Policja nie podała żadnych dodatkowych szczegółów dotyczących incydentu. Jak dotąd żadna grupa nie przyznała się do przeprowadzenia ataków, ale wydawany w Singapurze dziennik "The Straits Times" przypomina, że na terenie południowych prowincji Tajlandii wzdłuż granicy z Malezją od dziesięcioleci trwa rebelia.
Rząd Tajlandii walczy z grupami dążącymi do niepodległości dla przeważająco muzułmańskich prowincji Pattani, Yala, Narathiwat i części Songkhla.
W sierpniu w 17 miejscach na południu Tajlandii doszło do zamachów bombowych i podpaleń. Rząd uznał te incydenty za skoordynowane ataki rebelianckie.
Według grupy Deep South Watch, która monitoruje ten region, od 2004 roku w konflikcie zginęło ponad 7,3 tys. osób.
Rząd Tajlandii na początku tego roku wznowił rozmowy z główną grupą rebeliantów, Barisan Revolusi Nasional, po dwuletniej przerwie spowodowanej pandemią Covid-19.