W niedzielnych wyborach samorządowych w Turcji prezydent Recep Tayyip Erdogan poniósł jedną z największych porażek w swojej karierze - uważają eksperci. Teraz ważne, czy upora się z wiszącym nad Turcją kryzysem ekonomicznym i jakie wnioski wyciągnie z porażki.
Wynik niedzielnych wyborów lokalnych to jedna z najbardziej znaczących porażek w politycznej karierze Erdogana. AKP (Partia Sprawiedliwości i Rozwoju Erdogana) straciła prawie wszystkie prowincje na zachodnim i południowym wybrzeżu kraju, a także spory kawałek Turcji środkowej, włączając w to stolicę Ankarę. Najważniejsze miasto Turcji, Stambuł, też prawdopodobnie zostanie przejęte przez opozycję
— napisał w komentarzu turecki dziennikarz Emre Kizilkaya.
Co prawda, według nieoficjalnych wyników, Partia Sprawiedliwości i Rozwoju ma w dalszym ciągu ponad 40-procentowe poparcie społeczeństwa, a w koalicji z Nacjonalistyczną Partią Działania (MHP) zdobyła ponad 50 procent, ale wynik ten nie ma zbyt dużego znaczenia w przypadku wyborów samorządowych
- ocenia ekspert.
Kizilkaya uważa, że rezultat wyborów dowodzi, że mimo olbrzymiego wysiłku, jaki w kampanię przedwyborczą włożył sam Erdogan, a także faktu, że rząd prawie w stu procentach zdominował tureckie media, zły stan gospodarki i dewaluacja liry były głównymi powodami porażki konserwatywno-islamistycznej AKP.
"Partie opozycyjne bardzo na tym skorzystały" – pisze dziennikarz, przyznając, że lewicowej i kemalowskiej Partii Ludowo-Republikańskiej (CHP) i współpracującej z nią nacjonalistycznej i świeckiej Dobrej Partii (IYI) udało się także wypracować inteligentną strategię tworzenia koalicji na bazie kalkulacji wyników w poszczególnych prowincjach, co przyczyniło się do ich sukcesu w większych ośrodkach miejskich.
Yoruk Isik, niezależny konsultant ds. międzynarodowych, także uważa, że do wyników wyborów przyczyniła się zła sytuacja ekonomiczna Turcji, ponieważ "niektórzy zwolennicy AKP postanowili z tego powodu nie głosować", oraz postawa prokurdyjskiej lewicowej Ludowej Partii Demokratycznej (HDP), która nie wystawiła własnych kandydatów w wielkich konglomeracjach miejskich.
HDP poinstruowało swoich wyborców, aby głosowali za demokracją i przeciwko AKP, i wielu Kurdów tak właśnie zrobiło, oddając głos na CHP
– powiedział Isik, podkreślając jednocześnie, że "w żadnym wypadku nie należy zakładać, że w związku z tym CHP zdobyła nowych zwolenników".
Konsultant twierdzi, że wynik niedzielnych wyborów dowiódł ponadto, że wbrew temu co twierdzą niektóre zagraniczne media w Turcji w dalszym ciągu istnieje demokracja.
Zachodni dziennikarze często z powodu tego, co słyszą i widzą podczas naszych kampanii wyborczych, myślą, że w Turcji opozycja nie ma żadnej szansy na wygraną. To nieprawda. Zgadzam się, że atmosfera panująca w kraju podczas wyborów nie jest demokratyczna, ale to, co się stało, dowodzi, że w Turcji w dalszym ciągu nie wszystko jest stracone
– powiedział Isik.
Skomentował też sytuację, która zaistniała podczas liczenia głosów, gdy zarówno kandydat AKP na stanowisko burmistrza Stambułu Binali Yildirim, jak i jego rywal z CHP Ekrem Imamoglu ogłosili zwycięstwo. Isik zauważył, że choć prawdopodobnie sprawdzanie, kto naprawdę zwyciężył nad Bosforem, zajmie jeszcze trochę czasu, jest prawie na sto procent pewien, że burmistrzem zostanie ten drugi.
Jeśli dojdzie do ponownego przeliczani głosów w Stambule, może się nawet zdarzyć - pod warunkiem, że będą przy tym obecni obserwatorzy opozycji - że Imamoglu dostanie więcej głosów niż obecnie
– mówi Isik.