Dzięki decyzjom, które podjęto na szczycie NATO w Warszawie w 2016 r. i które umocniono na ubiegłorocznym spotkaniu Sojuszu w Brukseli, militarna agresja przeciwko krajom bałtyckim i Polsce nie jest już czymś, co moglibyśmy rozpatrywać w kategoriach wysokiego ryzyka (…). Jeżeli zaś chodzi o zagrożenia hybrydowe, nadal musimy stawiać im czoła – mówi minister spraw zagranicznych Łotwy Edgars Rinkēvičs.
Pięć lat temu, kiedy Rosja zajęła ukraiński Krym, większość analityków uznawała tę sytuację za skrajnie niebezpieczną. Jak dziś wygląda to z perspektywy Łotwy?
W ciągu ostatnich pięciu lat byliśmy świadkami zaskakujących zmian. Coś, czego nie mogliśmy sobie wyobrazić jeszcze kilka lat wcześniej, np. fakt, że jedno państwo, a mianowicie Rosja, może zająć terytorium innego państwa, w tym przypadku Ukrainy, stało się rzeczywistością. Trudno było wcześniej oczekiwać, że coś takiego może się stać w XXI w. To całkowicie zmieniło myślenie nie tylko na Łotwie czy w innych krajach bałtyckich, ale w całym NATO i Unii Europejskiej. To doświadczenie również pokazało nam, że chodzi nie tylko o zagrożenie militarne. Wierzę, że NATO sobie z tym poradzi. Ale to, nad czym musimy pracować, to zagrożenie hybrydowe, cyberzagrożenia, a także wojna propagandowa. (…) Choć robimy wiele w tym kierunku, nadal widzę, że zagrożenia na tym polu dla naszych demokracji i naszych narodów są bardzo wysokie.
Łotwa, Litwa i Estonia były pierwszymi zachodnimi państwami, które zwróciły uwagę na zagrożenie ze strony rosyjskiej propagandy. Dlatego rozwinęły też narzędzia do walki z nią.
Kiedy pięć lat temu wraz z polskimi i szwedzkimi politykami podnosiliśmy ten temat na posiedzeniach UE i NATO, patrzono na nas z politowaniem. Mówiono nam: „Zawsze trzeba pamiętać, że wolność słowa jest świętością”. Zgadzamy się z tym. Ale propaganda nie jest wolnością słowa i wolnością prasy. To coś, co musimy traktować jako narzędzie w wojnie informacyjnej. Pracujemy nad tym zagadnieniem od wielu lat, starając się uczulić opinię publiczną. Współpracujemy z łotewskimi dziennikarzami, by stworzyć antidotum na tzw. fake newsy. Podczas ubiegłorocznych wyborów parlamentarnych na Łotwie ustanowiliśmy dobrą współpracę z mediami społecznościowymi, przede wszystkim z Facebookiem, by rozwiązać problemy z [nielegalnym] finansowaniem kampanii politycznych, działalnością tzw. botów w sieci, a także spróbować zatrzymać polityczne kampanie, którymi de facto sterowano zza granicy.
Jednym z możliwych zagrożeń może być próba nastawienia społeczeństwa przeciwko obecności zagranicznych żołnierzy na Łotwie. Jak taka wojna propagandowa wygląda w praktyce?
Na Łotwie stacjonuje dowodzony przez Kanadyjczyków batalion NATO, którego część stanowią polscy żołnierze. I jesteśmy bardzo wdzięczni za wasz udział w tej operacji. Od samego początku rozlokowania wojsk rozwijaliśmy z naszymi kanadyjskimi i polskimi przyjaciółmi, oraz innymi państwami, które są częścią batalionu NATO, strategię walki z niektórymi zagrożeniami. Jak wiadomo, kiedy niemieccy żołnierze przybyli na Litwę, przeciwko nim wymyślono historię o tym, że byli uczestnikami rzekomego nękania lokalnych mieszkańców. Na Łotwie takich insynuacji nie było. Częściowo dlatego, że stworzyliśmy kontrnarrację, zanim pierwsi Kanadyjczycy, Polacy czy Włosi przyjechali do nas. Bardzo ważne było również to, że mieliśmy mocny społeczny program przeciwdziałania propagandzie. Zagraniczni żołnierze nie siedzą wyłącznie w koszarach. Opuszczają bazę, by odwiedzić szkoły i lokalnych mieszkańców. Nawiązują dobre kontakty. Wierzę, że takie małe rzeczy faktycznie czynią różnicę.
Czy można jednoznacznie stwierdzić, że bezpieczeństwo Łotwy wzrosło w ciągu ostatnich pięciu lat?
Dzięki decyzjom, które podjęto na szczycie NATO w Warszawie w 2016 r. i które umocniono na ubiegłorocznym spotkaniu Sojuszu w Brukseli, militarna agresja przeciwko krajom bałtyckim i Polsce nie jest już czymś, co moglibyśmy rozpatrywać w kategoriach wysokiego ryzyka. Mamy żołnierzy NATO w naszych państwach. Coraz lepiej przygotowujemy się do każdego rodzaju militarnych prowokacji. Jeżeli zaś chodzi o zagrożenia hybrydowe, nadal musimy stawiać im czoła. Społeczeństwa w naszych krajach nie są dobrze przygotowane do radzenia sobie z dezinformacją i tzw. fake newsami. Mimo naszych starań, ludzie Sputnika, telewizji RT [dawna Russia Today] czy prowadzący fałszywe konta na Facebooku i Twitterze, ciągle wymyślają coś nowego. Im więcej murów obronnych stawiamy, by odeprzeć cyberataki, tym więcej nowych zagrożeń powstaje. I musimy robić więcej i lepiej w ramach dwustronnej, regionalnej współpracy, jak również na poziomie współpracy w ramach NATO.
Łotwa ma specyficzną sytuację ze względu na sporą mniejszość rosyjską. Jak jej przedstawiciele traktują zagrożenie ze strony Rosji? Czy uważają ją za przyjazne państwo?
Rosyjskojęzyczne społeczeństwo zamieszkujące Łotwę w różny sposób odbiera obecną sytuację z sąsiednim mocarstwem. Mamy na Łotwie osoby, których opinia różni się od tego, co widzą w telewizji nadawanej z Moskwy. Mamy jednak też Łotyszy, którzy wierzą w propagandę nadawaną z Rosji. Jeżeli zapytamy Rosjan mieszkających na Łotwie i oglądających [rosyjską] telewizję, czy popierają działania Kremla i fakt, że przywraca on sobie tytuł wielkiego mocarstwa, oni odpowiedzą „tak”. Im się podoba zagraniczna polityka Rosji. Jednak jeżeli zapyta się ich, czy chcą oddać swoje członkostwo w UE, łącznie ze wszystkimi korzyściami płynącymi w ciągu ostatnich 15 lat, odpowiedź będzie brzmiała „nie”. Więc to bardzo złożony obraz. I tu nie ma dobrej, jednoznacznej odpowiedzi. Pełna analiza o uczuciach rosyjskojęzycznej mniejszości zamieszkującej Łotwę zajęłaby mnóstwo czasu.
Czy myśli Pan, że organizacje międzynarodowe dobrze radziły sobie z zagrożeniami? Mam na myśli nie tylko NATO, ale Unię Europejską czy Radę Bezpieczeństwa ONZ.
To zależy. Jeżeli mówimy o Radzie Bezpieczeństwa ONZ, to niestety widzimy absolutną porażkę. Konflikt na Ukrainie, wojna w Syrii. RB ONZ nie była w stanie zareagować. Pięciu stałych członków Rady, wśród których jest Rosja, wykorzystuje prawo weta. Widzimy, że takie państwa jak Polska, która obecnie jest niestałym członkiem RB ONZ czy sąsiednia Litwa, która sprawowała podobną funkcję wcześniej, zrobiły bardzo wiele na rzecz wspólnych interesów. Niestety, Rada Bezpieczeństwa ONZ jako gremium nie spełnia oczekiwań, które wszyscy w nim pokładamy. Z Unią Europejską jest trochę inaczej. Bruksela potrafiła zachować jedność co do sankcji i wspólnej pozycji wobec rosyjskiej agresji na Ukrainie. Mimo to Unia Europejska też może zrobić więcej. I myślę, że teraz, kiedy zbliżają się wybory do Parlamentu Europejskiego, istnieje szersze zrozumienie, że musimy zwalczać zagrożenia hybrydowe również na poziomie europejskim. Uczymy się, ale nadal możemy zrobić więcej, niż robimy teraz.