GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

"Przeżyliśmy okupację, przetrwamy i mrozy". Mieszkańcy Chersonia chcą zostać w mieście

Mieszkańcy wyzwolonego spod rosyjskiej okupacji Chersonia niechętnie odnoszą się do apeli władz o opuszczenie miasta na zimę. "Przeżyliśmy okupację, przetrwamy i mrozy" – zapewniają. W Chersoniu nie ma prądu, wody ani ogrzewania. Wojska rosyjskie, które uciekły z miasta, zniszczyły całą kluczową infrastrukturę. Nie wiadomo, kiedy zostanie wyremontowana. Wiele ważnych obiektów Rosjanie zaminowali.

Mieszkańcy Chersonia ładują telefony na dworcu, bo tam jest prąd
Mieszkańcy Chersonia ładują telefony na dworcu, bo tam jest prąd
fot. twitter.com/bayraktar_1love

Niemal każdego dnia w Chersoniu słychać głośne wybuchy. Ludzie, stojący w kolejkach po pomoc humanitarną już nie zwracają na nie uwagi. Dzieciaki zastanawiają się, która eksplozja to „przylot” ze strony wroga, a która „wylot” od strony ukraińskiej artylerii.

- Już się do tego przyzwyczailiśmy i nigdzie nie wyjeżdżamy. Zostajemy. Tyle tutaj przeżyliśmy, że już nie czujemy strachu tym bardziej, że do miasta wkroczyli nasi chłopcy

 – powiedziała Emilia, która przyszła do centrum Chersonia po pomoc z dwójką dzieci i mężem.

„Mamy gaz, mamy nadzieję, że go nam nie odłączą. Wodę przywożą nam znajomi, ze źródełka. Jest pomoc humanitarna, mamy zapasy. Jakoś przetrwamy”

W dzielnicach poza centrum Chersonia widać kolejki do beczkowozów z wodą pitną. Przed niektórymi blokami stoją zbudowane z cegieł paleniska, na których gotuje się woda. Jedno z nich obsługuje para młodych ludzi.

- Prowadzimy w tym domu niewielką kawiarenkę, a że nie ma prądu to gotujemy wodę, robimy herbatę i rozdajemy ludziom

 – wyjaśniają. „Na dworze jest zimno, w mieszkaniach zimno, to chociaż tak możemy się ogrzać. Musimy sobie pomagać. O ewakuacji nie myślimy” – dodaje dziewczyna.

"Nie zginiemy"

Pani Iryna przedstawia się jako lekarka. Mówi, że nie może wyjechać z miasta w trosce o swoich pacjentów. Poza tym – tłumaczy – mieszka na przedmieściach, gdzie na razie nie sięgają rosyjskie pociski, wystrzeliwane z prawego brzegu Dniepru.

Wierzymy w Ukrainę, wierzymy, że wszyscy podejmują wysiłki, żeby nam pomóc. Jeśli będzie już zupełnie tragicznie, to niewykluczone że wyjadę. Na razie jednak o tym nie myślimy” - podkreśla.

Kobieta opowiada, że podczas rosyjskiej okupacji nauczyła się, że musi być gotowa na wszystko, tym bardziej, że samotnie wychowuje dziecko.

- Miałam osiem miesięcy, żeby się do tego przygotować. Czekaliśmy na wyzwolenie, ale myśleliśmy, że walki będą trwały dłużej i że spędzimy z ruskimi zimę

 – wyznaje.

- Jeżeli odłączą gaz, to mam kuchenkę na takie małe kartusze. Zrobiłam zapasy jedzenia: słoiki z mięsem, kasza, makaron, czekolada. Każdy ma w domu mały skład. Zgromadziliśmy duże zapasy wody. Nie zginiemy

 – zapewniła pani Iryna.

 



Źródło: PAP, niezalezna.pl

#Chersoń #Ukraina

mk