Sojusznicy Borisa Johnsona zasygnalizowali, że były brytyjski premier chce się skupić na lobbowaniu na rzecz silnego wsparcia USA dla Ukrainy i promowaniu w kraju swojej agendy wyrównywania szans - podał we wtorek "Financial Times".
Johnson w wydanym w niedzielę oświadczeniu, w którym poinformował, że wbrew spekulacjom nie będzie się ubiegał o przywództwo w Partii Konserwatywnej, zasygnalizował, że nie planuje odejść z polityki. "Wierzę, że mam wiele do zaoferowania, ale obawiam się, że to po prostu nie jest właściwy czas" - napisał. Wyraził przekonanie, że mógłby poprowadzić konserwatystów do wygranej w wyborach do Izby Gmin w 2024 roku i zarzucił rywalom do przywództwa, Rishiemu Sunakowi i Penny Mordaunt, że nie chcieli zawrzeć porozumienia "w interesie narodowym".
Według sojuszników Johnsona spekulacje, jakoby Sunak miał mu zaoferować funkcję w rządzie, są kompletnie nierealne, a były premier zamiast tego chce dobrze wykorzystać pozycję, którą zbudował jako jeden z głównych motorów zachodniego wsparcia dla Ukrainy w wojnie z Rosją. Johnson ma planować, że będzie spędzać więcej czasu w Waszyngtonie, aby lobbować na rzecz dalszego ponadpartyjnego wsparcia USA dla Ukrainy.
Jak pisze "FT", w zeszłym tygodniu ukraińscy urzędnicy byli zszokowani, gdy jeden z wysokich rangą polityków republikańskich powiedział, że pomoc dla Kijowa może być ograniczona, jeśli partia zdobędzie w listopadowych wyborach większość w Izbie Reprezentantów, choć inni później się odcięli od tej wypowiedzi.
Cytowany przez "FT" stronnik Johnsona powiedział: "Nie ma jeszcze formalnej roli, ale Boris jest bardzo zaniepokojony sytuacją na Ukrainie. Wierzy, że USA i amerykańskie wydatki na obronę mają największy wpływ na militarny sukces w tej wojnie, i chce zapewnić, że wsparcie nie osłabnie". USA są zdecydowanie największym darczyńcą Ukrainy.
Według gazety w kraju były premier natomiast ma zamiar rozliczać Sunaka z realizacji swojej agendy wyrównywania szans, która ma na celu zwalczanie regionalnych nierówności.