

"Miasto jest w ciągłym napięciu. Tu regularnie wyją syreny, spadają bomby i toczą się rozmowy o tym, że wojska rosyjskie znowu mogą pójść na Kijów. Wiem jednak, że zwyciężymy w tej wojnie, a po zwycięstwie koniecznie pojadę do Batumi, gdzie umówiliśmy się z moimi nowymi przyjaciółmi, że spotkamy się, by wspólnie świętować Dzień Zwycięstwa Ukrainy na naszym placu Europy w Batumi"

- mówi Polskiej Agencji Prasowej ukraińska dziennikarka.

 



Źródło: PAP, niezalezna.pl

#Ukraina

mm