Terroryści wymusili ucieczkę z mieszkania pracownicy kadr francuskiego tygodnika satyrycznego "Charlie Hebdo". Kobieta powiedziała dziś w radiu, że policja kazała jej w 10 minut opuścić mieszkanie z powodu "zagrożenia życia".
"Kolejny dowód na to, że terrorystyczne ugrupowania islamistyczne są we Francji operacyjne" - skomentował te informacje prezenter telewizji C-News.
W wywiadzie dla radia France Info Marika Bret, od pięciu lat żyjąca pod ochroną policyjną, powiedziała, że funkcjonariusze z jej obstawy "ze względów bezpieczeństwa" zabronili ujawniać szczegóły gróźb skierowanych wobec niej.
Bret jest świadkiem w toczącym się procesie oskarżonych o współudział w atakach terrorystycznych, w których ofiarą dżihadystów padli w styczniu 2015 roku w Paryżu redaktorzy "Charlie Hebdo", klienci koszernego supermarketu i strażniczka miejska.
Podobnie jak liczni komentatorzy i politycy, Bret wzywa do prawdziwej i zdecydowanej reakcji, gdyż - jak mówi - "to, co zdarzyło się 7, 8 i 9 stycznia 2015 roku, zaczęło się o wiele wcześniej i wciąż idzie do przodu".
"Tu nie chodzi o mnie, ale o pokazanie klimatu nienawiści, w jakim żyjemy i konsekwencji tego klimatu"
– zaznaczyła Bret na antenie France Info.
W rozmowie opublikowanej na stronie internetowej tygodnika "Le Point" Bret tłumaczy, że "ujawnia swą +eksfiltrację+, po ty by zaalarmować tych, którzy myślą, że tego rodzaju sprawy zdarzają się tylko innym". Aby wiedziano, że "jeśli +Charlie+ wciąż jest +Charliem+, to dlatego, że ci, którzy go tworzą, płacą za to pozbawieniem swobody ruchu, ale mają nadzieję, że kiedyś odnajdą normalne życie".
Na pytanie, czy się boi, kobieta odpowiedziała przecząco. "Ale za to ogarnia mnie wściekłość" – podkreśliła Bret. Tłumaczyła, że trudno jest zaakceptować wysiedlenie "ze swojej ostatniej przestrzeni spokoju". "To dla wszystkich powinno być alarmem, sygnałem katastrofy rozgrywającej się wokół nas" - dodała.
Niedawno rozpoczęty proces wspólników zamachowców z 2015 roku Bret nazywa "historycznym i politycznym", gdyż ataki te uderzyły w "serce laickości i wolności słowa, wartości których zawsze broni +Charlie Hebdo+". Bret ubolewa, że obecnie społeczeństwo "nie akceptuje śmiechu, drwiny ani humoru, które są jak najbardziej pokojowym wyrazem myśli".
"Do wściekłości doprowadzają mnie również liderzy skrajnej lewicy"
– zauważyła Bret, nawiązując do wypowiedzi szefa skrajnie lewicowej Francji Nieujarzmionej Jean-Luca Melenchona. Tygodniki "Charlie Hebdo" i "Marianne" nazwał on "sługusami (radykalnie prawicowego tygodnika) +Valeurs actuelles+".
Według niej "Melenchon nie jest jedyny" w "napędzaniu nienawiści", gdyż wielu polityków, powodowanych klientelizmem "w sposób niegodny" stara się przypodobać potencjalnym wyborcom, "dostosowując narrację do ich wyznania i koloru skóry".