Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Świat

"Przeżyliśmy okupację, przetrwamy i mrozy". Mieszkańcy Chersonia chcą zostać w mieście

Mieszkańcy wyzwolonego spod rosyjskiej okupacji Chersonia niechętnie odnoszą się do apeli władz o opuszczenie miasta na zimę. "Przeżyliśmy okupację, przetrwamy i mrozy" – zapewniają. W Chersoniu nie ma prądu, wody ani ogrzewania. Wojska rosyjskie, które uciekły z miasta, zniszczyły całą kluczową infrastrukturę. Nie wiadomo, kiedy zostanie wyremontowana. Wiele ważnych obiektów Rosjanie zaminowali.

Autor: mk

Niemal każdego dnia w Chersoniu słychać głośne wybuchy. Ludzie, stojący w kolejkach po pomoc humanitarną już nie zwracają na nie uwagi. Dzieciaki zastanawiają się, która eksplozja to „przylot” ze strony wroga, a która „wylot” od strony ukraińskiej artylerii.

Reklama

- Już się do tego przyzwyczailiśmy i nigdzie nie wyjeżdżamy. Zostajemy. Tyle tutaj przeżyliśmy, że już nie czujemy strachu tym bardziej, że do miasta wkroczyli nasi chłopcy

 – powiedziała Emilia, która przyszła do centrum Chersonia po pomoc z dwójką dzieci i mężem.

„Mamy gaz, mamy nadzieję, że go nam nie odłączą. Wodę przywożą nam znajomi, ze źródełka. Jest pomoc humanitarna, mamy zapasy. Jakoś przetrwamy”

W dzielnicach poza centrum Chersonia widać kolejki do beczkowozów z wodą pitną. Przed niektórymi blokami stoją zbudowane z cegieł paleniska, na których gotuje się woda. Jedno z nich obsługuje para młodych ludzi.

- Prowadzimy w tym domu niewielką kawiarenkę, a że nie ma prądu to gotujemy wodę, robimy herbatę i rozdajemy ludziom

 – wyjaśniają. „Na dworze jest zimno, w mieszkaniach zimno, to chociaż tak możemy się ogrzać. Musimy sobie pomagać. O ewakuacji nie myślimy” – dodaje dziewczyna.

"Nie zginiemy"

Pani Iryna przedstawia się jako lekarka. Mówi, że nie może wyjechać z miasta w trosce o swoich pacjentów. Poza tym – tłumaczy – mieszka na przedmieściach, gdzie na razie nie sięgają rosyjskie pociski, wystrzeliwane z prawego brzegu Dniepru.

Wierzymy w Ukrainę, wierzymy, że wszyscy podejmują wysiłki, żeby nam pomóc. Jeśli będzie już zupełnie tragicznie, to niewykluczone że wyjadę. Na razie jednak o tym nie myślimy” - podkreśla.

Kobieta opowiada, że podczas rosyjskiej okupacji nauczyła się, że musi być gotowa na wszystko, tym bardziej, że samotnie wychowuje dziecko.

- Miałam osiem miesięcy, żeby się do tego przygotować. Czekaliśmy na wyzwolenie, ale myśleliśmy, że walki będą trwały dłużej i że spędzimy z ruskimi zimę

 – wyznaje.

- Jeżeli odłączą gaz, to mam kuchenkę na takie małe kartusze. Zrobiłam zapasy jedzenia: słoiki z mięsem, kasza, makaron, czekolada. Każdy ma w domu mały skład. Zgromadziliśmy duże zapasy wody. Nie zginiemy

 – zapewniła pani Iryna.

Autor: mk

Źródło: PAP, niezalezna.pl
Reklama