Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Podtopiony komunistyczny raj. Hanna Shen: Nadal życie ludzkie ma w Chinach niewielkie znaczenie

Tragedie, jakie przyniosły powodzie, które nawiedziły Chiny ostatniego lata, pokazały, jak w sposobie zarządzania ChRL niewiele się zmieniło, odkąd to państwo powstało. Nadal życie ludzkie ma niewielkie znaczenie, zwłaszcza w starciu z projektami budowania komunistycznego raju, które są oczkiem w głowie przywódcy. W „komunistycznej arkadii” zawsze są ci równiejsi - pisze w "Gazecie Polskiej Codziennie" Hanna Shen.

Tegoroczne powodzie w Chinach
Tegoroczne powodzie w Chinach
fot. China News Service, CC BY 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=135517949

W 2017 r. prezydent Chin Xi Jinping ogłosił plan stworzenia ok. 100 km od Pekinu „miasta przyszłości”. Ta „nowoczesna metropolia socjalistyczna” nosi nazwę Xiong’an i ma być ukończona do 2035 r. Już w momencie ogłoszenia projektu pojawiły się pytania, jak miasto poradzi sobie z wyzwaniami środowiskowymi typowymi dla regionu, w którym się znajduje. Prowincja Hebei to w dużej mierze nisko położony, bagnisty obszar, podatny na powodzie i susze.

Na ratunek socjalistycznej metropolii

Lipcowy tajfun Doksuri, który sprawił, że na Pekin i okolice spadło najwięcej opadów od czasu rozpoczęcia pomiarów w 1883 r., szczególnie zagroził Xiong’anowi, inwestycji drogiej sercu Xi Jinpinga. Prezydent Xi jest najpotężniejszym chińskim przywódcą od czasów Mao Zedonga, więc jak to w komunistycznym państwie bywa, jego oficjele w momencie zagrożenia powodzią zajęli się ochroną za wszelką cenę oczka w głowie ich przywódcy. 

Zaczęto wykorzystywać sieć tam i zbiorników do odprowadzania wody z przepełnionych rzek do siedmiu wyznaczonych stref powodziowych w Hebei, prowincji otaczającej Pekin. Była to największa od 60 lat próba kontroli powodzi w regionie, która co prawda pomogła Xiong’anowi, ale bezpośrednio przyczyniła się do zniszczenia wiosek w Hebei, domów i źródeł utrzymania wielu mieszkańców prowincji. Jak pisze „Washington Post”, „zdjęcia satelitarne pokazują, że działania władz doprowadziły do dramatycznego wzrostu poziomu wody na obszarach obejmujących co najmniej 95 mil kwadratowych (246 km kwadratowych), czyli prawie 46 tys. boisk piłkarskich”. 

Już w latach 50. w przypadku ogromnych opadów Chiny postępowały według zasady, że to obszary wiejskie są najbardziej przystosowane do przyjęcia głównych skutków powodzi. Problem w tym, że te tereny dziś nie przypominają słabo zaludnionych pól. Małe wioski w wyniku zgód wydawanych przez lokalne władze, mimo wiedzy, że to obszary wyjątkowo podatne na powodzie, zamieniły się w miasta, często wbrew istniejącym przepisom. 

Są ważni i nieważni

Filmiki zamieszczone na portalach społecznościowych pokazują, jak 31 lipca w dzielnicy Mentougou w zachodnim Pekinie doszło do gwałtownych powodzi, w wyniku których samochody były niesione przez wzburzoną błotnistą wodę. Mentougou to do lat 90. wioska, która dziś jest dzielnicą Pekinu z prawie 300 tys. mieszkańców.

Zhuozhou, 80 km od Pekinu, stało się miastem pod koniec lat 80. ub.w. i liczy dziś prawie 700 tys. mieszkańców, którzy, gdy pod koniec lipca zaczęła szaleć ulewa, usłyszeli, że mają tylko 2 godziny na ewakuację. Wielu z nich utknęło w swoich mieszkaniach i domach. Zarówno Mentougou, jak i Zhuozhou leżą w strefach powodziowych, do których wypuszczana może być woda z przepełnionych rzek i zbiorników.

Pracownicy Biura Zarządzania Kryzysowego w Zhuozhou przyznali w mediach, że gwałtowny wzrost poziomu wody w mieście spowodowały nie tyle deszcze, ile decyzja skierowania tam wody z rzeki Juma. Jak podaje oficjalny portal informacyjny China.com, do powodzi w Zhuozhou doszło po tym, jak chiński minister zasobów wodnych Li Guoying zwołał nadzwyczajne spotkanie, na którym nakazał priorytetowo traktować ochronę Pekinu, lotniska Daxing i nowego miasta Xiong’an.

„Postanowili chronić niektóre tzw. ważne obszary i porzucić niektóre tzw. nieważne. To decyzja polityczna”, powiedział gazecie „Washington Post” Wang Weiluo, inżynier i ekspert ds. chińskiego systemu wodnego mieszkający w Niemczech.

Tak więc decyzją polityczną, której celem było ratowanie m.in. projektu Xi Jinpinga, czyli budowy socjalistycznego metropolis, Zhuozhou i pobliskie obszary między Pekinem a Xiong’anem stały się zalewowym polderem.

Zabici, zaginieni i miliardowe straty

Filmy w mediach społecznościowych pokazują wioski, miasta i rozległe pola uprawne w rejonie Zhuozhou zanurzone w głębokiej wodzie, a lokalni urzędnicy przyznają dziś, że potrzeba będzie miesięcy, by wody powodziowe całkowicie opadły.

„Cały projekt ochrony przeciwpowodziowej (opracowany przez Komunistyczną Partię Chin – przyp. H.S.) nie skupia się na bezpieczeństwie życia ludzi. To główne obszary miejskie Pekinu czy Tianjin, gdzie mieszczą się siedziby rządu centralnego, oraz nowo budowany Xiong’an są w centrum działań ochronnych”, twierdzi Wang Weiluo.

Niektórzy mieszkańcy zalanych obszarów w wypowiedzi dla „Washington Post” przyznali, że nie byli w ogóle świadomi, że mieszkają w strefach zalewowych. Niektórzy mówili, iż rządowi pracownicy odpowiedzialni za działania przeciwpowodziowe nie powiadomili ich, że ich domy zostaną zalane, co sprawiło, że cały ich dobytek uległ zniszczeniu. „Nikt nigdy nie poinformował nas o zrzutach powodziowych ani nie kazał przygotować się do ewakuacji. Gdybyśmy mieli tę wiedzę, nie pozostawilibyśmy tak wielu rzeczy (…) Wszystko jest zalane. Ledwo mogę obliczyć moje straty”, powiedział dziennikarzom „New York Timesa” jeden z mieszkańców Zhuozhou.

Być może nigdy nie będzie wiadomo dokładnie, ile osób zginęło lub zostało wysiedlonych w czasie powodzi na północy Chin. Oficjalne dane mówią o 29 ofiarach śmiertelnych, ok. 140 osobach nadal zaginionych i przesiedleniu około 1,75 mln ludzi, w tym ponad 900 tys. ze stref, w których w wyniku decyzji politycznej zalane zostały domy. Bezpośrednie straty gospodarcze Chin spowodowane klęskami żywiołowymi od lipca do sierpnia wyniosły 95,8 mld juanów (13,2 mld dol.), co stanowi dwukrotność strat poniesionych w ciągu pierwszych sześciu miesięcy tego roku, spowodowanych ekstremalnymi opadami deszczu i powodziami po tajfunach.

Ocenzurować gniew i krytykę

Działania władz wobec mieszkańców zalanych terenów wywołały ogromny gniew. Ocaleni skarżyli się, że nie otrzymali wystarczającego ostrzeżenia o zrzucie wód powodziowych, i wątpią, że otrzymają rekompensaty za swoje straty.

„Mój dom zniknął. Sprzęt w fabryce jest zniszczony. Wiele osób nadal musi spłacać kredyty hipoteczne i samochodowe, a także płacić za edukację swoich dzieci. Oczywiście, że jestem zły”, powiedział dziennikarzom „Washington Post” kierownik fabryki we wsi Renzhuangzi w powiecie Bazhou, która została zalana w taki sam sposób jak Zhuozhou.

I nie był to gniew, który Chińczycy skrywali. 5 sierpnia dziesiątki osób protestowały przed siedzibą rządu w Bazhou. Rozwinięto długi sztandar z napisem: „Oddajcie nam nasze domy. To wy wypuściliście wodę, a mówiliście nam, że to był deszcz”.

Ludzie w szczególności potępiali to, że partyjni przywódcy w prowincji Hebei byli bardziej zainteresowani uspakajaniem i ochroną przywódców krajowych w Pekinie niż ochroną milionów chińskich obywateli. Sekretarz KPCh w Hebei Ni Yuefeng nawet głośno powiedział, że jego prowincja będzie „fosą chroniącą Pekin”. Wobec tego komentarza rozgorzała tak ostra dyskusja w chińskim internecie, że w końcu władze nakazały cenzorom ją wygasić.

Z internetu zaczęły szybko znikać komentarze krytykujące zachowanie władz, np. te określające słowa sekretarza Ni o fosie jako bezczelne czy wpis mówiący, że „okazuje się, że życie ludzkie jest bezcenne, ale życie niektórych jest bardziej bezcenne”.

Hu Xijin, były redaktor naczelny gazety KPCh „Global Times”, szybko „wyjaśnił” we wpisie na chińskim serwisie społecznościowym Weibo, że określenie okolic Pekinu jako fosy „odnosi się głównie do polityki i bezpieczeństwa, co oznacza, że stabilność społeczna wokół Pekinu sprzyja zarządzaniu stolicą”, i pouczył Chińczyków, by zakładali, że kadry partyjne mają zawsze „dobre intencje”. Media w ChRL pisały o „mocnej” i „adekwatnej” reakcji prezydenta Xi Jinpinga na „niszczycielskie powodzie w północnych Chinach”. I to mimo faktu, że od momentu ogromnych opadów Xi w rzeczywistości milczał i nie pokazywał się publicznie przez kilka dni. W odróżnieniu od swoich poprzedników nie udał się szybko na miejsca katastrofy. Zrobił to dopiero w zeszłym tygodniu, ale stała za tym polityka, a nie troska o jego rodaków. Xi Jinping, tak jak Putin, zdecydował się nie brać udziału w szczycie państw G20 odbywającym się w Indiach, a wymówką była podróż w regiony na północy Chin dotknięte powodzią ponad miesiąc temu.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Chiny

Hanna Shen