Sprzedaż skradzionego w Polsce obrazu Kandinsky’ego tym bardziej dziwiła, że przecież w chwili procedowania aukcji Dom Aukcyjny wiedział już o tym, że dzieło zostało przez kolejnych właścicieli uzyskane od przestępców. Niezależnie od tego, jak dalej ta sprawa się potoczy, pokazuje to, jak Polskę – i to od dawna – traktują duże kraje Zachodu.
Jesteśmy ciągle spychani do roli europejskich pariasów – nie tylko jeśli chodzi o najważniejsze kwestie polityczne, próby wpływania na kształt sądownictwa etc. Ta batalia jest na pierwszym planie zainteresowania opinii publicznej, to oczywiste. Ale podobnie rzecz dzieje się i na innych polach: Polskę spycha się gdzieś w niebyt. Ot, weźmy czasy pandemii COVID-19. Gdy w zachodniej prasie pojawiały się informacje o tym, jak w poszczególnych krajach unijnych rządy radzą sobie z epidemią, o Polsce w artykułach pisano bardzo rzadko, a jeśli już to raczej przy zbiorczych danych z całej Europy. Gdy podawano „przykładowe” sytuacje w krajach unijnych – to zwykle były to takie kraje, jak Francja, Niemcy, Hiszpania, Włochy, czy Szwecja. Ostatecznie Czechy lub Węgry. Polska? Rzadko. A przecież wystarczy spojrzeć na mapę, czy też na liczbę ludności, by zdać sobie sprawę z polskiego potencjału i z wielkości kraju. Czy to wpływa na jakiś elementarny szacunek – także w świecie biznesu i handlu? Ależ skąd…
Czy w muzeach europejskich znajdziemy przewodniki w języku polskim? No, oczywiście, zdarza się – ale tylko tam, gdzie już naprawdę pojawiamy się tłumnie (np. w miejscach pielgrzymkowych). Czy w iPhonie lub MacBooku znajdziemy – wśród słowników do zainstalowania – np. „angielsko-polski”, czy „polsko-francuski”? Pewnie, że nie. Bo Polacy i tak taki sprzęt kupią, więc można ich potraktować po macoszemu.
Takie przykłady można by oczywiście mnożyć. Są one powielaniem schematu zachowań instytucji i osób opiniotwórczych traktujących źle Polskę na arenie międzynarodowej. Rząd PiS jest pierwszym od dekad rządem, który tej fali traktowania naszego kraju z wyższością postanowił się przeciwstawić. I dlatego spowodował taką furię.
Historia z obrazem Kandinsky’ego tylko to wszystko potwierdza. Trzeba było naprawdę mocnych słów ze strony polskich instytucji, by niemiecki Dom Aukcyjny wstrzymał przekazanie, wylicytowanego już obrazu, kupcowi. A co tak naprawdę się stanie dalej z dziełem? Z ciekawością czekam na zakończenie tej sprawy – bo jeśli Niemcy nie uznają roszczeń MKiDN, to będzie to jedynie kolejny dowód na to, że Berlin traktuje Polskę, jako kraj niższej kategorii.