Co najmniej 22 osoby zostały ranne w rosyjskim ostrzale Mikołajowa na południu Ukrainy. Według gubernatora obwodu mikołajowskiego Witalija Kima w wyniku ataku są też ofiary śmiertelne. Jednocześnie trzy rosyjskie pociski uderzyły w teren bezpośrednio sąsiadujący z Zaporoską Elektrownią Atomową na południu Ukrainy. W wyniku ataku wroga doszło do uszkodzenia linii wysokiego napięcia w pobliżu obiektu. Tymczasem na okupowanych terenach Ługańszczyzny trwa polowanie na mężczyzn w wieku poborowym.
W proces przymusowej mobilizacji do rosyjskiej armii włączono już działy kadr w firmach i nauczycieli, a powołania na front wręcza się nawet w sklepach i na targowiskach - powiadomił w piątek lojalny wobec Kijowa szef regionalnych władz Serhij Hajdaj.
Gubernator podkreślił, że obowiązkowy pobór do wojska w samozwańczej, kontrolowanej przez Kreml Ługańskiej Republice Ludowej rozpoczął się już kilka miesięcy temu, ale w ostatnim czasie te działania znacznie nasilono.
- Wcześniej ci, którzy mieli pieniądze, mogli wykupić się od pewnej śmierci. Potem po takie osoby przyszli już jednak funkcjonariusze (rosyjskiej) Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Następnie zaczęli znikać mężczyźni w niedawno zajętych wsiach i miasteczkach (obwodu ługańskiego). Powołania do wojska rozdawane są w miejscach, gdzie masowo gromadzą się ludzie, w tym (...) podczas publicznych prac przy uprzątaniu gruzu
- napisał Hajdaj na Telegramie.
Jak dodał, każdy "kto ma znajomości i możliwości" stara się za wszelką cenę uciec z Ługańszyczny, by "pozostać wśród żywych".
- Ludzie nie potrzebowali wiele czasu, żeby zrozumieć, że w "rosyjskim świecie" nie obowiązują żadne prawa. Ani te ustanowione przez samych okupantów, ani regulacje międzynarodowe
- oznajmił szef regionalnej administracji.
W czwartek Hajdaj poinformował, że rosyjskie władze od 2014 roku traktują mieszkańców samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej "jak obciążenie dla budżetu państwa", dlatego na tym terytorium, a także na niedawno zajętych obszarach Ługańszczyzny nikt nie jest oszczędzany i "wszyscy muszą iść na wojnę z Ukrainą". Jak powiadomił, pod broń powołuje się nawet górników, którzy cieszyli się dotychczas statusem chronionej grupy zawodowej.
25 czerwca rosyjskie siły zajęły Siewierodonieck, a 3 lipca Lisiczańsk, czyli dwa największe miasta w regionie ługańskim, które pozostawały jeszcze pod kontrolą rządu w Kijowie.
Jak donosiły w ostatnich tygodniach lojalne wobec Ukrainy władze regionalne, najeźdźcy nie zdołali opanować całej Ługańszczyzny - wciąż trwają walki w miejscowościach Biłohoriwka i Werchniokamjanka w zachodniej części obwodu ługańskiego, w pobliżu granicy z obwodem donieckim.
Hanna Zamaziejewa z rady obwodowej przekazała w komunikatorze Telegram, że w ostrzałach uszkodzone zostały budynki mieszkalne, w tym bloki.
Wśród rannych jest 14-latek, który podczas ataku znajdował się przy wejściu do cerkwi. Według Zamaziejewej rany odniósł wskutek wybuchu pocisków kasetowych.
Mer miasta Ołeksandr Sienkewycz poinformował, że zaatakowano duży teren. W wyniku ataku wybuchły pożary. Na miejscu pracują służby ratunkowe.
- Agresorzy zorganizowali kolejną prowokację. (...) Nie odnotowano wycieku substancji promieniotwórczych. Najeźdźcy, uciekając się do terroru, narażają na niebezpieczeństwo cały cywilizowany świat
- czytamy w komunikacie ukraińskiego koncern Enerhoatom Enerhoatomu na Telegramie.
Przedsiębiorstwo potwierdziło, że elektrownia nadal funkcjonuje w normalnym trybie. W ostatnim czasie podjęto jednak decyzję o wyłączeniu jednego z bloków energetycznych.
25 lipca Enerhoatom oświadczył, że od 24 marca, czyli początku agresji Rosji na sąsiedni kraj, okupanci uprowadzili już około 100 pracowników Zaporoskiej Elektrowni Atomowej. "Część z tych osób wróciła potem do pracy ze złamaną psychiką, oświadczając pod wpływem tortur, że popierają Rosję" - powiadomił wówczas szef ukraińskiego koncernu Petro Kotin.
Zaporoska Elektrownia Atomowa została zbudowana w latach 1980–1986 i jest największą siłownią jądrową w Europie. Przed rosyjską inwazją pracowało w niej sześć reaktorów, każdy o mocy 950 MW.